Emocjonalny związek ludzi z pewną miejscowością, czy miastem i siła sprawcza tkwiąca w tym związku, to myśli, które często pojawiają się, kiedy zmieniamy miejsce zamieszkania, niezależnie od tego, na jak długi czas. Wielu z nas odczuwa wtedy potrzebę stworzenia tego związku na nowo i z nową przestrzenią, poprzez poszukiwania i próbę zdefiniowania jej indywidualnej specyfiki. A ponieważ są to poszukiwania niezwykle osobiste, dopuszczające subiektywny wachlarz odniesień, taką przestrzenią, dzięki której możemy łatwiej zaprzyjaźnić się z nowym miejscem, ubrać je w nowe symbole, poskładać dla siebie jego, pewnego rodzaju tożsamość, jest teatr.

Oto pięć krótkich impresji, które niewątpliwie zdefiniują moje postrzeganie Warszawy, pod postacią teatralnych recenzji i w poszukiwaniu bohaterów literackich.

1. Co powie mama?
„Tato nie wraca” w reżyserii Piotra Ratajczaka
na podstawie wspomnień Agnieszki Przepiórkowskiej
Teatr Konsekwentny, Rynek Nowego Miasta 5/7

Co powie tata, po dwudziestu ośmiu latach, paru miesiącach  kilku dniach, odkąd ją zostawił? Co powie? Kiedy przypadkiem usiądzie przed nią, jako klient banku, w którym ona pracuje. Nic dziwnego, że milczy, kiedy ona wykrzykuje jego nieobecność w całym jej dotychczasowym życiu. Oto problematyka, którą chcą podzielić się z nami twórcy spektaklu „Tato nie wróci”, wyrażona wprost, bezpośrednio. A co powie mama, po dwudziestu ośmiu latach, paru miesiącach  kilku dniach? Kiedy jej syn, już dorosły usiądzie przed nią, gdy ona już będzie u szczytu kariery zajmowała dyrektorskie stanowisko w centrali lidera bankowości detalicznej w tej części Europy. Oto pytanie, które nie padło na scenie, a które pojawiło się w mojej głowie jako pierwsza i zarazem najsilniejsza myśl po premierze sztuki. Kilkuletnie dziecko staje się tłem i zostaje wkomponowane w obowiązki matki wobec lidera bankowości.

Na początku bohaterka zwrócona jest do widza bokiem, następnie widzimy jej plecy, potem zbliża się i śledzimy coraz wyraźniej sięgającą jej oczu czerń żalu. Także proste linie żaluzji bankowego okna szybko okazują się naciągniętymi strunami nerwów, napinającymi przestrzeń, które układają się w zamkniętym, korporacyjnym sześcianie życia bohaterki, w bolesne, przygniatające kształty, zakrzywiają się w omamy, w skrzypiące koszmary. Ten sześcian scenografii to studnia samotności i zakłamania, z postacią, próbującą wydrapać się na powierzchnię. Stąd ciche, opadające zakończenie: dno studni jest niewyczerpane, jak niewyczerpane jest poczucie odrzucenia, a mimo to z zawartości studni bohaterka nieraz będzie jeszcze czerpać. I tylko pytanie: siły, czy usprawiedliwienia? Spektakl dotyczy tak poważnego tematu, ze choć jest otwarty na dialog z widzem, jest skierowany do wewnątrz, a widz nie może oczekiwać zakończenia, które rozwiąże problem jak cięcie noża.

Na zakończenie warto dodać, że celowe zaznajamianie odbiorców sztuki z kontekstem jej podłoża, czasem może wiązać się z ryzykiem ulegnięcia pokusie szukania kontrowersji, analizowania bardziej biografii pomysłodawcy, niż treści spektaklu. W przypadku „Tato nie wróci” stanowi jednak cenne uzupełnienie formy spektaklu samego w sobie i potęguje uczucie współuczestnictwa  ponieważ zdającemu sobie sprawę z wątków biograficznych, zawartych w przedstawieniu, widzowi, pomaga w odczuciu emocji, towarzyszących powstawaniu monodramu. I nawet pomimo, iż doskonała gra aktorki nie korespondowała momentami z zachowaniem widowni, której niektórzy przedstawiciele bardziej pasowali do obrazku ze „spopcornionego” kina nowojorskiego, emocje te złożyły się na jedną z najpiękniejszych esencji sztuki teatralnej, którą, jako widz, mogłam doświadczyć.

I choć trudno by mi było nazwać Rynek Nowego Miasta, gdzie ma swoją siedzibę Teatr Konsekwentny, miejscem magicznym, dla mnie na pewno jakiś „cud” tu się zdarzył.

09.09.2013

 

2. Lekcja literatury na podstawie love story
„Anna Karenina”, w reżyserii Pawła Szostaka
na podstawie powieści „Anna Karenina” Lwa Tołstoja
Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza, pl. Defilad 1

„Anna Karenina” Lwa Tołstoja to klasyka literatury i bez względu na to, jakie argumenty za zasadnością jej adaptacji, jak i nieprzemijalnością myśli autora przedstawimy, zawsze będzie, każda jej prezentacja na deskach teatralnych, przyciągającym uwagę, wydarzeniem kulturalnym. Wbrew zapowiedziom krytyków, warszawski Teatr Studio, również aktualny sezon rozpoczął wspominanym spektaklem.

