Wspominałam już o książkach dotyczących miłości, tych sentymentalnych, kochanych lub aktualnie popularnych. Ostatnio, gdy zerknęłam na regał, pomyślałam o jeszcze jednej ich grupie – nieco kłopotliwej, ale istniejącej, być może oskarżycielskiej.
Mowa o książkach, które się czytało, ale z różnych powodów nigdy nie skończyło; o książkach porzuconych lub odłożonych na potem.
Oczywiście – to w sumie normalna sytuacja, która wynika z różnych powodów. Czasem dobrze zapowiadająca książka okazuje się koszmarnym gniotem, brakuje chęci lub też nawał obowiązków nie pozwala na delektowanie się spokojną lekturą. W wielu wypadkach odkłada się książkę na bliżej nieokreślone „potem” – które z reguły nigdy nie następuje. Lub też znajduje się ciekawszą lekturę, zaś ta mniej interesująca popada w zapomnienie. Albo z takim namaszczeniem podchodzi się do wybitnych (lecz ciężkich w odbiorze dzieł), że w którymś momencie się z nich rezygnuje. Wszystkie warianty są możliwe i obecne wśród czytelników. Lub przynajmniej ich większości.
Więc zerkam na swoje książki i wzrokiem wyławiam te niedokończone. A wśród nich Czarodziejska góra, za którą zabieram się od tamtego roku i do tej pory przeczytałam pierwszy rozdział. Wybitność dzieła sprawia, że cały czas odwlekam ten ostateczny moment. Chyba skutecznie. W połowie porzuciłam też Jedyną wolność Mayoral, bo… bo coś się wypaliło. Po prostu odłożyłam, nie wróciłam. Do tak zacnego grona należą także: Wszystko płynie Grossmana, Targowisko próżności czy Anna Karenina.
Może po prostu pewne książki potrzebują takiego „leżakowania”, odpowiedniego momentu oraz okoliczności – w tym zawierałyby się ich tajemnice i magia. Może zaś są opowieściami, które w ten sposób nie mogą osiągnąć swojego zakończenia – ulegają swoistemu zawieszeniu w czasie oraz przestrzeni. W tym przypominają mi wiele różnych sytuacji z codzienności – zostają one nagle przerwane i pozostawione bez puenty czy wyjaśnienia.
I w takich chwilach ze zdumieniem dostrzegam jak bardzo książki potrafią zbliżyć się do tego wszystkiego, co powszechnie się uznaje za normalne ludzkie doświadczenie. Budzi to we mnie mimowolna fascynację i jeszcze większą sympatię – dla tych lektur, które cierpliwe czekają na finał swej opowieści.
Sylwia Kępa