W przeciągu kilku miesięcy na mojej półce zagościły trzy tytuły Wydawnictwa Bosz, które totalnie mnie urzekły. „Bestiariusz słowiański, czyli rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach”, „Księga karpackich zbójników” i „Legendy zamków karpackich” to nie tylko solidna porcja ciekawej lektury, związanej z rodzimymi wierzeniami i etnografią, ale także pięknie wydane książki, w których uwagę przyciągają świetne ilustracje autorstwa Witolda Vargasa i Pawła Zycha. Panów postanowiłam wypytać o to, jak wygląda praca ilustratora książek i czy do osiągnięcia sukcesu wystarczy sam talent. Nie wystarczy. Co zatem może jeszcze się przydać?
—
1) Jak zaczęła się Pana przygoda z książkami?
Witold Vargas: Od dziecka fascynowały mnie ilustracje książek. Zawsze marzyłem, by zostać ilustratorem. Pierwszy swój rysunek opublikowałem w wieku 16 lat w czasopiśmie studenckim „Nowy Medyk”. Gdy tylko zacząłem rozglądać się za chlebem, ruszyłem do wydawnictw ze swoimi rysunkami.
Paweł Zych: Moja mama jest bibliotekarką, więc od małego dorastałem w otoczeniu książek. Chociaż w domu nie brakowało lektur dziecięcych, ilustrowanych wtedy przez najlepszych ilustratorów, to na moją wyobraźnię najbardziej działały albumy przyrodnicze. Pierwsze obrazki, jakie wyszły spod mojej ręki przedstawiały przerysowane z akademickiego podręcznika do biologii dinozaury.
2) Jak wyglądała Pana “ścieżka kariery”? Jakie studia Pan skończył? Czy w jakiś sposób się Panu przydały? A może nie są one w ogóle potrzebne, by zostać ilustratorem, bo wystarczy mieć talent?
Witold Vargas: Ukończyłem wydział rysunku w Instytucie Wychowania Artystycznego w Lublinie. Dzięki temu mogę uczyć w szkołach, co tez kocham robić. Studia nie przydały mi się do zawodu ilustratora. Ja z kolegami rysowaliśmy o wiele więcej, niż wymagał od nas profesor. Razem szlifowaliśmy warsztat, choć o zasadności ilustrowania książek musiałem dyskutować również z nimi. W każdym razie studia i talent są potrzebne, ale nie tak jak zamiłowanie do tego zawodu, ciągła praktyka i pukanie do drzwi wydawnictw.
Paweł Zych: Jeśli miałbym wskazać jeden, przełomowy moment, to nastąpił on w trzeciej klasie liceum, kiedy postanowiłem, że będę studiował architekturę. Zapisałem się wtedy na korepetycje z rysunku. To była trwająca okrągły rok lekcja pokory, która dała mi naprawdę wiele. Przez kilka miesięcy, każdej soboty, przez 10 godzin szkicowałem tylko i wyłącznie poukładane w różnych konfiguracjach proste bryły – walce, sześciany, kule, itp. Myślałem, że nie robię żadnych postępów i że wszystko to nie ma sensu. Jednak kiedy w pewnym momencie wreszcie udało mi się narysować trzy kostki i garczek w dobrej perspektywie, właściwej kompozycji, dobrym światłocieniu i bez użycia gumki do ścierania, okazało się, że umiem rysować. Oczywiście później czekały mnie setki (a dziś już tysiące) zarysowanych kartonów, ale była to naturalna (i przyjemna) kontynuacja ścieżki, na którą wszedłem wtedy. Ilustrator musi zaczynać od prostych elementów i na nich trenować szkicowanie, aż do odcisków na dłoniach. Jeśli nie ma się do tego cierpliwości to nie powinien się brać się za ten zawód. Oczywiście istnieją samorodne talenty które poprostu potrafią rysować i nie potrzebują treningu, ale to prawdziwa rzadkość.
3) Jakie cechy charakteru przydają się w pracy ilustratora książek?
Witold Vargas: Nie można mieć biernej postawy wobec życia. Trzeba umieć zakręcić się koło własnych spraw, bo nikt do Ciebie nie zapuka, jeśli nie dowie się o Twoim istnieniu. Ilustrator powinien również mieć szacunek do tekstu, który ilustruje. Ilustracja wspiera tekst. Ale są dwie szkoły. Niektórzy ilustratorzy traktują swoją część książki jako własną galerię sztuki i jakoś funkcjonują.
Paweł Zych: Upór, cierpliwość, ciekawość świata, pokora.
4) Co lubi Pan w swojej pracy?
Witold Vargas: Wyzwanie jakie stawia każdy nowy tekst. Lubię moment, kiedy nie mam pojęcia ani pomysłu, jak ugryźć dany temat, a potem powoli ten pomysł się rodzi. Bardzo lubię to, że wystarczy ołówek, kartka i coś twardego, żeby wykonać pracę. Można pracować w parku, w kawiarni, w domu.
Paweł Zych: To, że efekt końcowy zawsze mniej lub bardziej zaskakuje. Nigdy do końca nie wiem, co wyjdzie spod mojej ręki i często potrafię sam sobie sprawić miłą niespodziankę.
5) Czego nie lubi Pan w swojej pracy?
Witold Vargas: Nie lubię korekt ze strony zleceniodawców, jeżeli się z nimi nie zgadzam. Ale one rzadko się zdarzają.
Paweł Zych: Powtarzania się i nanoszenia poprawek wynikających z uwag zleceniodawcy, z którym się nie zgadzam.
6) Jak wygląda Pana typowy dzień pracy podczas tworzenia ilustracji do książki?
Witold Vargas: To nie mój jedyny zawód, więc wygląda to tak, że jadę do szkoły, w której uczę, przed pierwszym dzwonkiem trochę rysuję, na przerwach i na okienkach trochę rysuję i w domu wieczorem rysuję, jak obrobię się z całą resztą. Rysowanie wypełnia wszystkie luki duże i małe w moim życiu. Czasem do jednej ilustracji robię wiele szkiców i zaczynam od nowa, czasem robię ją od razu. Czasem idzie jak po gruzie, czasem jak po maśle. Ale to wszystko razem jest piękne.
Paweł Zych: Na codzień pracuję jako architekt, a ilustracje tworzę “po godzinach”. System pracy jest więc dostosowany do obowiązków rodzinnych i zazwyczaj sprowadza się do wieczornego rysowania przy kuchennym stole. Przy większych zleceniach biorę w biurze kilka dni wolnego i wtedy pracuję do upadłego od rana do nocy.
7) Zabawna historyjka, która przydarzyła się Panu w związku z byciem ilustratorem książek?
Witold Vargas: Raz do szkoły, gdzie pracuję, przyszedł handlowiec z pirackimi książkami z moimi ilustracjami. Długo z nim rozmawiałem nie ujawniając się. W sumie bardzo mnie zachwalał. Mówił że mieszkam w Ameryce i robię tam zawrotną karierę. Piratowanie i nie szanowanie moich praw autorskich jest złe. Ale jakoś mnie nie wkurza. Trzeba wyjaśnić sprawę, zatroszczyć się o swoje i cieszyć się dalej życiem.
Paweł Zych: Ostatnio pracowałem dla Amerykanów. Jako że na co dzień nie używam języka angielskiego w korespondencji wspomogłem się Google translatorem. Chciałem napisać: “Cześć. Przepraszam za opóźnienie, byłem na krótkich wakacjach”. A wyszło: “Hi! Sorry for the retard, I was on a short vacation” (z ang. “retarded” to “opóźniony w rozwoju” – przyp. red.).
8) Straszna/dziwna historyjka, która przydarzyła się Panu w związku z byciem ilustratorem książek?
Witold Vargas: Zlecił u mnie kiedyś rysunek pewien człowiek z Berlina (wtedy Zachodniego). Był z Peru, a że ja urodziłem się w Boliwii, to pomyślał, że może mi zaufać. Okazało się, że potrzebuje rysunku na plakat Świetlistego Szlaku. To była partyzantka komunistyczna. Gdy go zapytałem, skąd wie, że go nie zdradzę, odpowiedział poważne: „My wszystko wiemy”. Ja wiem, że „g” wiedział, ale go nie zdradziłem. Komórka Świetlistego Szlaku w Berlinie Zachodnim nie miała żadnej możliwości oddziaływania na cokolwiek. Ta organizacja została zresztą już dawno zduszona, i to krwawo.
Paweł Zych: Rysując ilustracje komiksowe często spotykałem się z dziwnymi osobami, które opowiadały mi o początkach swojej firmy, o chamskich wspólnikach, których musieli wykosić, żeby wyjść na prostą, o swoich dzieciach i domach, o żonie, o super ludziach, których poznali i o tym, jak wielkie mam szczęście, że do nich trafiłem. Zawsze kończyło się to propozycją pracy za “promocję” lub przysłowiową “miskę ryżu”. Zmarnowałem na takie rozmowy kupę czasu i dziś już wiem ,że z dziwnymi ludźmi należy od początku rozmawiać o pieniądzach.
9) Trzy rady dla każdego, kto chciałby zostać ilustratorem książek?
Witold Vargas:
- Nie siedź w domu i nie czekaj, aż ktoś zapuka.
- Bądź obeznany w historii i dokonaniach ilustracji wszystkich epok i krajów. Nie kompromituj naszego środowiska ignorancją.
- Walcz z tandetą. Nie zniżaj się do poziomu masowej ilustracji, która zalewa nasz rynek.
Paweł Zych:
- Naucz się rysować najprostsze rzeczy – dom, auto, ludzika. Serio. 90% książek polskich ilustrują ludzie, którzy tego nie potrafią, więc od razu znacząco zwiększysz swoje szanse. Uwaga – dobre opinie i “lajki” na portalach internetowych są miłe, ale nie oznaczają, że potrafisz już tworzyć ilustracje.
- Pomyśl, które ilustracje ci się podobają, do czego dążysz i gdzie chciałbyś być ze swymi umiejętnościami za kilka lat. Kopiowanie mistrzów nie ma sensu, bo zawsze będzie to marna podróba, ale uczenie się od nich to żaden wstyd.
- Znajdź najpierw alternatywne źródło dochodów. Szansa, że zlecenia od początku Twojej kariery będą płynąć szerokim strumieniem są dość nikłe. No chyba, że Twój tata jest właścicielem wydawnictwa -oznacza to, że nie potrzebujesz rad.
10) Co Pan teraz czyta?
Witold Vargas: Moszyńskiego – „Kultura ludowa Słowian”, tom II „Kultura niematerialna”.
Paweł Zych: W związku z pracami nad kolejną częścią Legendarza czytam głównie baśnie i podania. Aktualnie na warsztacie mam „Legendy Karkonoszy i okolic”.
Witold Vargas o sobie:
Urodziłem się w Boliwii. Do kraju matki przyjechałem kilka miesięcy przed stanem wojennym. Całe życie rysowałem, grałem na instrumentach i robiłem filmy animowane. Przez piętnaście lat grałem w zespole Varsovia Manta, muzykę z Ameryki Południowej, w czasach kiedy ten zespół cokolwiek znaczył. Do szkoły trafiłem przypadkiem, ale zawód nauczyciela pokochałem tak, jak wszystkie inne moje pasje. Uważam się za najbardziej szczęśliwego człowieka na Ziemi. Staram się żyć skromnie. Uważam, że materializm i roszczeniowość są głównym źródłem niezadowolenia ludzi. W tej chwili ilustruję głównie książki z serii Legendarz, które wraz z Pawłem tworzymy od podstaw. Chcemy, aby w Polsce była powszechnie znana i lubiana kultura rodzima a przede wszystkim nasze legendy.
Paweł Zych o sobie:
Rocznik ’80, urodzony w Starachowicach, mieszkam i pracuję w Poznaniu. Jestem architektem z wykształcenia,a rysownikiem komiksowym i ilustratorem z zamiłowania. Od kilku lat wraz z Witoldem Vargasem i Bartłomiejem Salą tworzymy książkową serię Legendarz – albumy opisujące i ilustrujące polskie wierzenia i legendy. Prywatnie jestem szczęśliwym mężem i ojcem.
—
Przepytywała: Justyna Sekuła