Powiedziała Pani kiedyś w wywiadzie dla naszego portalu: „Zawsze wierzyłam, że “słowa mają moc” i dzięki nim można wiele zdziałać dla innych i dla siebie”. Czy doświadcza Pani tego, jak słowa zawarte w „Alibi na szczęście”, „Kroku do szczęścia” i „Zgodzie na szczęście” wpłynęły na życie czytelników?

Pisząc „Alibi na szczęście” nawet nie przypuszczałam, że słowa które rodzą się w mojej głowie trafią do aż tak wielu osób. Nie myślałam, że inni zakochają się w moich bohaterach, których przeżycia będą stanowiły dla niektórych czytelników chwilami coś w rodzaju życiowej terapii. Przyznam szczerze, że to w jaki sposób świat, który stworzyłam w moich powieściach został przyjęty przez czytelników, całkowicie przerosło moje oczekiwania. Jestem bardzo szczęśliwa, że słowa i uczucia, które ofiarowałam innym potrafią pomagać w życiu. Czasem stanowią odskocznię od codziennych problemów, czasem są źródłem wiary w to, że w życiu jest jak w przyrodzie i po burzy zawsze należy wyglądać słońca.

Bardzo się cieszę, że powieściowe realia pozwalają wielu mym czytelniczkom i czytelnikom uwierzyć w Szekspirowską prawdę mówiącą o tym, że kto umie czekać doczeka wszystkiego. Kiedyś pewna Pani, urodzona dużo wcześniej ode mnie powiedziała, że lektura mojej książki odmieniła jej życie. Na zawsze zapamiętam wyraz jej twarzy, a przede wszystkim jej radosne oczy pełne blasku, takiego bardzo młodzieńczego blasku wyraźnie kontrastującego z siatką zmarszczek na jej twarzy.
Czasami na spotkaniach otrzymuję drobne prezenty, maleńkie dowody sympatii, albo kartki okolicznościowe zapisane drobnym maczkiem miłych dla mnie słów, mówiących na przykład o tym, że dzięki moim książkom stałam się czyimś najsympatyczniejszym domownikiem. Albo, że historia mojego pisarstwa wyzwoliła w kimś nadzieję, że jeśli się czegoś naprawdę chce to można to osiągnąć. Całkiem niedawno pewien mężczyzna w sile wieku przyznał, że po przeczytaniu moich książek nauczył się kochać bardziej i rozumniej. W przyszłym roku w czasie wielkanocnym będę mogła przystroić dom w zrobione na szydełku jajka, które otrzymałam od jednej z czytelniczek.

Bardzo często spotykam się z wyrazami sympatii, podziękowań i uznania. To są piękne chwile… niezapomniane… bo to są piękne słowa… niezapomniane…

Jeden z Pani wywiadów dla Bookeriady skomentowała pani Krystyna. Napisała: „Ania zawsze miała bogate wnętrze i cudowną fantazję”. Kto zatem miał największy wpływ na kształtowanie Pani humanistycznego umysłu?

Ja nie jestem do końca przekonana, że mam humanistyczny umysł. Jestem absolwentką politechniki. Fakt faktem – całe życie byłam i jestem zakochana w języku polskim, ale myślę, że paradoksalnie to właśnie moje techniczne wykształcenie bardzo pomaga mi w pisaniu. Przede wszystkim w panowaniu nad fabułą i wątkami, które tworzą się w mojej głowie nieustannie gdy piszę. Jestem prawie pewna, że to ścisły umysł pomaga mi ogarnąć powieściową akcję, a umiłowanie języka sprawia, że mogę z ogromną przyjemnością przelewać na papier konstrukcje powstające w moich myślach.
A wracając do humanizmu zawartego w pytaniu, to wielką rolę w rozkochiwaniu mnie w języku polskim odegrały dwie kobiety – moja mama i moja nauczycielka języka polskiego z liceum. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo gdyby nie one to dziś pewnie pisałabym nie powieści, a strategie rozwoju firm.

