Zbrodnia towarzyszy nam na każdym kroku. Nie zawsze musi ona przybierać postać morderstwa, chociaż zwykło się przyjmować, że jest ono najcięższą jej formą.Trzeba mieć jednak na uwadze fakt, że pojęcie zbrodni jest stosunkowo płynne, jego rozumienie bowiem i nawet samo istnienie jest zależne od tego, czy w danej kulturze istnieje moralny kręgosłup, w ramach którego mieści się krzywda, wyrządzana ludziom, zwierzętom, naturze. Zbrodnia wymaga bowiem ofiary. Kiedy jednak działanie, które w jednej kulturze uznawane jest za zbrodnię, w drugiej przyjmowane jest jako norma, stały element, norma kulturowa, wtedy traci swój zabroniony charakter i przestaje być zbrodnią.

Ten fenomen fascynuje wielu ludzi, także artystów, którzy świadomie podejmują w swoich pracach refleksję nad sensem zbrodni, jej odbiorem, znaczeniem dla współczesnego człowieka. Nie inaczej jest w przypadku pisarzy, którzy z jakichś powodów decydują się na poruszanie w swoich pracach tematu tabu, zabronionej moralnie tematyki zbrodni. Dlaczego o tym mówię? Skąd bierze się to zainteresowanie zbrodnią? W jednym z poprzednich tekstów zastanawiałam się nad tym, „dlaczego właśnie kryminał”? Dzisiaj idę o krok dalej i zastanawiam się nad tym, gdzie kończy się sztuka a zaczyna chora fascynacja? Inspiracją do zadawania tego rodzaju pytań jest dla mnie wystawa „Zbrodnia w sztuce”, która miała swoje miejsce w Krakowie w dniach 16.05 – 28.09.2014 roku w MOCAK-u. Dlatego też artykuł ten będzie inny niż wszystkie. Trochę o literaturze, trochę o innych dziedzinach sztuki, o samej wystawie i o książce, która jest jej dopełnieniem.

Mówi się, że papier przyjmie wszystko. Domyślam się, że inne materiały na których artyści dokonują ekspresji również. Ale dlaczego chcemy na tym papierze (i na tych innych materiałach) utrwalać to, czego na co dzień się boimy? Świadomie uogólnię: człowiek jest istotą która lubi się bać, ale w sposób kontrolowany, bo wtedy ma poczucie, że panuje nad własnym życiem. Poza tym, pomimo tego, że człowiek rozwinął się początkowo jako organizm roślinożerny, to jednak właśnie późniejsza mięsożerność pozwoliła mu na gwałtowny rozwój. Po trzecie – interesują nas kontrasty. Nie jednoznacznie dobre lub jednoznacznie złe rzeczy. Cała historia zbrodni w sztuce, w literaturze, w życiu opiera się na ciągłych kontrastach i mieszaniu się dobra ze złem (wedle naszego kanonu moralnego). Bo jeśli kogoś pociąga (abstrahując w zupełności od tego, czy to normalne czy nie) widok cierpienia niewinnej kobiety, to dochodzi do zniszczenia czegoś dobrego przez coś złe. Ale równocześnie zabicie na mocy wyroku czy nawet samosądu osoby, która się tego dopuściła, stanowi wyraz zwycięstwa dobra nad złem, ale znowu na drodze zbrodni. Tak samo jest ze zbrodnią w sztuce, jakiejkolwiek, nie ma to znaczenia. Rzeźba, która przedstawia ostatnie tchnienie ranionego mieczem rycerza nie jest niczym innym jak czymś złym ubranym w coś dobrego. Piękno w brzydocie, brzydota w pięknie. Śmierć jest zła, sztuka jest dobra.

A literatura kryminalna? Czy w niej również przenika się dobro i zło, piękno i brzydota? Oczywiście, moim zdaniem kategoria przenikalności jest dla zbrodni we wszystkich przejawach sztuki uniwersalna. Pisarz, który nie posiada talentu i nie ubierze swojej historii o zbrodni w sposób umiejętny w słowa, nie zainteresuje czytelników, bo jeśli będą oni chcieli poczytać brutalne, suche i pozbawione emocji opisy zbrodni, to mogą je znaleźć w gazetach. Literatura ma dostarczyć czegoś świeższego, bardziej skomplikowanego, ubrać historie o źle w szlafroczek z dobrych słów.

Na zakończenie jeszcze kilka zdań o wystawie i książce, która jej towarzyszyła. Ci, którzy na wystawę się wybrali, wiedzieli czego się spodziewać i pewnie nie byli zaszokowani. Ci, którzy z własnej woli nie zdecydowali się na zobaczenie wystawy, prawdopodobnie uznali, że nie są na siłach patrzeć na „takie” rzeczy, albo, że nie w ogóle nie powinno się ze zbrodni robić sztuki, bo to jakiś rodzaj profanacji. Tych pierwszych jestem w stanie zrozumieć, bo to nie ignorancja zadecydowała o ich nastawieniu do zbrodni w sztuce. Tych drugich nie rozumiem i byłabym skłonna ich potępiać, gdyby nie to, że zdaję sobie sprawę z tego, że po prostu nie każdy człowiek ma predyspozycję do wszystkich rozważań. Ja nie nadaję się do fizyki kwantowej. Ale radzę sobie ze zbrodnią. Ci jednak, którzy są po prostu zatwardziałymi konserwatystami, którzy nawet nie potrafią logicznie argumentować swoich negatywnych postaw skierowanych do zbrodni w jakimkolwiek rodzaju sztuki, polecam książkę, uzupełnienie wystawy. Teksty, które zostały w niej zebrane pomagają w zrozumieniu fenomenu zbrodni. To teksty, które poruszają różne jej aspekty, między innymi biologiczny, kryminologiczny, psychologiczny. Sama wystawa zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Książka dopełniła całości. Refleksja nad zbrodnią w sztuce otwiera oczy na nowe płaszczyzny pojmowania literatury kryminalnej. Bo trzeba być bardzo dobrym artystą i umiejętnie prowadzić grę dobra ze złem, aby napisać interesujący, wartościowy kryminał, nie brukową opowiastkę.

Sylwia Tomasik

Fot.: Guido Calletti, fotografia numer 1912, prawdopodobnie styczeń 1930, Główny Komisariat Policji w Sydney, MOCAK.