Czasem się zastanawiam, co dzieje się w Krakowie, poza tymi wszystkimi literackimi wydarzeniami, festiwalami i spotkaniami, które skupiają twórców bardziej znanych. Czasem szperam w internecie w poszukiwaniu takowych. Znajduję, idę, spisuję sobie najważniejsze momenty, aby o nich nie zapomnieć i wracam z tych spotkań bogatsza o doświadczenia, wspomnienia, nowe książki i kontakty. Jedynym niemiłym zaskoczeniem jest czasem to, że tak mało ludzi przychodzi. Przecież w Krakowie jest nas około 700 tys. Nie oczekuję, że nagle wszyscy, jak jeden mąż oderwą się od swoich zajęć i zaczną się interesować światem literackim Krakowa. Ale pięcioro gości na spotkaniu literackim to trochę mało. Dlatego postanowiłam odratować trochę sytuację i opisać jedno ze spotkań autorskich – dla wszystkich tych, którzy interesują się literaturą ukraińską, ale nie tylko. ☺

28 marca 2014 roku odbyło się spotkanie autorskie ze Stepanem Prociukiem, ukraińskim pisarzem, na zaproszenie Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Krakowie. Obecna była też Tatiana Krawczyk, tłumaczka dzieł pisarza na język polski oraz profesor Bogusław Żurakowski. Spotkanie prowadziła Bożena Boba-Dyga.

Pana Stepana Prociuka poznałam jakiś czas temu osobiście, nie znałam jeszcze wtedy jego tekstów. Wydawało mi się, że człowiek o takim pogodnym usposobieniu w swoich tekstach posługuje się inteligentnym żartem, czasem ironią, satyrą. Tymczasem, kiedy zajrzałam na bloga, którego prowadzi pani Tatiana i zamieszcza tam teksty pisarza, zobaczyłam, że mam do czynienia z pisarstwem wręcz egzystencjalnym, głębokim, poruszającym. Gdzieś natknęłam się na porównanie: protasiuk

„Prociuk to ukraiński Dostojewski”.

Jurij Andruhowycz, którego Leksykon miast intymnych jakiś czas temu ukazał się w Wydawnictwie Czarnym, mówi tak: „Prociuk panuje nad chaosem. Chaos panuje nad Prociukiem. To dostojni rywale”. I choćby dlatego warto zajrzeć na bloga „Stryczek dla czułości”, a potem do książek, które, miejmy nadzieję, niedługo ukażą się w języku polskim.

Stepan Prociuk na Ukrainie jest uważany za pisarza kontrowersyjnego. Jest laureatem wielu ukraińskich nagród literackich. Wydał kilkanaście powieści i zbiorów esejów, jak również dwie książki poetyckie.

W jednej ze swoich powieści pt. „Dziesiąty wiersz”, która ukaże się niedługo w wydawnictwie Kijowskim, pisarz dotyka tematu więźniów politycznych – czy człowiek może przeciwstawić się systemowi totalitarnemu? Powodem do napisania tego tekstu było to, iż ojciec pisarza spędził sześć lat w łagrach dla więźniów politycznych, choć tylko wypowiedział się nieostrożnie o rusyfikacji. Natomiast w powieści „Wal głową w mur” jest mowa o tym, jak ojciec dostał propozycję współpracy z ówczesnymi władzami, ale przeciwstawił się.

Bożena Boba-Dyga: Piszesz, że należałeś do grupy literackiej „Nowa Degeneracja”. Bardzo intrygująca nazwa. Czy mógłbyś coś więcej powiedzieć na ten temat?

Stepan Prociuk: W mediach uchodzę za pisarza dosyć ekscentrycznego, nie jest to jednak ekscentryzm człowieka, a ekscentryzm twórczości, który przejawia się w tytułach moich utworów, również w swoim zachowaniu mogę być nazwany ekscentrykiem. Nie jest to jednak prawdziwy ekscentryzm…

BB-D: Czyli nazwa „Nowa Degeneracja” była Twoim ekscentrycznym dziełem.

SP: Był to przemyślany chwyt, taka próba przeciwstawienia się ówczesnej literaturze radzieckiej, która mówiła bardzo często o nowym pokoleniu pisarzy, nowej generacji pisarzy, jako mniej wartościowych. Dlatego postanowiliśmy określić się taką nazwą jak „Nowa Degeneracja”.