Recenzje, jakie od jego premiery pojawiały się w prasie, nie zaliczają sie do gatunku budujących i zachęcających do zapoznania sie z repertuarem Studia. Cii…, zaczyna się! Piękne schody, kandelabry na ścianach, kryształy, dywany kierują mnie na salę teatralną, a tam doskonały scenariusz, (wielowątkowa fabuła, ekwilibrystyka słów) i momentami godna pochwały gra aktorska sprawiają, że na warszawskim Placu Defilad rozgrywa się egzystencjalne, rosyjskie love story sprzed prawie dwóch wieków. Ale rozgrywa się nie dla wszystkich.

Godna podziwu wydaje się wytrwałość brnięcia w kolejny sezon, wbrew ocenom i oczywistym wpadkom, w bezkres bezsensu, śmieszności i groteski, którą ucieleśnia sceniczna wizja Anny Kareniny. Być może zdanie publiczności i recenzentów nie jest dla twórców widowiska zbyt istotne, a liczą się tylko samozadowolenie i poczucie „pełnienia misji”, jednak misja ta utraciła swoją wyrazistość, w obliczu scenicznych uproszczeń, zaprezentowanych publiczności.

Zaraz, zaraz, przecież wspomniałam, ze spektakl ma jednak szanse zaistnieć dla nielicznych widzów  Tak. Pod warunkiem, ze wejdą oni do Teatru Studio ze świadomością jakich pojęć, jakich problemów, jakiego specyficznego języka Tołstoja szukać, a więc poniekąd tych, którzy przyjdą obejrzeć „Annę Kareninę”, aby dowiedzieć się czegoś o filozofii i psychologii, zawartej w dziełach tego pisarza. Osobną kwestią pozostaje, na ile takiemu dydaktycznemu podejściu można zaufać, biorąc pod uwagę problematykę samego procesu adaptacji. Ważniejsze wydaje się pytanie, czy warto zasiadać w teatrze jak na lekcji literatury, i czy nie jest to największą porażką sceny, zmuszać widza do usprawiedliwiania spektaklu choćby poprzez szukanie w nim wiedzy, gdy magia sceny okazuje się zawodzić.

07.09.2013

 

3. Pig on dark side…
„Świństwo” w reżyserii Anity Poddębniak
na podstawie powieści „Świństwo” Marie Darrieussecq
Teatr Konsekwentny, Rynek Nowego Miasta 5/7

Jacy jesteśmy, jak nam się wydaje – wspaniałomyślni, słuchając opowieści kobiety, przeobrażającej się w świnię! Jak fascynujemy się własną tolerancją i zainteresowaniem problemami społecznymi! I jak to pięknie świadczy o naszej nowoczesności, otwartości i empatii! A że wielu z nas poczuło obrzydzenie i pogardę do bohaterki i jej losów, i (byle!) niezauważalnie dostrzegło w niej zwierzę, podobnie jak niezauważalnie przeszła ona sama dla siebie tę metamorfozę?… Czy nie to należy wyartykułować, kiedy konteksty społeczne, towarzyszące zarówno książce, jak i dramatowi, obiegły już areny i okolice (kontr)kultury? Ale, o ile zmiana kobiety w maciorę przebiega poniekąd na jej własne życzenie, w zgodzie z jej intuicją, ciałem i oczekiwaniami od życia, widz musi się ukrywać i to nie dlatego, żeby ktoś obok nie dostrzegł, nie wyczytał jego pogardy, czy może satysfakcji, ale żeby myśli te nie przysłoniły mu wspaniałej, wspominanej własnej tolerancji,

z którą – przyznaj – wchodziłeś do teatru!

Ten jeden pokój, ze „świnią”, leżącą na kanapie, oczekującą na pojawienie się księżyca, bo tylko „pod nim” warto przybrać ludzką postać, ten jeden pokój prowokuje milion pytań, z których wypisać można choćby takie słowa: zarodek, dusza, macierzyństwo, rozkosz, przygoda. I jak się okazuje, obok pytań, wstydliwe do opisania oskarżenie, które przecież, spuszczonym wzrokiem, wypisywaliśmy sobie na plecach, już prawie wychodząc z teatru na swój autobus, swoją taksówkę, w swoją stronę…

14.09.2013

 

4. Wariactwo kontrolowane
„Wariat i zakonnica” w reżyserii Igora Gorzkowskiego
na podstawie dramatu „Wariat i zakonnica” Stanisława Ignacego Witkiewicza
Teatr Powszechny im. Zygmunta Hubnera, ul. Zamojskiego 20

Spektakle w Teatrze Powszechnym, w dni, w których organizowane są na Stadionie Narodowym widowiska, to prawdziwe wyzwanie logistyczno – transportowe dla tych, którzy do teatru chcą dotrzeć na czas. Niektórych uratowała obsługa parkingu przy teatrze, niemniej, wielu śpieszących na „Wariata i zakonnice” miało poważne problemy z dotarciem, co było widać po ilości zagonionych spóźnionych  wchodzących chyłkiem, i nie zawsze dyskretnie, na salę. Jednak pytanie, czy nie warto byłoby się zastanowić nad kilkuminutowym chociaż opóźnieniem spektaklu, wiedząc, jak wygląda dojazd, pozostawiam na marginesie. Na środku kartki kilka słów o poprawności.

