Strata bliskiej osoby to prawdopodobnie najboleśniejsze doświadczenie, jakie może być udziałem człowieka. Trudno też mówić o przeżyciu bardziej ludzkim, szczególnie, że niemal każdy musi w swoim życiu zmierzyć z żałobą. Czy możemy coś zrobić w sytuacji, w której czujemy, że nasz świat się zawalił?
Doświadczenie takie stało się udziałem autora niniejszej książki, pastora Piotra Gąsiorowskiego. W wypadku zginęła jego ukochana żona. Po tym tragicznym zdarzeniu musiał przebyć drogę do pojednania i ponownego zawierzenia Bogu.
Czy można wybaczyć Bogu nieszczęście, które nas spotkało?
Piotr Gąsiorowski dzieli się swoimi doświadczeniami, tym, jak w jego przypadku przebiegał proces „przebaczenia Bogu”. To droga od poczucia krzywdy, żalu i wyrzutów kierowanych do Boga ku pokojowi serca i pojednaniu.
Najtrudniejsze słowa Modlitwy Pańskiej: bądź wola Twoja! Niezwykle osobisty tekst o dramacie płynącym z niepojętych wyroków Opatrzności. Głębokie psychologiczne świadectwo zmagania uczuć i przekonań. Polecam tę lekturę każdemu, kto sam zmaga się z własnym stosunkiem do Boga. Sam odczułem świadectwo zawarte w tej książce jako niezwykle szczery głos o intymnym dramacie.
Krzysztof Zanussi
Piotr Gąsiorowski (ur. 1965) – dr teologii systematycznej, pastor Ewangelicznego Kościoła Metodystycznego w Krakowie, założyciel i przewodniczący Instytutu Przywództwa. Jego książka „Wybaczyć Bogu”, w Polsce wydana przez wydawnictwo Esprit, została przetłumaczona na język angielski i duński. Autor publikuje artykuły w czasopismach chrześcijańskich i występuje jako wykładowca z dziedziny przywództwa. Jest dumnym ojcem dorosłych już dzieci – Joanny i Łukasza. Uprawia triatlon i uwielbia żeglarstwo.
Książka z oferty: Wydawnictwo Esprit.
Piotr Gąsiorowski
„Wybaczyć Bogu” – fragment
Z czasem ran przybywa. Zdarza się, że sposobem, w jaki próbuje się powstrzymać biegnących, jest przekonywanie ich, że istnieją większe cierpienia. Sam słuchałem podobnych zdań i tylko dzięki resztkom poczucia przyzwoitości i świadomości, że słowa te padały w dobrej wierze, nie rzucałem się na ludzi z pięściami.
Co z tego, że są większe cierpienia?! Gdy cierpimy, zawsze znajdziemy powód, dla którego to nasz ból jest największy i z niczym nie można go porównać. Nie ma jednak żadnej skali, na której można by zestawiać ze sobą siłę cierpienia.
Wypadki, w których ginie kilka osób, uznajemy za bardziej tragiczne od tych, w których zginął tylko jeden człowiek. Nie jest to jednak perspektywa tych, którzy ponieśli stratę. Dla cierpiącego serca to nie ma znaczenia!
Warto o tym wiedzieć, wszak cierpienie jest doświadczeniem powszechnym. Badania pokazują, że już niemowlę wyraża krzywdę, jaka je spotkała, kiedy zaczyna odczuwać głód. Nie rozumie tego, co się dzieje, ale oczekuje, że wydarzy się coś, co zmieni jego poczucie dyskomfortu.
Przytulone do piersi odkrywa, że życie dzieli się na dwa etapy: szczęścia – gdy jest najedzone, nieszczęścia – kiedy jest głodne. Przekonywanie oseska, że inni cierpią bardziej, nie zmniejsza ani głodu, ani natężenia jego krzyku. Nie uda się go pocieszyć opowiadaniem o dzieciach głodujących w Afryce.
Kiedy kilka lat później dziecku zepsuje się ulubiona zabawka, jego rozpaczy nie zmniejszy mówienie mu o dzieciach, które nigdy w życiu takiej nie zobaczą i wiele by dały za chwilę zabawy nawet tą zepsutą. Później, gdy pozna smak pierwszych nastoletnich miłosnych rozczarowań, nie pocieszy go informacja, że jeszcze nieraz pozna kogoś interesującego. Dziecko cierpi całą mocą swojego serca. W dorosłym życiu zbytnio się to nie zmienia.
Cierpi porzucona żona, której nie pocieszy rosnąca liczba rozwodów. Cierpi pozbawiony pracy ojciec i nie ma dla niego znaczenia, że wokół są inni bezrobotni. Cierpi pozbawiona domu rodzina i nie znajduje ulgi, gdy inni stracą dobytek. Każde cierpienie jest zawsze stuprocentowe.
