Jeżeli kochacie literaturę i jeździcie komunikacją miejską, zwłaszcza na dłuższych dystansach, to nie ma innej opcji: na pewno zdarza Wam się czytać w takich okolicznościach książkę. A nawet jeżeli akurat nie macie jej przy sobie, to z zazdrością patrzycie na kogoś, kogo totalnie pochłonęła lektura i, kto wie, być może ukradkiem zerkacie przez ramię, by zobaczyć, jacy bohaterowie przewijają się przez jej kartki. Joanna Pawłowska, autorka strony Czyta, bo ma daleko do domu, poszła o krok dalej – spotkanych w autobusie lub tramwaju ludzi z książkami pyta o wrażenia z nimi związane. Kiedy jakiś czas temu ktoś podrzucił mi link do fanpage’a wiedziałam, że pomysłodawczyni projektu kiedyś zagości na łamach Bookeriady. I oto jest! 🙂
—
Od kiedy mieszkam w Warszawie sporo czasu spędzam w komunikacji miejskiej (bo mam daleko do pracy, a potem daleko do domu). W jednym z korków, w drodze do pracy pomyślałam, że może uda mi się jakoś wykorzystać ten czas i zrobię reportaż o ludziach, z którymi jeżdżę. Książka okazała się doskonałym punktem wyjścia do rozpoczęcia rozmowy. Zaczęłam podpytywać ludzi, co czytają i czy też im to pomaga przetrwać tę monotonię mijanych przystanków.
Czytający lepiej znoszą ten cały repertuar tramwajowo-autobusowych niedogodności (od upiornego tłoku w czerwcowy, upalny dzień, przez głośne rozmowy telefoniczne nad uchem po dłużący się korek w centrum miasta). Jedna z rozmówczyń powiedziała mi, że od 9 lat wraca z pracy tym samym tramwajem i czyta, bo już zna całą drogę na pamięć i po prostu nie może na nią patrzeć.
Oczywiście nie wszyscy sięgają po książkę z poczucia frustracji. Zdecydowaną większością kierują bardziej szlachetne pobudki. Do tego czytający – wbrew stereotypowi dzielącemu świat na osiłków i intelektualistów – są bardzo wytrzymali fizycznie. Zdziwiłam się, że tyle osób zabiera w drogę ciężkie, kilkusetstronicowe cegły, np. „Księgi Jakubowe” Tokarczuk, „Lód” Dukaja, opasłe podręczniki z psychologii, które często czytają na stojąco, trzymając w drugiej ręce siatkę z zakupami.
Bardzo doceniam to, że ludzie chcą się podzielić refleksjami na temat tego, co czytają. Autobus nie jest wymarzonym miejscem do rozmowy, bo często jest sporo ludzi dookoła, bo w momencie kiedy zaczynamy rozmawiać robi się czasem cisza jak na widowni w teatrze, a do tego zdarza się, że trzeba nagle zakończyć rozmowę, bo dojeżdżamy do przystanku, na którym trzeba się przesiąść. Jednak zdecydowana większość osób reaguje otwarcie i ma w sobie sporo luzu, dzięki któremu możemy porozmawiać nie tylko o książce, ale też na inne tematy.
Stronę bo ma daleko do domu prowadzę od stycznia. Nie działam w ramach żadnej zorganizowanej akcji wspierającej czytelnictwo. Niemniej cieszy mnie, gdy ktoś napisze, że znalazł na tej stronie ciekawą pozycję i pewnie odwiedzi księgarnię albo bibliotekę. Myślę też, że warto się angażować w inicjatywy pokazujące jakie korzyści niesie ze sobą czytanie książek. Taką korzyścią jest np. to, że można potem o książce z kimś porozmawiać!
Joanna Pawłowska o projekcie: Kto spędził latem/zimą* minuty/godziny* w stojącym w korku autobusie/tramwaju*, w godzinach szczytu (z łokciem stojącej obok osoby wbijającym się w okolice żeber) / w nocy (z pijanym współpasażerem częstującym kebabem)*, ten wie, że jedną z głównych zasad autobusowego survivalu jest zabranie ze sobą czegoś do czytania. Z moich obserwacji wynika, że człowiek z książką po prostu lepiej to wszytko znosi. Dlatego jako zaprawiona w boju pasażerka komunikacji miejskiej (spędzam w niej ok. 3 godzin dziennie, bo mam daleko do pracy, a potem daleko do domu) często w trakcie jazdy czytam albo podglądam, co czytają inni.
* niepotrzebne skreślić
—
Justyna Sekuła
Zdjęcia pochodzą z fanpage’a bo ma daleko do domu – koniecznie na niego zajrzyjcie, by poznać inne, autobusowo-książkowe historie!
Chcesz nam opowiedzieć o swoim projekcie? Napisz: info(at)bookeriada.pl