Czy któryś z bohaterów Pani książek posiada te same cechy, którymi określiłaby Pani siebie? A może Pani osoba to konsolidacja cech Hanki, Mikołaja i Dominiki? Kogo obdarowała Pani cechami swojego charakteru i jakie to wartości u danej osoby?

I co tu powiedzieć, żeby nie odpowiedzieć na to pytanie, hmm… Jest bardzo osobiste. Cóż, uchylając rąbka tajemnicy powiem, że osoby, które znają mnie niezbyt dobrze mogą myśleć, że jestem charakterologicznym podobieństwem Hanki. Osoby, które znają mnie ciut lepiej znajdą we mnie trochę cech Dominiki. Natomiast osoby przed którymi nie mam żadnych tajemnic ani zahamowań wiedzą, że jestem i Hanką, i Dominiką, i Aldonką, i z biegiem lat chyba coraz częściej panią Irenką. Chyba taka właśnie jestem. Chyba.. pewności nie mam (śmiech).

Czytelniczki naszego portalu wygrały niedawno zestawy Pani książek. Zadaniem konkursowym było podanie jaki jest „Twój przepis na szczęście”. Jak pod kątem pomysłowości, a także z perspektywy literackiej oceni Pani wygrane odpowiedzi?*

Oba przepisy cudowne, dobrze i sprawnie napisane. Przemawiają do wyobraźni czytelnika – oddają smaki, zapachy i dotyk szczęścia goszczącego zapewne często w duszach autorek. Obie panie oczywiście zachęcam, szczerze zachęcam, do podejmowania dalszych prób literackich, bo pisanie to wielka przyjemność i ogromne szczęście. Wiem, co mówię 🙂

Najnowszą (czwartą) książkę „Szczęście w cichą noc” pisała Pani z myślą o..?

– o moich wiernych czytelniczkach,
– o polskiej świątecznej tradycji, z której jestem bardzo dumna,
– o wszystkich wigiliach, które mam już za sobą i o tych, które jeszcze przede mną,
– i oczywiście o moich bohaterach, których traktuję jak swą najbliższą rodzinę.

A wartości, jakie chce Pani w niej przekazać czytelnikom, to..?

– ogromne znaczenie rodzinnych uczuć,
– głęboki ukłon w stronę tradycji,
– rola wybaczenia w potędze miłości.

Proszę jeszcze o kilka słów zachęty dla nieprzekonanych do sięgnięcia po trylogię Pani autorstwa.

I znów mam kłopot. Cóż mogę powiedzieć?.. Może to nieskromnie zabrzmi, ale ja bardzo lubię świat opisany w trylogii i to wcale nie dlatego, że sama go stworzyłam i opisałam…

I na koniec – czego chciałaby Pani życzyć czytelnikom Bookeriady?

Przede wszystkim zdrowia, by mogli bez przeszkód cieszyć się szczęściem i miłością oraz mnóstwa wolnych chwil, by mogli bez reszty oddawać się swoim ulubionym lekturom. A także wszystkiego co najlepsze, najpiękniejsze i naj…

—————————————————————-
*Przypominamy wygrane „przepisy”:
Małgorzata: „jak przepis to przepis:) jeden ciepły letni wieczór, wymieszać z chórem świerszczy, dodać do tego uncję niezwykłego zapachu maciejki, posypać radosnym śmiechem dziecka, doprawić krztą poczucia bezpieczeństwa i swobody. Do smaku moc marzeń i planów. Smakuje wybornie 🙂
Anita: „Mój przepis na szczęście, to tupot małych stópek na podłodze, to słowo „mama” wypowiadane już o bladym świcie (skuteczniejsze od najgłośniejszego budzika 🙂  ), to śniadanie w łóżku z ukochaną osobą, to kwiaty, które dostaję bez okazji… i wreszcie: gdy już wszyscy śpią, wokół cisza i ciemność, to chwila z książką przy kominku z kubkiem gorącej czekolady… 🙂 ”

Aleksandra Kaczmarek

Zdjęcie: Fanpage autorki.