Detektyw Literacki nie boi się podejmować trudnych wyzwań. W marcu brnęłam przez zaspy śniegu, a książka przyłapanej na czytaniu pani Kasi idealnie odzwierciedlała pogodę – przypomnę, że pod lupę poszły „Stokrotki w śniegu” Richarda Paula Evansa. Tym razem nie będzie to temat przyjemny i łatwy, a jednak bardzo ważny, o którym mówić trzeba! W autobusie zauważyłam pewną panią, której niezwykle zależało na ukryciu okładki czytanej książki. Ale czego to detektyw nie wymyśli. Okazało się, że to „My, dzieci z dworca ZOO”! Udało mi się namówić panią Natalię do rozmowy. Książka wpadła w jej ręce przypadkiem, gdy szukała czegoś poruszającego na bibliotecznych półkach.
– Dlaczego zakrywa Pani okładkę? Boi się, że ktoś zobaczy co to za książka? Przecież daje Pani przykład innym, szerzy czytelnictwo.
– Coś w tej obawie jest. Jakby człowiek bał się zdemaskowania, że czyta księgę zakazaną. Ktoś wsiada, a ty chowasz okładkę w dłoniach. To chyba przez temat, który porusza – podświadomie boisz się, żeby inni nie wzięli cię za narkomankę.
Ciężki temat. