Czy miała Pani jakieś obawy albo wątpliwości w związku z tym, że wzięła Pani „na literacki warsztat” skomplikowane relacje polsko-litewskie?
Absolutnie nie. Byłabym kiepską pisarką, gdybym, biorąc się za pisanie powieści o XVII-XVIII wieku, zwracała jakąkolwiek uwagę na obecne relacje międzynarodowe, tło dyplomatyczne albo jakąkolwiek „poprawność polityczną”. Metodologicznie nie możemy aplikować współczesnych pojęć społecznych na ówczesną rzeczywistość, a w tej epoce relacje polsko-litewskie były nie tyle skomplikowane, ile bardzo organiczne, przecież istniało wspólne państwo. Szlachta razem walczyła, jeździła na sejmy i była skoligacona. Sądzę, że literatura powinna przede wszystkim opowiadać o jakiejś ogólnoludzkiej prawdzie życia, a nie służyć ideologiom czy nacjonalizmom. Przecież cnota, grzech, głupota, mądrość nie mają ani klasy społecznej, ani narodowości. Jestem naukowcem i zawsze powtarzam: w historii, w tym punkcie, gdy pożądane zaczynamy uważać za istniejące, kończy się nauka, a zaczyna ideologia. Taki koncept literacki – pisanie według cudzych oczekiwań, zwłaszcza politycznych, czy obawiając się kto co o tym pomyśli – mnie nie ciekawi (śmiech). Mój zbiór opowiadań „Danielius Dalba i inne historie” w tym sensie chyba był jeszcze bardziej kontrowersyjny, ponieważ opisałam nieodległą historię XX wieku, a raczej jej żywą pamięć, która czasami bardzo różni się od podręcznikowej wersji historii.
Jak Pani saga została przyjęta na Litwie, a jak w Polsce? Czym różnią się recepcje Pani opowieści w obu krajach?
W Polsce wydano dopiero pierwszą część, ale cieszę się, że trafiła na listy bestsellerów literatury pięknej w księgarniach i już doczekała się niejednego dodruku. Oczywiście, najbardziej cieszy mnie fakt, że ciepło powieść została przyjęta przez polską krytykę i czytelników, którzy już czekają na następne części. Na Litwie trylogia cieszy się niegasnącym zainteresowaniem. Pierwsza część miała już 16 dodruków, druga – 12, trzecia – 6. Powieści „Silva rerum” były najczęściej wypożyczanymi książkami w bibliotekach w ubiegłym roku. Nadal są czytane i chyba na Litwie moje książki coś zmieniły w masowej świadomości. Może trochę pomogły zburzyć groteskowe, niewiele mające wspólnego z prawdą historyczną stereotypy, przez pokolenia wkuwane do głów w sowieckich szkołach o „spolonizowanej litewskiej szlachcie, która przepiła państwo”. Zachęciły czytelników, by zainteresować się historią tego ciekawego okresu. Czytelnicy przyjęli bohaterów jako „swoich”: Litwinów Wielkiego Księstwa Litewskiego, chociaż mówili po polsku. A przecież tożsamość narodowa wtedy nie była określana poprzez język. Ten fakt nadal jest trudno przełknąć niektórym litewskim filologom, którzy początki litewskiej kultury nadal liczą od Donelaitisa. Więc w pewnym sensie polscy recenzenci powieść przeczytali nawet głębiej…
Czego dotyczyły największe kontrowersje wokół Pani trylogii, które wywołała ona na Litwie?
Właśnie faktu, że bardzo różniła się od tego, co nazywano „kanonem współczesnej literatury litewskiej”. Nie wiedziano, jak mnie klasyfikować. Wydawałam się literaturoznawcom trochę obca. Wszystko było nietypowe – i okres, i polskojęzyczni bohaterowie, i forma stylistyczna – długie płynące zdania bez dialogów, w których nagle ta epoka, która dla statystycznego Litwina jest lingwistycznie niema, zaczynała przemawiać, wciągając go w „las rzeczy”… No i oczywiście była napisana wbrew niepisaną zasadom, jak „trzeba tworzyć wartościową litewską prozę“, a w dodatku używałam dużo archaizmów, polonizmów dla kreowania atmosfery historycznej. Za to nawet inspekcja języka litewskiego chciała ukarać mnie mandatem. Na szczęście wywalczyliśmy integralność utworu, a z biegiem czasu niektóre historyczne archaizmy, takie jak „broma” (czyli brama) wykreślono ze spisu wielkich błędów języka litewskiego, małe zwycięstwo. Ciekawa rzecz, że w polskim tłumaczeniu zostawiliśmy trochę lituanizmów – żeby czytelnik zdawał sobie sprawę, że język polski, którym mówiono na terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego, miał swój dialekt i nie był taki sam, jakim mówiono w Krakowie czy Warszawie.
Jak ocenia Pani współczesne stosunki polsko-litewskie?
W Polsce doświadczyłam jak najcieplejszego przyjęcia mnie i mojej powieści. Zostałam przyjęta, jakbym wróciła do wspólnego domu Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Czasami żałuję, że dzieli nas bariera językowa i Polacy nie mogą śledzić litewskich portali czy prasy. Zauważylibyście, że macie dużo przyjaźnie nastawionych, otwartych na wspólny dialog litewskich intelektualistów, dziennikarzy, pisarzy, artystów. Więc chciałabym, żebyśmy częściej nawiązywali bezpośrednie kontakty, mniej zwracając uwagę na czasami sztucznie wzbudzane napięcia przez polityków czy radykalnych działaczy. Na szczęście literatura, sztuka, teatr, kino są świetnym sposobem na to, by bliżej poznać się i zburzyć wiele murów czy stereotypów. Cieszę się, że i Litwini i Polacy moją powieść czytają jak „swoją”.
I ostatnie pytanie: W Wilnie powstał szlak turystyczny śladami „Silva rerum”. Miała już Pani okazję, by się nim przejść?
Istnieją już nawet trzy szlaki, według każdej części powieści. Przewodnicy Wileńskiego Centrum Turystycznego kilka lat temu zauważyli, że ludzie podczas wycieczek po starówce coraz częściej zadawali pytania, gdzie mógłby mieszkać ten czy inny bohater „Silva rerum”. Kiedy pytania się nasilały, poprosili o konsultacje. Sama własnoręcznie zestawiłam te trzy marszruty według każdej powieści, więc chodząc z przewodnikiem tymi szlakami, można dokładnie dowiedzieć się wszystkich ciekawostek. Pomyślałam, że byłoby czymś niewystarczającym po prostu chodzić, trzymając się fabuły powieści jak podczas literackich wycieczek po Sztokholmie Stiega Larssona. Skoncentrowałam się więc na prawdziwych historiach Wilna, jego dziełach sztuki i historycznych ciekawostkach, a czytelnicy już samodzielnie rozpoznają, jak tym wszystkim „zagrałam”. Oczywiście, zapraszam wszystkich polskich czytelników do przejścia szlakiem śladami „Silva rerum” w Wilnie. Nie mam wątpliwości, że mili przewodnicy z Wileńskiego Centrum Turystycznego są przygotowani, by ich poprowadzić i po polsku.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Ewelina Tondys, wywiad przeprowadzony w ramach Big Book Festival