Lubisz czytać kryminały? To tak jak jeden z policjantów z Archiwum X. W nich prawda zawsze wychodzi na jaw, policjanci wygrywają, a sprawiedliwości staje się zadość. Ale w prawdziwym życiu nie zawsze tak bywa.
Krakowska sprawa Skóry, bestialskie morderstwo premiera Jaroszewicza, dziwne „samobójstwo” młodej dziewczyny w Skierniewicach – te i inne sprawy łączy jedno: ofiarom w brutalny sposób odebrano życie a sprawcy pozostawali lub nadal pozostają nieuchwytni. Gdy działania policji, prokuratury i sądów zawodzą, policjanci z Archiwum X, tajnych zespołów do spraw niewykrytych zabójstw, są dla rodzin ofiar ostatnią nadzieją.
Najmroczniejsze scenariusze pisze życie
Reporterka Iza Michalewicz jako pierwsza dotarła do akt sądowych, zyskała zaufanie policjantów, świadków i rodzin ofiar. W trzymających w napięciu reportażach z niezwykłą dbałością o szczegół opisuje zbrodnie (prawie) doskonałe. Ujawnia motywacje i metody działania morderców, przybliża sylwetki tych, którzy ich ścigają. I uparcie szuka odpowiedzi na dręczące ją pytanie: czy to możliwe, że o naszym życiu i śmierci, zbrodni i karze nieraz decyduje zwykły przypadek?
Iza Michalewicz – reporterka, współautorka bestsellerowej biografii Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia, autorka zbioru reportaży Życie to za mało. Notatki o stracie i poszukiwaniu nadziei oraz książki Rozpoznani o rozpoznanych na kadrach powstańczej kroniki filmowej uczestnikach Powstania Warszawskiego. Laureatka nagrody Grand Press, finalistka Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Iza Michalewicz
„Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X” – fragment
SKÓRA
Psychologiczny profil sprawcy, stworzony na potrzeby śledztwa, w telegraficznym skrócie można scharakteryzować tak: wiek (w chwili popełnienia zbrodni) 22-35 lat, typ lokalny, najprawdopodobniej mieszkaniec Krakowa. Silny i sprawny mężczyzna, o przynajmniej średniej, a nawet podwyższonej inteligencji. Odludek, zaburzony seksualnie. Z doświadczeniem w posługiwaniu się nożem, skalpelem, w oprawianiu zwierząt. Niewykluczone, że odwiedza grób ofiary, istnieje możliwość fizycznego jej podobieństwa do sprawcy.
Internet pęka w szwach od pytań, kto i dlaczego odebrał życie dwudziestotrzyletniej, cichej i wycofanej dziewczynie. Bardzo ciekawą analizę przeprowadza Adam Gabryelów, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie na blogu Trzecie dno: „Do zbrodni trzeba często jakiejś inspiracji. W tym przypadku
było nią zapewne Milczenie owiec, film – lub książka – opowiadająca o psychopatycznym kanibalu doktorze Hannibalu Lecterze. Tak też media okrzyknęły zabójcę z Krakowa. Niesłusznie, ponieważ to nie Lecter był inspiracją dla oprawcy znad Wisły. Nasz rodzimy psychopata zainspirował się Buffalo Billem, postacią, która w Milczeniu owiec gra rolę drugoplanową”.
To jego ściga Clarice Starling, agentka FBI grana przez Jodie Foster. Buffalo Bill obdzierał skórę ze swoich ofiar, a z jej kawałków szył sobie ubranie, dzięki któremu wcielał się w kobietę.
„Prześledźmy sposób myślenia policyjnych profilerów” – pisze Adam Gabryelów. „Ich postępowanie wbrew pozorom nie opiera się na żadnej psychoanalizie ani podobnych teoriach, ale jest działaniem odwołującym się do statystyki. To zarazem siła i słabość tego podejścia. Z jednej strony jest to metoda w dużym stopniu naukowa. Polega na porównywaniu cech analizowanej zbrodni z bazą danych zebranych przy okazji poprzednich przestępstw. (…) Typowe profilowanie policyjne bazuje na założeniu, że istnieją pewne specyficzne cechy osób popełniających dany typ przestępstw i na postawie analogii można przewidzieć, kim jest aktualnie poszukiwany przestępca”.