Słowa, że inni cierpią bardziej, tylko zwiększają tempo ucieczki. Nie ma znaczenia, czy powodem ucieczki jest problem z wybaczeniem samemu sobie, czy komuś innemu, czy może cierpimy z powodu wydarzeń, które nie mają konkretnego sprawcy.
I tak biegniemy z okrzykiem: dlaczego?
Porównywanie cierpień jedynie zwiększa wrażenie, że nikt nas nie rozumie. Bóg nie rozróżniał między wołającymi o pomoc. Chrystus z taką samą uwagą i miłością pomagał ślepcowi, inwalidzie, prostytutce i członkom ówczesnych elit świątynnych czy wojskowych. Warunkiem wybaczenia nie jest zmniejszanie rozmiarów poniesionej straty, ale rzeczywiste i prawdziwe jej określenie.
Nie pomoże w tym próba pomniejszania cierpienia czy bagatelizowania tego, co się wydarzyło. To prowadzi donikąd!
Dzisiaj już wiem, że świat jest wypełniony uciekinierami. Jednym z moich ulubionych filmów jest Forrest Gump w reżyserii Roberta Zemeckisa z 1994 roku, oparty na powieści Winstona Grooma. To historia nie do końca sprawnego umysłowo i dojrzałego emocjonalnie człowieka, którego metodą na radzenie sobie z problemami jest ucieczka.
Przez cały film brzmi wołanie: „Biegnij,Forrest, biegnij!”. Filmowy bohater napotyka w swoim życiu na różne przeszkody, przytrafiają mu się przedziwne sytuacje. On jednak wytrwale biegnie.
W życiu jedni uciekają, bo stracili kogoś bliskiego, drudzy – pracę lub z jeszcze innych powodów, ale ostatecznie dochodzą do miejsca, w którym Forrest Gump powiedział, że „życie jest jak pudełko czekoladek i nigdy nie wiesz, na co trafisz”. Ta myśl staje się doświadczeniem uciekających.
Przyjmują postawę filmowego bohatera i… biegną. Wydaje im się, że to jedyne rozsądne, a przede wszystkim jedyne dostępne rozwiązanie. To sposób, w jaki wyrażają swój bunt wobec doznanej niesprawiedliwości i jej sprawcy. Przepełnieni bólem, niepokojem i krzywdą, które tak bardzo im doskwierają i stają się coraz trudniejszym do niesienia ciężarem – biegną.
C.S. Lewis w swojej książce Problem cierpienia tak opisuje pragnienie ucieczki:
„Gdy myślę o cierpieniu – o niepokoju, który trawi mnie jak ogień, i samotności, która rozpościera się jak pustynia, i o łamiącej serce rutynie monotonnej marności, czy też o tępych bólach, które spowijają czernią cały krajobraz, czy też o przyprawiającym o mdłości bólu, który potrafi rozbić ludzkie serce jednym ciosem (…) to gdybym znał jakąkolwiek drogę ucieczki, przeczołgałbym się przez ścieki, aby ją odnaleźć” (tłum. A. Wojtasik).
Mijały kolejne lata, a ja wciąż biegłem. Moim sposobem ucieczki była praca. Starałem się pracować do upadłego, aby zagłuszyć krzyczące serce. Dzień był wypełniony do granic możliwości, abym wieczorem nie miał już siły na myślenie. Byli ludzie, którzy próbowali przekonać mnie, że to tylko kwestia czasu, który podobno goi rani.
Tłumaczyli, że w końcu znajdę siłę na pojednanie z Bogiem. To kolejne kłamstwo, które może prowadzić do pozornego wybaczenia. Czas wcale nie leczy ran, czas nas oddala, ale nie zmienia serca, nie przynosi uzdrowienia.
Brak wybaczenia skupia się na winie, a tej czas nie zmywa. Wina grzechu nie została zmyta czasem historii, ale pokutą i ofiarą. Wydarzyło się coś bardzo konkretnego i rzeczywistego, co zmieniło istniejący stan rzeczy!
Siła potrzebna do wybaczania nie wynika z czasu. Kolejne dni są tylko pokazują, że nie można biec bez celu. Skrzywdzeni oczekujemy zadośćuczynienia naszej krzywdzie.
Nie chcemy zapomnienia, a to ono jest istotnym elementem wybaczania, dostępnym jednak tylko Bogu. Wszechmocny, gdy wybacza, puszcza w niepamięć wszystko, co nas obciążało.
Ale On nie pamięta nie dlatego, że ktoś wymazał Mu to z pamięci. Nawet w niebie nie ma przy Bożym tronie przycisku z napisem: „reset”, który jakiś usłużny anioł naciska za każdym razem, gdy Bóg wybacza.
Fragment zamieszczony dzięki uprzejmości autora.