Naszym zdaniem

Dla osób, które lubią ostre, satyryczne spojrzenie na świat.

10
Styl i język
9
Treść i fabuła
8
Okładka
10
Zapach

Polscy poeci wcale nie są „ąę”. Są zabawni, ich żarty mają polot i ten szczególny ironiczny sznyt. Trzeba go tylko odkryć i nie udawać, że poezja polska ma być martyrologiczna, smutna, narodowowyzwoleńcza, zawsze w aureoli walki o słuszną sprawę. Szukamy daleko wielkich komików, a wystarczy spojrzeć za miedzę, by odkryć wielkiego artystę, kontestatora porządku społecznego i prześmiewcę rzeczywistości. Konstanty Gałczyński łamał normy, za nic dla niego był tematy tabu czy konwenanse. Na warsztat brał wszystko, co go uwierało, bolało, ściskało, prezentując to w sarkastycznym reflektorze uwagi. Był mistrzem absurdu i ironii. W swoich dziełach pisze czasem istne banialuki, by ukazać prawdę. Z okazji 110 rocznicy urodzin autora wydawnictwo Prószyński i S-ka daje możliwość zapoznania się z mniej znanymi dziełami pisarza w publikacji pod uroczym tytułem „Mężczyzna w damskim kapeluszu”. Odnalazłam w niej wszystko to, czym Gałczyński mógłby się chlubić. Żart, groteskę, ale i mroczne spojrzenie na rzeczywistość. Artysta stawia zwierciadło przed ludźmi, politykami, osobami publicznymi i rozkazuje – spójrzcie na siebie, tacy jesteście.

Recenzowana przeze mnie publikacja to zbiór sztuk teatralnych, monologów estradowych, słuchowisk radiowych i skeczy. A sytuacje teatralne tworzy specyficzne. Często sięga po postacie historyczne, zapożycza bogów greckich, wprowadza na scenę zmarłych artystów, reinterpretując ich miejsce w kulturze i sztuce. Bardzo jasnym przykładem takiego działania jest „Noc mistrza Andrzeja”, gdzie Gałczyński przypatruje się postaci Andrzeja Towańskiego i sekcie, która się wokół niego stworzyła. Wyśmiewa bałwochwalczy kult nawarstwiony wokół tej postaci i podkreśla idiotyzm faktu, że ulica w Warszawie nosi nazwę tej specyficznej persony. Z całokształtu tekstu aż bije ironia i sarkazm. Groteska w przedstawieniu postaci Towańskiego sprawia, że odbieramy go jako słabego psychicznie a jednocześnie charyzmatycznego przywódcę. Natomiast jego wyznawcy zdają się jednostkami o niezbyt dużej inteligencji, zachowując się jak roboty, które na zawołanie „doznają olśnienia”. To niebywale zabawny utwór, ale upokarzający sposób przedstawienia wyznawców towianizmu sprawia, że absurd całego ruchu został wyeksponowany. Bez problemu można odnieść to do realiów współczesnych, gdzie to również pojawiają się zbawiciele, którzy pragną być „anty-lewiatanami”.

Komizm przeplatający się z tragicznym spojrzeniem na rzeczywistość to podstawowy element konstrukcyjny utworów w „Mężczyźnie w damskim kapeluszu”. To według mnie najlepszy sposób na zwrócenie uwagi na miejsca owrzodzone i chore w społeczeństwie, bo jak to mówił Gogol „Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie”. Często wykorzystywane są kolokwializmy, które na pewno nie dodają Gałczyńskiemu nimbu powagi. Zdarza mu się opisywać ludzi z nizin społecznych np. alkoholików. To pomieszanie stylu wysokiego z niskim, postaci boskich z pospolitymi podkreślają absurd sytuacji, a do tego wyostrzają komizm bohaterów poprzez zderzenie postaci z różnych sfer. Nie boi się włożyć w usta bohaterów piosenki „Przepijemy naszej babci domek cały”. Znajduje się ta piosenka w pierwszym tekście, dzięki czemu od początku wiadomo, czego można się spodziewać po całej publikacji. Świadczy to o przemyślanym rozlokowaniu dzieł pisarza w „Mężczyźnie w damskim kapeluszu”. Skoro już jestem przy wydaniu to wspomnę o pięknym, prawdziwie kolekcjonerskim sposobie publikacji. Każdy miłośnik dzieł tego artysty będzie zachwycony posiadając taką książkę. Myślę, że po tego typu teksty sięgną tylko miłośnicy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, bo przeciętny czytelnik zapewne będzie wolał zapoznać się z popularniejszymi dziełami. Niemniej cieszę się, że prawa fanów zostały uszanowane.

Uczucia bohaterów w tej publikacji są obśmiane, potraktowane jako egzaltowania infantylnych jednostek. Wrażliwcy potraktowani zostają jak dzieci, które nie są przystosowane do świata. Zderzenie uduchowienia jednostki z bezdusznością miejsca akcji zwielokrotnia absurd, i co ciekawe, duchowość przegrywa. Jest bezmyślnym sentymentem, nie mającym racji bytu.

Jeśli nie boicie się spojrzenia na samych siebie, śmiana się z samych siebie i poczytania o wciąż aktualnych problemach jak np. biurokracja osiągająca granice absurdu. Polecam.

Karolina Baran