BB-D: Tutaj dotykasz następnej kwestii, mianowicie, wyszedł zbiór poezji twojego autorstwa „Na ostrzu dwóch prawd”, powiedz nam coś więcej o nim.

SP: Zaczynałem, jako poeta. Wtedy należałem do zespołu literackiego „Nowa Degeneracja”, który rozpadł się. I wkrótce po rozpadzie grupy zacząłem pisać prozę.

BB-D: Tutaj pojawia się taka recenzja, właściwie cytat ze słowa wstępnego Jurija Andruchowycza, który napisał „Prociuk panuje nad chaosem, chaos panuje nad Prociukiem. To dostojni rywale”. Czy możesz coś powiedzieć o Twojej relacji z Jurijem Andruchowyczem (który to autor jest nieobcy krakowskiemu środowisku literackiemu)?

SP: Kiedy działaliśmy w grupie „Nowa Degeneracja”, mowę wstępną do pierwszego naszego wspólnego zbioru pisał właśnie Jurij Andruchowycz. Był od nas nieco starszy i posiadał już jakiś autorytet w świecie literackim na Ukrainie. Natomiast muszę powiedzieć, że cenię sobie bardzo jego twórczość, bo jest wybitnym mistrzem słowa i stylistyki, ale jesteśmy przedstawicielami nieco różnych nurtów estetycznych. Twórczość Andruchowycza jest bardziej, hm… karnawałowa, moją można określić jako metafizyczną, romantyczną. Jest to jednak wszystko względne.

BB-D: Chciałam cię zapytać jeszcze o twoją działalność edukacyjną. Jesteś wykładowcą, profesorem na Uniwersytecie im. Stefanyka, jakbyś nam o tej części twojej działalności coś opowiedział.

SP: Nie ma tu za bardzo o czym mówić (śmiech). Zawsze twierdziłem, że studenci to nie są puste naczynia, które trzeba czymś napełnić. To są pochodnie, które trzeba zapalić. Staram się zapalać te pochodnie, ale płonąć muszą już same.

BB-D: Bardzo dobry stosunek do studentów. Myślę, że to jest właśnie to, co powinien czynić wykładowca, czyli rozniecać ten zapał. Teraz zapytam cię o książkę, też o przewrotnym tytule, jesteś chyba mistrzem przewrotnych tytułów, bo na przykład pierwsza książka miała tytuł „Stryczek dla czułości”, ale jest tutaj przywołana książka „Infekcja”, która jest pierwszą twoją powieścią. Opowiedz coś więcej o niej.

SP: Przede wszystkim wszystkich zainteresowanych zapraszam na blog „Stryczek dla czułości”, na którym można poznać już przetłumaczone na język polski eseje; również staramy się prezentować tam eseje dotyczące obecnej sytuacji społecznej i politycznej na Ukrainie. Poruszamy tam też bardziej egzystencjalne tematy.

BB-D: Z kolei książka pt. „Ofiara” stała się twoją literacką odpowiedzią na często zadawane pytanie o porzucenie twórczości poetyckiej. Powiedz coś więcej. Dlaczego właśnie wybrałeś prozę, i jak to z tym porzuceniem poezji było. Czy ono jest do końca prawdziwe, czy nie piszesz do szuflady wierszy?

SP: Muszę powiedzieć, że przeżyłem moment takiego wewnętrznego rozdarcia, przechodząc od poezji do prozy. Jednak w pewnym okresie, na pewnym etapie odczułem, że twórczość poetycka staje się dla mnie takim powtarzaniem się. Poczułem, że muszę zacząć od nowa. Przeżyłem dramat, zabijając w sobie poetę. I, jak państwo dobrze wiecie, przejście od miłości do nienawiści jest bardzo łatwe. I właśnie po okresie takiego przejścia odczułem pewną nienawiść do poezji w ogóle. Ale trwało to bardzo krótko!
O nienawiści do poezji pisał też w swoich dziennikach Witold Gombrowicz, znakomity polski pisarz. Mogło to oznaczać jedynie, że podświadomie pewnie bardzo kochał poezję! O tym też jest powieść „Ofiara”.

BB-D: To bardzo interesujące. Myślę, że tłumaczenie twojej twórczości na język polski zacznie się od „Wal głową w mur”, ale na tym się nie skończy, że znajdą się osoby zainteresowane wydawaniem twojej twórczości. Wiem też, że twoja twórczość jest tłumaczona na kilka innych j języków. Czy mógłbyś coś na ten temat powiedzieć?

