Prolog

Pewne historie zaczynają się niewinnie, wręcz przypadkowo, ale w pewnym momencie nabierają znaczenia. Tak było kilka lat temu, gdy na chwilę weszłam do księgarni, by zobaczyć nowości. Wśród wielu atrakcyjnych okładek moją uwagę przykuła jedna: przedstawiała zasnute chmurami niebo, dzikie chaszcze oraz samotnego kuca zatopionego w tej zieleni. Przeczytałam opis na okładce i zrozumiałam, że to jest książka, którą koniecznie muszę mieć – nie pożyczoną, nie za miesiąc, rok – natychmiast. Tak się stało. Była zapowiedzią czegoś nowego, stała się jedną z moich ulubionych książek i – co najważniejsze – nie przyniosła rozczarowania. Tamta chwila zapoczątkowała moją przygodę ze światem reportażu – trwa ona (szczęśliwie) do dzisiaj.

W ten sposób po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Filipa Springera.

Przełom

Do czasu Miedzianki. Historii znikania, Springer był znany przede wszystkim jako fotoreporter. Współpracował m.in. z „Polityką” czy dziennikiem „Polska The Times”. Wspominany debiut literacki został należycie doceniony – znalazł się w finale Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki 2011 i nominowano go do Nagrody Literackiej Gdynia 2012.

Co zadecydowało o wyjątkowości debiutu literackiego tego autora? Otóż Miedzianka była czymś naprawdę intrygującym ze względu na wybór tematu oraz jego przedstawienia czytelnikom. Opowiadała o losach małego miasteczka, jego mieszkańców i skomplikowanej historii. Springer – zamiast podjąć jakiś głośny, skandaliczny lub po prostu chwytliwy temat – znalazł go w świecie, który został skazany na zagładę. Miasteczko popadło w zapomnienie, zaś sama przyczyna jego zniknięcia nadal pozostaje zagadką. Czy wiązała się z wydobyciem uranu przez Rosjan? A może znaleziono inny pretekst do wyburzenia miasta? Brakuje jednoznacznej odpowiedzi, ale jednak najważniejszą wartością tego reportażu staje się zachowanie pamięci o tamtych czasach, ludziach, ich codziennym życiu. Dzięki temu Miedzianka istnieje na kartkach książki – ocalona od śmierci, przedstawiona w czasach swojej świetności oraz dobrobytu tętni życiem i wspomnieniami. Ten debiut niejako stał się zapowiedzią, w którą stronę podąży twórczość Filipa Springera i co będzie charakterystyczne dla jego kolejnych relacji.

Stracone/odzyskane

Kolejne książki (Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL, Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach, Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni) potwierdziły, że dobór tematów stanowi przemyślany i konsekwentny wybór Springera. Wiązał się on przede wszystkim z rozumieniem sztuki reportażu, jako tej, która wymaga przede wszystkim szczerości ze strony piszącego. Jego zadaniem jest pisać o tym, co go porusza, wywołuje emocje. Nie chodzi tu o wyrachowane wybranie tematu, który dobrze się sprzeda (bo taki rynek). To sama historia ma zaskakiwać i zmuszać do refleksji. Oczywiście, co zauważa Springer, ważny jest również warsztat, talent i doświadczenie w nawiązywaniu kontaktu z rozmówcami, jednak bez osobistego zaangażowania reportaż nie może być dobry.

Te cechy ujawniają się w jego kolejnych książkach, poświęconych architekturze PRL-u czy problemom z zagospodarowaniem przestrzeni, gdyż można w nich dostrzec autentyczną fascynację poruszanymi tematami. Springer w zapomnianych, zaniedbanych budowlach odnajduje coś więcej. Traktuje je jako świadectwa minionych czasów, stara się zachować stracone piękno. Co więcej, w szarych murach, posępnych blokach dostrzega życie ich twórców, starania, by stworzyć miejsce dla ludzi. Za stosem cegieł kryją się niejednokrotnie ludzkie marzenia, dramaty oraz wielkie plany. Na nowo przywołani zostają wielcy architekci, którzy – nie zawsze rozumiani i odpowiednio wspierani – starali się zrobić coś dla pożytku ogółu. Dzięki połączeniu losów twórców oraz ich budowli, tekstu i zdjęć Springerowi udało się przedstawić nieoczywiste spojrzenie na otaczające nas budynki – poszerza ono perspektywę czytelnika, uczy go wnikliwej obserwacji rzeczywistości, a przede wszystkim – wrażliwości. Ta wrażliwość, troska o przestrzeń publiczną jest szczególnie obecna w Wannie z kolumnadą, stanowiącej protest przeciwko zaniedbaniom estetycznym w miastach, które prowadzą do degradacji terenu i negatywnie wpływają na poziom życia mieszkańców. Bezlitosne zdjęcia koszmarnych reklam, pastelowych bloków, rezydencji „na bogato” obnażają wszystkie grzechy w kwestii gospodarowania przestrzenią, ale też przywary Polaków: megalomanię, obojętność, brak poczucia troski o to, co wspólne. Reportaże Springera – dotyczące budowli  – niespodziewanie stają się diagnozą społeczeństwa, które nie czuje potrzeby dbania o estetykę swoich miast. A jak pokazuje autor – bardzo trudno zmienić tę mentalność.

Dobrze, że są chociaż ludzie, którzy cały czas próbują na nią wpłynąć i dostrzegają fascynujące historie do opowiedzenia w najmniej spodziewanych miejscach.

Sylwia Kępa

Fotografia: fragment okładki książki „Miedzianka. Historia znikania” (Wyd. Czarne).