Maria Pawlikowska – Jasnorzewska żyła w trudnych czasach. Szalone lata dwudzieste, bo właśnie na nie przypada bardzo płodny dla niej literacko czas, obfitują w różnego rodzaju zmiany kulturowe. Wtedy właśnie swoje modowe imperium tworzy Gabrielle Chanel, która uwalnia kobiety z konieczności noszenia krępujących ruchy, będących nijako symbolem zniewolenia – gorsetów. Coraz więcej krajów europejskich nadaje kobietom prawa wyborcze. Postępująca emancypacja sprawia, że córka Kossaków – bystra obserwatorka życia i rządzących nim mechanizmów, miała szansę wykreowania jakże trafnych lirycznych portretów kobiety nowej. Bohaterką jej wczesnych utworów jest często dama wyzwolona, nie stroniąca od salonowych uciech. W późniejszej twórczości odnaleźć można smutek przemijania, gorycz starzenia się. Maria Pawlikowska – Jasnorzewska, tak bardzo bojąca się starości, utraty kobiecego uroku, nie doczekała jej. Zmarła na raka w pięćdziesiątą ósmą wiosnę swojego życia.
Lilce, bo tak nazywana była przez swoich przyjaciół, nie odbierał uroku nawet garb. Inaczej: była urodziwa mimo tego. Wspominana jest bardzo ciepło przez literatów, z którymi przebywała. Z pozostałych po niej fotografii patrzy czarująco na nowe pokolenia. Wydaje się, że odrzuci grzywę przyciemnionych henną loków i uśmiechnie się promiennie wyszminkowanymi ustami. Wyróżowane policzki uniosą się, usłyszymy łagodny głos szepczący „pocałunki”. Jawi się Lilka jako kobieta elegancka, modna, doskonale odnajdująca się w swojej epoce. Ubrana w krótkie sukienki, skromne, acz zachwycające ozdoby, ciężkie futra. Jej poezja nie jest jednak takiej wagi jak noszone przez nią okrycia wierzchnie. Jest lekkostrawna, co nie odbiera jej uroku, wręcz przeciwnie. Znakomicie sprawdza się także w czasach, w których my żyjemy, Czytelniczko/ Czytelniku. My też dbamy o swoje bibeloty, prawda? Może nawet bardziej niż w ubiegłym wieku…
„W Paryżu dzieją się cuda” – stwierdza Pawlikowska w jednym ze swoich wierszy. Istotnie, można stwierdzić, że to miasto odegrało znaczącą rolę w życiu poetki. Tam właśnie przeżyła bowiem swoją wielką miłość z oficerem lotnictwa – Sarmento de Beiresem. Tam też mogła zapewne obserwować zmiany jakie zachodziły w światowej modzie. Córka słynnych Kossaków nie musiała troszczyć się o pieniądze. Tomiki jej poezji schodziły jak świeże pieczywo. Jej życie, aż do wojny usłane było luksusami: podróżami, pięknymi cackami. W utworach Lilki znaleźć można atrybuty ówczesnej modnisi: suknie, wachlarze ze strusich piór, pantofelki, kapelusze. Wytworną elegantką była jedna z bohaterek wiersza „Ciotka”, którą poetka ciepło wspomina:
„[…] wiotka i pachnąca
przypominała wróżkę i paryską lalkę.
Chodziła w piórkach ptasich i tiulach ze słońca,
całowała, podnosząc gwiaździstą woalkę…”
Urzekł mnie delikatny, skropiony eleganckimi perfumami, cieszący pięknem, poetycki świat ukazany we wczesnej twórczości Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej. Poetka porusza rozmaite problemy współczesnym sobie. Polecam ciepło wszystkie z jej tomików, zwłaszcza tym, którzy za poezją nie przepadają. W każdym odnaleźć można bowiem to, co u Pawlikowskiej najbardziej urocze – prostotę, która sprawia, że słowa poetki jak łagodne echo odbijają się od neuronu do neuronu w umyśle czytelnika.