Scena, dekoracje, gra aktorska – wszystko to było jak najbardziej poprawne, bez potknięć, dopracowane, przewidywalne, i określenia te, w różnej kolejności, przewijają się w licznych recenzjach spektaklu. Tylko, czy idąc do teatru na sztukę Witkacego oczekujemy poprawności? Także brak zarzutów to trochę za mało. Do spostrzeżeń  że wariata widzieliśmy granego na pół gwizdka, pragnę dodać, że słuchając jego – jaaa! Chciałam, aby było to choćby gardłowe  ja!ja!ja! Gintrowskiego. Trochę ożywienia wprowadzili grający i tańczący aktorzy – muzyka zresztą została doskonale dobrana. Warto też wspomnieć role pielęgniarzy, którzy mieli swoje kilka minut pod koniec spektaklu i wykorzystali je znakomicie. Ale to wszystko. Bez wysiłku, bez uniesień, bez wrażeń tak na prawdę. Miało być miło, krótko i przystępnie dla wszystkich, i było, nawet za krótko dla niektórych, bo nie wszyscy zorientowali się, że to już koniec.

Gdy żeńską personifikacją aktu twórczego artysty jest subtelnie pląsająca kobieta z kwiatkiem we włosach, a głównymi mieszkańcami jego raju wyobraźni klauni, ubrani w to, co odnalezione na uniwersalnej półce w teatralnej garderobie, wychodzimy niezmienieni, bez tego poszumu w głowie, który każe inaczej przysłuchać się światu.

Jednym zdaniem: po prostu nie ma szału.

21.09.2013

 

5. Cudotwórca: artysta niezdefiniowany
„Cudotwórca” w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego
na podstawie dramatu „Cudotwórca” Briana Friela
Teatr Dramatyczny m. st. Warszawa, pl. Defilad 1

No i coż, że cudotwórca to człowiek, którego być może spotkałam już w życiu wiele razy, ponieważ to ten właśnie, w którego wcielił się Adam Ferency, przeprowadził identyczne śledztwo na mojej tożsamości, jakie ja przeprowadzałam na jego, podczas trwania przedstawienia i jeszcze długo po nim:

-Wykształcenie, umiejętności…
-…
-…Proszę podpisać: Zostałem poinformowany, że ponoszę odpowiedzialność karną za podanie błędnych lub nieprawdziwych danych, a także za składanie nieprawdziwych oświadczeń w trakcie swojego ży…

Cudotwórca obdarty z aury tajemniczości pojawia się przed nami taki właśnie, jak na przesłuchaniu. I naprawdę nie ma w nim na pozór żadnej tajemnicy. Nie jest jednak zwykłym człowiekiem, o nie! Zwykły człowiek w teatrze? To byłoby zbyt proste. Bo cudotwórca, owszem, nigdy nie był tak blisko nas (scenograf zaplanował scenę, jako lustrzane odbicie widowni, jedynie ze śladami upływającego czasu ), ale nie o niego tak naprawdę chodzi. I nie chodzi również tylko o to, czy możliwe jest podanie definicji artysty, określenie, gdzie leży różnica pomiędzy cudotwórcą, a artystą, gdzie kończy się przypadek, a zaczyna cud, ale także o to, czy nie nazbyt często rozumiemy pod słowem „cudotwórca/artysta” tego, który wprowadza nowe piękno w życie wszystkich, którzy nawiązali z nim relacje?

– Czy to wszystko, co ma pani do powiedzenia w tej sprawie?
-…
– Jeśli są jakieś nieścisłości, proszę je wskazać.
-…
– Jeśli to wszystko, proszę o podpisanie na końcu.

19.09.2013
***

Podsumowując moją podróż: życzyłabym sobie, abym mogła w przyszłości, opowiadając o którymś z teatrów warszawskich, zacytować z pewną odpowiedzialnością za słowa fragment wspomnień Olgi Dziawałtowskiej z publikacji „Moje miejsce magiczne”, który brzmi: „Kiedy zatrzymuję się przed moim miejscem magicznym, wsłuchując się w jego ciszę, przypomina mi się mężczyzna, który zaczepił mnie pytaniem: – Przepraszam, gdzie jest Opera Kameralna? – Właśnie pan przed nią stoi – odpowiedziałam. – Tak? A myślałem, że to jakaś świątynia… „

Joanna Roś

Wykorzystana grafika: Teatr Dramatyczny w Warszawie (źródło).