Czy są wśród nas fani Jakuba Żulczyka? Kraków stał się miejscem akcji jednej z jego pierwszych powieści. Bohaterowie Instytutu zostali uwięzieni we własnym mieszkaniu przez tajemniczych oprawców, którzy w ten sposób próbują odzyskać lokal, rzekomo stanowiący ich własność. Poza doskonałą, charakterystyczną dla Żulczyka poetyką, intrygującym rozwojem wydarzeń i ciekawym studium ludzkich charakterów, krakowskich czytelników z pewnością zainteresują fragmenty dotyczące ich miasta.

„Mam na imię Agnieszka. Moje mieszkanie ma na imię Instytut. (…) Instytut znajduje się na ostatnim, piątym piętrze przedwojennej kamienicy położonej przy jednej z głównych arterii Krakowa. Jego adres to: aleja Mickiewicza 20, mieszkania 12. (…) W Alejach Trzech Wieszczów są setki mieszkań, w całym Krakowie kilkaset tysięcy, ale Instytut stał się tym szczególnym, zaznaczonym na mapie, istotnym. Nie istotnością dobrej restauracji albo zabytkowego kościoła, bardziej zamkniętego klubu, do którego obowiązują zaproszenia, ukrytej w podziemiach galerii, azylu, schronu”*. Dzięki swego rodzaju popularności, jaką cieszył się Instytut, zawsze przebywało w nim mnóstwo ludzi – większość z nich zazwyczaj wpadała tylko na kawę, ale z czasem zaczynali wpadać coraz częściej i w konsekwencji się wprowadzali oraz ludzi odwiedzających tych, którzy już się wprowadzili. W dniu, w którym Agnieszka zorientowała się, że wyjście z kamienicy jest zamknięte, w Instytucie znajdowało się siedem osób. „Próbowaliśmy krzyczeć i nawoływać przez okno, ale Aleje Trzech Wieszczów albo są tak zatkane falą samochodów i poutykanych w niej trąbiących autobusów i ciężarówek, że nikt nie usłyszy ludzi wołających z piątego piętra, albo nie ma kto ich usłyszeć, bo jest noc, ulice są zimne i puste. Z okien po drugiej stronie widać podwórko, na którym nigdy nikogo nie ma, trochę dalej ludzie wychodzą wyrzucać śmieci do kontenerów, nie ma nawet pijących w bramie studentów, ponieważ wejście do kamienicy jest ciągle zamknięte”. Obserwując przez okno „pierwszych ludzi idących do pracy i ostatnich wracających z imprez, przygniecionych kredytami pracowników fabryk i sklepów, zmierzające w kierunku hoteli, uwieszone na ramionach egzotycznych facetów pijane studentki. Nawalonych Anglików. Bezdomnych. Straż miejską i gości z oczyszczania miasta. Całą masę szczęśliwych i wolnych ludzi”, coraz wyraźniej zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli. Przeżywają całą gamę skrajnych emocji – od nadziei, że to tylko głupi żart, poprzez rozpaczliwą chęć działania, marazm i zrezygnowanie, aż po desperację.

Bieżące wydarzenia Instytutu przeplatają się z opowieścią Agnieszki o wydarzeniach z przeszłości. Niektóre z jej wspomnień naszpikowane są aluzjami do nocnego życia Krakowa: „Poprzedniego dnia ja i Iga stałyśmy za barem w Brzydkim Kocie. Papa, właściciel, wypuścił nas wpół do dziesiątej rano; jeszcze o ósmej trwały cokolwiek patologiczne resztki sobotniego wieczoru. Na barze, do puszczanej w kółko Lambady, tańczyły nieprzytomne czterdziestoletnie kobiety o wyglądzie dewizowych prostytutek z polskiego filmu z lat osiemdziesiątych. Sebastian z Yogim i Papą zbierali leżących na stolikach z twarzami w popielniczkach serwetkowych poetów, malarzy teoretyków oraz nieprzytomnych studentów, wszystkich tych, którym nie udało się pozbierać do domu roześmianych studentek ASP i kierunków filologicznych. Podłogę pokrywała chrzęszcząca i śliska kołdra błota, szkła, szlamu i niedopałków. Wyszliśmy we trójkę – ja, Iga i Sebastian. Pamiętam, że ze zmęczenia przytrzymywaliśmy się ścian. Papa w nagrodę za żołnierską postawę wręczył nam dwa kartony papierosów. Gdyby nie grudzień i poranny, dziesięciostopniowy mróz, zasnęlibyśmy na ławce na Plantach. Gdy w końcu udało nam się dojść do domu, wlokąc się Karmelicką jak procesja na relanium, po prostu padliśmy na nasze łóżka, tracąc przytomność”.

Instytut Jakuba Żulczyka to nie tylko dobrze napisany thriller, ale również powieść, która powinna przyciągnąć uwagę wszystkich mieszkańców Krakowa. Po jej lekturze z pewnością inaczej spojrzą na kamienice piętrzące się przy alei Mickiewicza.

*Wszystkie cytaty pochodzą z: J. Żulczyk, Instytut, Znak, Kraków 2010.

Justyna Techmańska

Wykorzystana grafika: Okładka książki „Instytut” (Wyd. Znak)