Jak to jest być odkrywcą? O wyprawie śladami „El Condor Rio Colca” opowiadają Joanna Roś i Dariusz Makowski.
W dzisiejszych czasach często myślimy, że wszystko, co na Ziemi interesujące, zostało już zbadane. Jednak białe plamy na naszym globie wciąż istnieją i są tacy, którzy mają odwagę, aby odkryć je dla świata.
W 1981 r. Polska wyprawa Canoandes-79 rozpoczęła odkrywanie tajemniczego kanionu rzeki Colca, pozostawiając niezbadanym jedynie najwyższy odcinek niezwykle trudnego do przejścia przełomu. Książka „W uścisku żywiołów. El Condor Rio Colca” to dzieło Krzysztofa Mrozowskiego, jednego z uczestników wyprawy, która w 2009 r. dokończyła eksploatację kanionu. Autor opisuje w niezwykle ciekawy sposób drogę, jaką członkowie Akademickiego Klubu Turystycznego „Watra” musieli przebyć, aby poczuć się prawdziwymi odkrywcami. Krzysztof Mrozowski okazuje się być ciekawym sprawozdawcą – potrafi nie tylko wciągnąć czytelnika w przygodę z ryzykowną wyprawą, dziką i nieokiełznaną naturą, niesprzyjającą pogodą, ale także potrafi rozśmieszyć, a nawet wzruszyć czytelnika. Wydaje się być przy tym bardzo prawdziwy. Sposób, w jaki autor przedstawia zmagania swoje i współtowarzyszy urzekają szczerością. Rywalizacja, współzawodnictwo, negatywne emocje, rodzące się w sytuacji zagrożenia – wszystko to znajdziemy tutaj obok poczucia pewności siebie czy dumy, wynikającej z bycia „pierwszymi”.
Zdjęcia zawarte w książce pomagają wyobraźni, informacje dotyczące andyjskich Indian, miast do których zawitała grupa podróżników, a nawet trunków, jakie skosztowała – uatrakcyjniają treść. W książce znajdziemy także relacje prasowe, dotyczące przebiegu wyprawy oraz, co uważam za znamienne, spis osób zasłużonych dla historii Peru. ( Z ciekawością czytałam ostatni rozdział pt. „Perły Peru”, gdzie najmocniej zaskoczyła mnie relacja autora z lotu nad płaskowyżem Nasca, których podróżnik… nie mógł się dopatrzyć).
Uważam, że książka Mrozowskiego zasługuje na szczególną uwagę przynajmniej z dwóch powodów. Przede wszystkim zwraca uwagę na mało popularną w naszym kraju dziedzinę sportu wyczynowego, jaką jest kanioning, pokazując, że Polakom „chce się” i że mają się czym pochwalić. Ponadto ze względu na bogaty język i niezaprzeczalne zdolności literackie autora, „W uścisku żywiołów” jest perełką wśród rodzimej literatury podróżniczej.
Joanna Roś
Była to pierwsza w mojej karierze czytelniczej książka podróżnicza. Podszedłem do niej dość sceptycznie przy czytaniu wstępu, jednak już po kilku stronach części właściwej wciągnęła mnie jej treść. Książka jest zapisem eksploracji kanionu Colca w Peru z roku 2008 i 2009 przez polską ekspedycję badawczą. Autorem jest Krzysztof Mrozowski, magister inżynier budownictwa, a z zamiłowania podróżnik.
Historia eksploracji kanionu rozpoczyna się w roku 1979, kiedy to polski podróżnik Jerzy Majcherczyk wraz ze Studenckim Klubem Kajakowym „Bystrze” zorganizował wyjazd do Peru celem zbadania dna Colci. Nie była to jednak wówczas do końca udana wyprawa. Ekipa odkrywców nie mogła od razu wjechać do kraju z powodu politycznej zawieruchy w kraju.
W roku 2008 Akademicki Klub Turystyczny „Watra” postanowił podjąć się eksploracji niezbadanej do tej pory części kanionu. Poprosili o wsparcie Jerzego Majcherczyka, jednak jego plany nie pokrywały się z tymi z „Watry”. Konkurencja jaka wywiązała się przy tej wyprawie przypominała niemalże tą z amerykańskich filmów. Jedni szli tam dla pieniędzy (ekipa Majcherczyka), drudzy z kolei chcieli zrobić coś dla świata naukowego (Watra). Niestety także tego roku żadnej z grup nie udało się dotrzeć do samego końca kanionu Colca. Trzy osoby z Watry, z racji kończących się zapasów żywności liofilozowanej, a przede wszystkim dużego zmęczenia organizmu zdecydowała się wycofać.
Rok później, po raz kolejny uczestnicy poprzedniej wyprawy postanowili wybrać się do Peru. Dzięki zdobyciu nagrody im. Andrzeja Zawady mogli oni zrealizować to marzenie. Niestety, z różnych przyczyn stara ekipa się wykruszyła i zostało tylko dwóch uczestników. Na szczęście udało się „dosztukować” kilka dodatkowych dusz do zespołu i tym razem lepiej przygotowani i bardziej doświadczeni niż uprzednio wyruszyli do Peru. Przede wszystkim mieli lepszą odzież niż poprzednio. Dzięki temu lepiej przetrwali trudne warunki panujące w kanionie – głównie dotkliwe zimno. Wytrwałość, a zwłaszcza doświadczenie zdobyte przy innych górskich wyprawach czy spływach kajakowych zaowocowało dotarciem do upragnionego celu jakim była wioska San Galle, znajdująca się na końcu Colci. Po tym sukcesie badacze mogli wreszcie porządnie odpocząć, a dzięki kontaktom z ważnymi osobami zorganizowali konferencję prasową po całym wydarzeniu.
Plusem książki są kolorowe zdjęcia, pokazujące miejsca, w których byli uczestnicy wyprawy. Nie zmienia to jednak faktu, że po książkę nie sięgnę prędko lub nawet w ogóle. „Odkrywanie” drugi raz tego samego miejsca nie sprawi mi takiej samej przyjemności jak za pierwszym razem. Niemniej jednak opowieść zrobiła mi smaka na wyprawę do Peru. Niekoniecznie eksplorację kanionu, ale zobaczenie jego okolic i poznanie lokalnej kultury.
Nie jest to opowieść na długie zimowe wieczory. Zdecydowanie wolałbym ją przeczytać, kiedy temperatura znacznie przekracza dwadzieścia pięć stopni na plusie. Częste opisy zimnego wiatru w kanionie oraz przeprawa przez równie zimną rzekę może potęgować odczucie zimna, a to nie jest wskazane, gdy za oknem mróz i śnieżna zawierucha.
Dariusz Makowski