Dla tych, którzy ciekawi są tajników zawodu korespondenta wojennego, książka znanego dziennikarza i skądinąd dawnego korespondenta, Krzysztofa Mroziewicza, będzie nie lada odkryciem. I podsumowaniem tej trudnej pracy, którą wykonywali i wykonują po dziś dzień reporterzy wojenni ryzykujący życie dla zrelacjonowania konfliktów i wojen aby – mówiąc nieco górnolotnie – dać świadectwo światu.
W być może nieco apokaliptycznie brzmiącym tytule „Korespondent, czyli jak opisać pełzający koniec świata” czytelnik nie znajdzie prostego zestawu cech charakteryzujących doskonałego reportera wojennego (czy w ogóle zagranicznego), ani zasad, którymi ten powinien się kierować. Ani tym bardziej wiedzy czysto podręcznikowej. Mroziewicz opisuje trudny i złożony zawód korespondenta głównie poprzez opowieści i anegdoty o największych polskich i zagranicznych klasykach-reporterach, nie raz ich zresztą cytując. Skupia się także na opisie najważniejszych aspektów pracy korespondenta: tych „prozaicznych”, jak strach, czy najbliższa korespondentowi wojennemu wizja śmierci, a także na kwestiach warsztatowych, takich jak np. reporterska rzetelność (Mroziewicz powtarza zresztą za amerykańskimi mentorami: Jeśli matka zapewnia, że cię kocha, sprawdź to!). Autor „Korespondenta” bierze wreszcie pod lupę zarówno wielkie konflikty międzynarodowe, jak i wojny domowe, przeplatając historię ze współczesnością pisze o sprawach na froncie najtrudniejszych: głodzie, gwałtach, czy dzieciach wojny. I zastanawia się nad przyszłością tego zawodu w obliczu zmieniających się czasów i nowych mediów.
Trzeba przyznać, że erudycja i wiedza Krzysztofa Mroziewicza na temat wydarzeń, zjawisk i ludzi nie raz imponuje, wprawiając w lekkie zakłopotanie. Można jednak odnieść wrażenie, że w kolejnych rozdziałach „Korespondenta” autor prześlizguje się po tematach, czasem nieco chaotycznie i nie dając czytelnikowi odetchnąć, ale za to z wyczuwalnym gawędziarskim urokiem. Czy raczej urokiem „korespondenckim”, bo narracja w książce płynie wartko, szybko, zupełnie jakby za rogiem świstały kule, a reporter chciał jak najszybciej wszystko przekazać.
Czytelnicy, którzy zasmakują w tej dziedzinie dziennikarstwa będą usatysfakcjonowani, bo „Korespondent” jest świetną bazą do dalszych wypraw w głąb podjętego z tak dużą wiedzą i refleksyjnością tematu. Duży plus należy się również za ciekawe fotografie ilustrujące historyczne i współczesne wydarzenia oraz kluczowe postaci, o których pisze Mroziewicz. Można by było jedynie zadbać o większą uwagę w ich podpisywaniu, tak aby zawsze było wiadomo co przedstawiają.
Ewa Sokołowska