Naszym zdaniem
Lekki język i interesująca historia bogiń, które jawią się w książce w całym spektrum charakterów, sprawia, że dosłownie płynie się przez tekst z niecierpliwością przerzucając kartki, byle szybciej dotrzeć do finału.
Góry, wieś odcięta od świata, magiczne rytuały. „Boginie z Žítkovej” uśmiechnęły się do mnie z krótkiej notki promującej książkę i już wiedziałam, że spędzimy ze sobą kilka wieczorów. Po przyjrzeniu się naszym rodzimym szeptuchom, tym razem wybrałam się za południowo-zachodnią granicę Polski, na pogranicze Moraw i Słowacji.
To tutaj żyje Dora. Jej matka właśnie zginęła pod siekierą ojca, który trafia do więzienia. Dziewczynką i jej niepełnosprawnym bratem, Jakubkiem, postanawia zaopiekować się ciotka, Surmena, znana w okolicy bogini, na co dzień zajmująca się zielarstwem, wróżbiarstwem i przepowiadaniem przyszłości. Pewnego dnia Surmena zostaje oskarżona o śmierć kobiety, której pomogła w aborcji, udaje się na komisariat w celu złożenia zeznań i już nigdy nie wraca. Wydarzenie to jest punktem zwrotnym w życiu Dory – trafia do internatu a wolne chwile spędza w pobliskim antykwariacie. To właśnie tam po raz pierwszy czyta książkę o boginiach i zaczyna zgłębiać tę tematykę, skutecznie, bo swoje dorosłe życie wiąże z etnografią. Pisana praca naukowa ma być lekarstwem na dręczące ją wyrzuty sumienia. Szukając kolejnych informacji odkrywa, że wśród materiałów tajnych służb bezpieczeństwa znajduje się teczka jej ciotki, Surmeny.
Książka ma nieco ponad 400 stron. Po pierwszych stu wydarzyło się już w niej tyle, że intensywnie zastanawiałam się, co będzie dalej i z wielką ciekawością czytałam kolejne rozdziały, nie mogąc się oderwać. Aktualne losy Dory przeplatają się z jej wspomnieniami z dzieciństwa, rozmowami z żyjącymi jeszcze boginiami i, co najważniejsze, dokumentami, które stopniowo odkrywają tajemnicę całej sprawy. Świetny zabieg, bo czytając je możemy się poczuć jak bohaterka książki – trzymane w rękach sprawozdania tajnych agentów, którzy inwigilowali boginie, są bardzo namacalne. Fabuła książki splata się z historycznymi faktami, np. o procesach czarownic, tak mocno, że w pewnym momencie zgłupiałam i nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co nie. Złamałam się więc i zajrzałam na koniec książki, gdzie w posłowiu autorka odpowiedziała na kołaczące mi się w głowie pytanie. Oczywiście nie zdradzę Wam, co tam znalazłam.
Lekki język i interesująca historia bogiń, które jawią się w książce w całym spektrum charakterów, sprawia, że dosłownie płynie się przez tekst z niecierpliwością przerzucając kartki, byle szybciej dotrzeć do finału. Zabrakło mi w tym wszystkim postaci mężczyzn, które są nieco pomijane, a jeżeli już się pojawiają, to w kontekście patologii. Ale być może tak właśnie miało być – bogowanie to babska rzecz. Na tyle babska, że w historię Dory zakrada się również wątek homoseksualny.
Poza tym, że „Boginie z Žítkovej” fundują niezwykle ciekawą opowieść, którą czyta się z zapartym tchem, prowokują do refleksji na temat samego mechanizmu inwigilacji. Jak działa dzisiaj?
Justyna Sekuła