„Speed-dating” vel. „szybkie randki” to taki rodzaj spotkania, na które przychodzi x kobiet i x mężczyzn – każdy z każdą rozmawia przez określony czas, np. 6 minut, a potem oboje mogą zdecydować, czy chcą spotkać się z daną osobą po raz drugi. Jeżeli wzajemnie się polubią, organizatorzy wymieniają ich kontaktami do siebie. Szybkie randki to zwykle naprawdę niezwykłe, ciekawe, a czasem wręcz wzruszające doświadczenie. Okazuje się, że w sytuacji, gdy dwie kompletnie obce sobie osoby znajdują się w sytuacji „sam na sam” rodzi się między nimi ciepła i serdeczna relacja, coś w stylu „to głupia sytuacja, ale jedziemy na tym samym wózku, więc czuję do Ciebie sympatię”. Może dlatego od 4 lat uczestnicy Randkuj Warszawo wychodzą ze spotkań uśmiechnięci od ucha do ucha. O idei randek dla zaczytanych opowiada dzisiaj autorka projektu, Ela Soszyńska.

1

Pomysł na szybkie randki dla tych, którzy dużo (i dobrze) czytają zrodził się prawie równolegle z pomysłem na organizację speed-datingów w ogóle. Bo jakoś było dla nas oczywiste, że szybkie randki powinny mieć jakiś motyw przewodni, coś, co od razu połączy uczestników, nada spotkaniu określony styl i będzie pretekstem do zaczęcia rozmowy. Książki po prostu się prosiły, żeby zostać jednym z naszych pierwszych tematów przewodnich. Było to dawno, dawno temu, w 2011 roku, w Warszawie. Udało się, więc „randki dla zaczytanych” zostały na stałe w naszym repertuarze.

Spotkałam się z tym, że często przeciętnemu czytaczowi książek trudno stwierdzić, czy już kwalifikuje się do grupy „zaczytanych”. Dostaję czasem maila z pytaniem: „Czytam ok. 42,5 książki rocznie – czy to wystarczy, żeby przyjść na spotkanie?”, ale też „Ostatnio w liceum przeczytałam streszczenie »Zbrodni i kary«, mam nadzieję, że zakwalifikujecie mnie na tę randkę”. Za to osoby anty-książkowe łatwo się same dyskwalifikują: „Dzięki za zaproszenie, ale książki to naprawdę nie moja bajka, poczekam na następny temat”.

Na mamy sztywnego testu kwalifikującego. Nie trzeba się legitymować kartą biblioteczną, wystarczy deklaracja, że czyta się nieco więcej niż ustawa przewiduje. Natomiast na wejściu prosimy każdego uczestnika, żeby podał dwa tytuły swoich ulubionych książek. I tu okazuje się, że z etykietką „zaczytanego” identyfikują się przede wszystkim wielbiciele fantastyki i klasyki. Do tej pory pojawiło się dosłownie kilka tytułów zupełnie nieznanych (organizatorom ani googlowi). Natomiast za każdym razem (w każdej grupie wiekowej, czy to w Krakowie, czy w Warszawie) króluje „Władca Pierścieni” i „Wiedźmin” (nie tylko wśród mężczyzn), Murakami w wielu odsłonach (zwłaszcza „Norwegian Wood”), Orwell, Huxley, „Mistrz i Małgorzata”, a także klasyka dziecięca: „Mały Książę” i „Kubuś Puchatek”. „Nieznośna lekkość bytu” pojawiła się do tej pory 3 razy – pamiętam, bo to mój osobisty faworyt! Nie było jeszcze nikogo, kto by zadeklarował, że jego ulubiony tekst to „W poszukiwaniu straconego czasu”, ale raz pojawiła się „Czarodziejska góra”.

W trakcie spotkania czytamy teksty z tych książek i każemy uczestnikom zgadywać „czyje to”. Zdarza się, że niektórzy rozpoznają 100% przeczytanych fragmentów. Zdarza się też, że ktoś nie rozpoznaje książki, którą sam zaproponował (dotyczy zwłaszcza Murakamiego).

2

Nasi uczestnicy rozpoznali (albo nie) m.in. takie fragmenty:

Moje szczęście polegało na tym, że zawsze spotykało mnie jakieś nieszczęście. No więc opuściłem hotel Cichy Kącik z płaczem, bo szef ubzdurał sobie, że ja byłem tym, który zamienił Bambino di Praga na fałszywe Praskie Dzieciątko, że ja w tym maczałem palce, żeby zrabować te 4 kilo złota, a przecież to nie ja.

– Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? – mówiła dalej.
– To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść – odparł Kot-Dziwak.
– Właściwie wszystko mi jedno.
– W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.
– Chciałabym tylko dostać się dokądś.

Czarodziej nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa wtedy, kiedy ma na to ochotę.

Z tego, co podsłuchałam, dalsze rozmowy toczą się zupełnie zwyczajnie – to znaczy tak, jak na każdym innym speed-datingu. Książki zajmują 1/10 rozmowy, a reszta to standardowe tematy zapoznawcze: skąd jesteś, co studiujesz, gdzie się wybierasz na wakacje, jakiej muzyki słuchasz, co przyjemnego Cię spotkało w zeszłym tygodniu, itp. Bo tu chodzi raczej o tę podskórną nić porozumienia, kiedy wiemy, że druga osoba rozpozna cytaty i porównania, których używamy, niż o to, żeby rozmawiać wyłącznie o Nabokovie.

Z punktu widzenia organizatora – ludzie przychodzący na speed-datingi dla zaczytanych są mniej nerwowi (w ogóle nie irytują się kolejkami do baru), nie zrażają ich przeciwności losu (dotarli na zaczytane Wawelowe mimo urwania chmury nad Krakowem) i chętnie współpracują („Proszę pani, jeszcze ja nie oddałem karteczki!”). Żeby nie było tak różowo – spóźniają się bardziej niż inne grupy i masakrycznie ociągają się ze zmianą stolika („A to już minęło 6 minut? Myśmy myśleli, że to przerwa!”)

I jeszcze z podsłuchanego po jednej z randek (dwóch uczestników w kolejce do toalety):

Jakoś inaczej się z tymi dziewczynami rozmawia. Jakieś takie jakby konkretniejsze, nie?

Ela Soszyńska

Randki w Krakowie: Wawelowe / Randki w Warszawie: Randkuj Warszawo

Justyna Sekuła

Chcesz nam opowiedzieć o swoim projekcie? Napisz: info(at)bookeriada.pl