– To którędy chcecie?
– Przez Szczytno! Nad Jezioro Długie!
-Nie za dużo wody w te wakacje?
– To zamek krzyżacki jest!
– Dopiero co z zamku wyszli… Ale jest pomnik Klenczona!
-…
– No tak. Żebyście jeszcze wiedzieli, kto to ten Klenczon…

Kto to ten Klenczon, jeszcze przed wspomnianymi wakacjami trochę wiedzieliśmy, a odpowiedzi na to, co mogliśmy wiedzieć, szukam, jak zawsze w takich momentach, w szafie w pokoju ojca. „Mamy dla was kwiaty”, „Niebiesko-czarnych i Krzysztofa Klenczona” i reedycję Czerwonych Gitar znajduję na samym jej dnie. W okładkach winyli nie ma jednak płyt. To interesujące, ale to jedyne trzy płyty, których w bibliotece brakuje, ponieważ, jak właśnie się dowiaduję, nigdy nie wróciły z „wymiany”, którą mój ociec miał dokonać jakieś czterdzieści lat temu, co wyjaśnia również zagadkową obecność trzech winyli…„Abby” bez opakowań (że zagadkową na tle innych wykonawców, musicie wierzyć na słowo). Ale skoro płyty zginęły tak wcześnie, dlaczego mam wrażenie, że w dzieciństwie bardzo często towarzyszyła mi pewna piosenka odtwarzana z tym charakterystycznym poszumem adapteru?

Nie przejdziemy do historii i literatury
Nie będziemy stali strojni w brązy i marmury
Świat się nagle jak kołyska zakolebie
I znajdziemy naszą przystań, nim zgubimy siebie

„Nie przejdziemy do historii” była jedną z pierwszych piosenek, której …historię znałam już od małego. Kiedy otrzymałam książkę Dariusza Michalskiego „Krzysztof Klenczon, który przeszedł do historii”, budowaną ze wspomnień, wypowiedzi dziennikarzy, wywiadów z muzykami i wyznań fanów, od razu chciałam odnaleźć, jakie informacje autor zdecydował się zamieścić na temat cytowanego utworu. Znalazłam taką wypowiedź Grzegorza Andriana: „<Nie przejdziemy do historii> stał się standardowym utworem pokolenia muzyków wykpiwanych przez reżimowych krytyków PRL-u(…) Klenczon daje w nim upust frustracji naszego pokolenia, ograniczonego przymusami i zakazami ówczesnej władzy”.

Właśnie w ten sposób czytałam tę pozycję – szukając wspomnień z czasów, których pamiętać nie mogę, a które, dzięki relacjom rodziców, są częścią mnie. Po przeczytaniu książki na pewno wyraźniej dotarł do mnie jego talent i samotność niż wtedy, gdy słyszałam jego muzykę, będąc mała. Na pewno też dotarły do mnie inaczej. Publikacja Dariusza Michalskiego jest dla mnie pewnego rodzaju poszukiwaniem tożsamości, szukaniem odpowiedzi na pytanie, jak bardzo emocje i pamięć bliskich nam osób wpływają na naszą wrażliwość. I jest tak, mimo, że Krzysztof Klenczon nie jest wykonawcą, którego piosenek słucham w wolnej chwili, o których rozmawiam ze znajomymi, z którymi mam jakiekolwiek inne wspomnienia, niż.. wspomnienia moich rodziców, pomijając takie rzeczy, że nigdy, jako nastolatka, nie kochałam się w nim i nie czułam w nim pokrewnej duszy.

Lektura tego obszernego dzieła, dla takich jak ja, wcale nie jest łatwa – to prawdziwy słownik życia i twórczości Klenczona, swoista monografia, pełna szczegółowych informacji, dat, nazwisk, odniesień. Nie mogę nic zarzucić językowi rzetelnego dokumentu, jakim jest pisana książka, dla pasjonatów i badaczy będzie na pewno satysfakcjonujący. Sama, szukając informacji o pisarzach, którymi się pasjonuję od lat, wyszukuję tego rodzaju publikacji, ponieważ mogę wyciągnąć z nich więcej dokładnych informacji, podczas gdy to, co „zasiało” pasję, było tylko wrażeniem, porywającym esejem, który na początek zupełnie wystarczy. Książka Michalskiego zaś nie tylko zbudowana jest na imponującym archiwum, ale przede wszystkim to archiwum uzupełnia.

Autor o jednym z dokumentów filmowych, poświęconych Klenczonowi, pisze tak: „W kraju, w którym nie szanuje się własnej historii, big beatowców zaś uważa się za pariasów polskiej kultury, każdy taki film to po prostu skarb”.

Ludziom z moimi doświadczeniami i w moim wieku będzie brakowało tego wyjątkowego „mitu”, opowieści o życiu „kontestatora, rebelianta, buntownika”, który namówiłby do tamtych czasów, a jednak tym, którzy potrzebują poezji w historii, i tak polecam sięgnąć po nią, aby odnaleźć inny rodzaj pasji – wspomnienia z czyjejś młodości.

Joanna Roś