Szczątki Katarzyny zostały wrzucone do rzeki, czyli zabójca zrealizował scenariusz znany z Milczenia owiec, więc absolwent SWPS założy, że to nie był przypadek, a co za tym idzie – sprawca wcale nie musiał nawet mieszkać w Krakowie: „Być może pozbył się zwłok w miejscu związanym bardziej z Katarzyną niż ze sobą samym”.
Bloger przygląda się też dokładnie „strojowi” ze skóry, znalezionemu w Wiśle, sięgającemu „od okolic pochwy do szyi, a nawet nieco wyżej”. Ponieważ nie ma w nim żadnej symetrii, pisze, że z jakiegoś względu nie była ona istotna dla sprawcy. Charakterystyczne są wycięcia w okolicach ud i części intymnych. Sutki wykrojone misternie, jakby sprawca chciał przyjąć płeć ofiary.
„Właśnie płeć, a nie – jak sugerują przytaczani przez media profilerzy – tożsamość” – analizuje Adam Gabryelów. „Z psychologicznego punktu widzenia tożsamość lokuje się na twarzy, miejscu, które wyraża najwięcej emocji i które jest charakterystyczne dla konkretnej osoby.
(…)
Poza tym „kostium” jest zrobiony niedbale, co zdaniem blogera świadczy o tym, że sprawca – wbrew opinii policji – nie był ekspertem w obróbce tego materiału, lecz „zadowolił go ogólny schemat kobiecości, bez przykładania wagi do detali”. Więcej nie zaatakował. A może po prostu sprytniej ukrył ciało? Jeśli tego nie zrobił, to dlaczego przestał zabijać?
Musiał poznać swoją ofiarę. Tego śledczy są pewni. Trzy tygodnie przed śmiercią, kiedy to Kasia wychodziła
„na uczelnię”, ale tam nie docierała, mogą okazać się kluczowe w rozwiązaniu sprawy jej zabójstwa. Jednak nikt nie wie, dokąd i z kim chodziła. Śledztwo utyka w kolejnym martwym punkcie.
W lutym 2014 przejmuje je Prokuratura Apelacyjna w Krakowie po tym, jak po podjęciu go dwa lata wcześniej na szczątkach Kasi specjaliści odnaleźli między innymi pozostałości roślin, które nie należą do środowiska wodnego. Laboratorium 3D Uniwersytetu Wrocławskiego odtworzyło też w trójwymiarze przebieg tego zabójstwa.
(…)
W październiku 2016 roku, po osiemnastu latach od zabójstwa, nurkowie z Grupy Specjalnej Płetwonurków RP przeszukują dno Wisły na odcinku od uskoku w Dąbiu (gdzie znaleziono nogę ofiary) do Wawelu. Do mamy Kasi Zowady w moim imieniu dzwoni Bogdan Michalec, szef krakowskiego Archiwum X. Ale matka, udręczona tajemnicą śmierci córki, ponowną ekshumacją jej zwłok i niezdrowym zainteresowaniem mediów, odmawia rozmowy. Zgodzi się na spotkanie, gdy śledczy rozwiążą już zagadkę śmierci Kasi.
Przełom następuje na początku października 2017 roku. Cała Polska obserwuje, jak zamaskowani policjanci prowadzą w kajdankach niewysokiego, krępego, mocno zbudowanego mężczyznę. Trąbią o tym wszystkie telewizje, pisze prasa, dyskutuje internet.
Kim jesteś, Robercie J.? – to pytanie zadają sobie niemal wszyscy. Wiadomo, że od samego początku był w kręgu zainteresowania policjantów. Jego zeznania jako świadka pojawiają się w pierwszych tomach akt śledztwa. Dziś ich liczba urosła już do stu dwudziestu.
Fragment i materiały dodatkowe zamieszczono dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.