Naszym zdaniem
Zbiór prostych historii nadesłanych przez czytelników do autorki, dotyczących niewyjaśnionych wydarzeń z ich życia, w których upatrują znaków z nieba.
Zachęcona pięknie brzmiącym tytułem – „Rozmowy z niebem”, a także nowoczesną, jasną okładką, sięgnęłam po literaturę w zupełnie obcym mi temacie parapsychologii i duchowości, napisaną przez Theresę Cheung. Autorka urodziła się w rodzinie spirytystów, choć jak sama przyznaje, jeszcze przed trzydziestką miała sporo wątpliwości co do istnienia świata duchowego. Od ponad ćwierćwiecza wydaje książki związane z parapsychologią i duchowością, które cieszą się dużym uznaniem wśród czytelników. Po każdej wydanej książce do Theresy Cheung spływają listy i emaile, w których czytelnicy opisują swoje własne doświadczenia życiowe – nie zawsze można wytłumaczyć je rozumem.
Koncepcja książki oparta jest na stwierdzeniu, że świat duchów cały czas towarzyszy nam w codziennym życiu – pomimo tego, że sami tego nie dostrzegamy lub po prostu nie potrafimy tego dostrzec.
„Rozmowy z niebem” to zbiór historii ludzi, którzy doświadczyli niewytłumaczalnych dla nich zdarzeń. Historie te są bardzo proste, autorka nie pozwoliła sobie na jakąkolwiek ingerencję w treść nadesłanych do niej wiadomości, dlatego czyta się je lekko i przyjemnie. Ot, po prostu słuchamy opowieści sąsiadki z klatki obok, która opowiada nam, co się wczoraj wydarzyło. Każda historia opatrzona jest natomiast komentarzem pisarki, a czasami nawet próbą wyjaśnienia tego zdarzenia. Proste przesłanie jakie niosą – dostrzeganie nawet najdrobniejszych szczegółów w naszym życiu – uświadamia, że tak naprawdę w pędzie codziennego dnia nie zwracamy uwagi na to, co się dookoła nas dzieje. A może warto zadać sobie pytanie, skąd wzięło się to białe piórko spadające tuż przed nami, skoro dookoła nie ma żadnego ptaka? Oczywiście, o ile w ogóle je dostrzeżemy i brutalnie nie zdeptamy. Autorka twierdzi, że w tak drobnych gestach przejawia się obecność naszych bliskich zmarłych, którzy chcą nam przekazać, że są obok – a przecież słowami już nie mogą.
W tym miejscu chciałabym przytoczyć fragment jednej z historii, która najbardziej utknęła w mojej pamięci i skłoniła mnie do refleksji:
W 2000 roku prowadziliśmy razem z moim partnerem wiecznie zatłoczony wiejski zajazd w hrabstwie Norfolk. […]. Był piątkowy wieczór: duży ruch, w kółko gotowałam i byłam wykończona. Kelnerka uwijała się z kolejnymi zamówieniami, a ja praktycznie nie miałam chwili, żeby oderwać się od kuchni. Właśnie smażyłam rybę na głębokiej patelni, kiedy do kuchni wpadła mama i powiedziała: „Lecę. Buziaki” – zupełnie jakby przyszła tu jakiś czas temu, żeby mnie odwiedzić. Byłam tak pochłonięta robotą, że odpowiedziałam tylko: „Dobra, buziaki”. Było tuż po ósmej. […] kiedy w kuchni się uspokoiło, próbowałam dzwonić do brata w Sheffield, żeby zapytać, jak z mamą, ale w jego telefonie ciągle włączała się poczta głosowa. W końcu oddzwonił i powiedział, że mniej więcej o ósmej wieczorem mama zmarła na stole operacyjnym.
Czytając „Rozmowy z niebem” przypomniały mi się opowieści zasłyszane w dzieciństwie od mojego dziadka, który opowiadał mi podobne historie. Może to były tylko bajki dla dziecka, a może faktycznie podczas wojny widział swojego przyjaciela na łąkach, tydzień po tym, jak zabrano go do obozu koncentracyjnego. Przyjaciel dziadka nigdy nie wrócił.
Książka Theresy Cheung skłania do refleksji nad tym, co nas omija i czego nie dostrzegamy. Spowalnia pęd codziennego życia. Warto przeczytać, choćby po to, aby znaleźć swoje piórko.
Joanna Baster