SP: Moja proza jest o tyle specyficzna, że nie dociera do czytelnika masowego. To nie jest jedynie mój osąd. Tego samego zdania są również wszyscy krytycy, którzy klasyfikują moją prozę, jako bardzo trudną prozę psychologiczną. Na dzień dzisiejszy trudno jest znaleźć wydawcę. Natomiast ufam, że czytelnicy mojej prozy znajdą się w każdym kraju, ale nie będą to oczywiście setki tysięcy (śmiech).

Dwa lata temu ukazała się moja powieść „Totem” w Baku w Azerbejdżanie. Natomiast powieść „Wal głową w mur” jest obecnie tłumaczona na język szwedzki i czeski, mam nadzieję, że niedługo się ukażą.

Muszę też nadmienić, że odczuwam taką bliskość mentalną z Polakami. Polacy byli chyba najbardziej aktywni we wspieraniu Majdanu. Uważam, że jesteśmy bratnimi narodami, które się rozumieją. Dlatego też mam nadzieję, że moja współpraca literacka i wydawnicza tutaj w Polsce będzie się rozwijała i nawiążę bliższy kontakt z czytelnikiem polskim.

BB-D: To jest chyba najlepszy moment, by przejść do samej książki. Myślę, że moglibyście tu przytoczyć fragment przekładu. Z tego co wiem, do wydawców są już wysyłane fragmenty zredagowane i można je przedstawić…

„Trwa odwieczny taniec śmierci. Wszystko, co jeszcze wczoraj było zdrowe i kwitnące, za kilka  (czy kilkadziesiąt) lat obumiera, poddając się nieubłaganym prawom biologii. Ziarna wielkiego rozpadu nie oszczędzają nawet najszlachetniejszych i najcenniejszych, tych najbardziej światłych i najbardziej ciemnych. I czy ma jakieś znaczenie, że jeszcze wczoraj mogliśmy spółkować kilka razy w ciągu doby, skoro jutro i tak założą nam cewnik? I czy ma jakieś znaczenie, że wczoraj jeszcze wierzyliśmy i kochaliśmy, skoro pojutrze zastąpią nas inni, aby kochać/nie kochać i wierzyć/nie wierzyć?

Układamy plany, uważając się za istoty podobne bogom. I cierpimy, utożsamiając się z larwą. Śmiejemy się na wiedeńskim bankiecie i w wiejskiej chałupie. I oblewamy się łzami, wyobrażając siebie w roli cierpiętników.

A obok stoi Biała Pani, bawi się, obserwując nasze losy i czyny.
Zmieniamy wagę i diety. Poznajemy nowych ludzi, zapominając jeszcze za życia starych znajomych. Bez przerwy coś ulepszamy, próbując utrzymać w cieple własny tyłek. Lecz Ona jednym skinieniem niszczy nasze śmieszne mrowisko.
Kości naszych bliskich rozpadają się w ziemi. A tuż obok przychodzą na świat dobre cherubinki, które od pierwszej chwili swojego życia skazane są na więdnięcie i rozkład. Czas drwi z naszych najszlachetniejszych pragnień . Nasi ukochani stają się bezzębnymi staruchami. Ręce, które kiedyś głaskały i pieściły, stają się grabulami paralityka.
Ona nie przyjmuje łapówek i nie uznaje urlopów. Nie próbuje przypodobać się i nie napawa się naszym przerażeniem od spoglądania na jej chłodne szaty. Nie ma faworytów. Jej obojętność jest niezmierzona jak pustkowia galaktyk, o których tak niewiele wiemy. I niezmiernie spokojna jak księżyc w pełni.

Jeszcze próbujemy zachować nadzieję… wierzymy w cud… w wielkie perspektywy gerontologii… eliksir wiecznego życia… dzień, który łagodzi serce bezlitosnego prawa natury… epokę tysiącletnich starców-matuzalemów… ciała zamrożone w lodówkach, które ożyją dzięki osiągnięciom współczesnej nauki…

A potem nadchodzi Ona. I nasza wiara w nowy złoty wiek, nasz dietetycznie zdrowy styl życia tracą sens.

Wal głową w mur… Wal głową w mur? Wal głową w mur!”

Ciąg dalszy już niebawem…

Maria Budek

Fotografie: Klaudyna Schubert