Kraków, 12 VI 2020 r.
Drogi pamiętniczku…
Od dawna nie pisałam, ale na pewno to zrozumiesz. Nasz kraj pierdyknął, a potem powstał. Ściślej mówiąc, przyłączono nas do Szwecji. Brzmi dziwnie? A co powiesz na to, że Gomorrowski zgolił wąsy i uciekł z kraju? Na do widzenia napisał „Odhodze nie mogę jusz dłurzej wtrzymadź”. Kiedy pytają mnie…
To co tu się działo to był jakiś obłęd…powstał klub gejów mundurowych, nie można było używać form językowych, które określają płeć, wyjątkiem była zmiana w jednym przypadku: „Pani Bozia” (teorie spiskowe europejskich seksistów, wiesz o co chodzi). Poza tym mówi się, że jeden człowiek widział znaki – pomnik papieża ożył i przemawiał. To chyba jakaś forma psychicznej obrony po ostatniej love parade, składającej się z kanibali, koprofagów, zoofilów i pedofilów (ci ostatni realizują się dzięki zgodzie lekarzy). Jedyny plus był taki, że zakazali dzwonienia w kościołach – można spokojnie kimać, a nie zrywać się przed kogutem.
A jeszcze jedno – nie uwierzysz! Sąsiadka poszła ostatnio kupić kalarepę, oczywiście szukała jej w dziale z warzywami. Błąd. Przez kilka dni kalarepa była owocem (dyrektywy…).
Pamiętasz Indykiewicza? To ten, któremu odebrano nielegalną hodowle kotów i zamknięto go w psychiatryku. Odbili go…były przy tym niezłe jaja.
Podobno Elvis zmartwychwstał!!!!
Tak mógłby wyglądać zapisek w pamiętniku bliżej niezidentyfikowanego Polaka, gdyby Marcin Wolski miał rację. Przyznam szczerze, że Post-Polonia wywołała we mnie całą masę różnych emocji. Był śmiech (tylko na początku), irytacja, zniesmaczenie, trochę obaw – to można zaliczyć do plusów, bo nie ma nic gorszego od nudnawych książek. Skąd irytacja i zniesmaczenie? Początkowo fabuła zapowiada się ciekawie, natomiast rozwinięcie akcji jest nie z mojej bajki politycznej (patrząc na patronat medialny książki jest to zrozumiałe). Post-Polonia opiera się na nawiązaniach do znanych postaci politycznych – to plus. Jarosław Indykiewicz porównany do św. Franciszka – to już jakoś mi nie pasuje.
Czy to książka kierowana do sympatyków konkretnego ugrupowania politycznego? I tak i nie. Tak – bo sympatycy będą zadowoleni z opisywanych wydarzeń. Nie – bo dla mnie było to 207 stron absurdu i całkiem niezłej rozrywki (w tym miejscu zastanawiam się, czy gazety i portale patronackie odebrały książkę jako wizje, które się spełnią, czy jako satyrę
i fikcję literacką).
Chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni codzienną gadaniną o polityce. A to w wiadomościach, w gazecie, u cioci na imieninach, w Internecie. Nic dziwnego, że ten temat pojawia się w licznych skeczach kabaretowych. W moim odczuciu, Post-Polonia to właśnie skecz, tyle że w wersji drukowanej.
Alicja Knapik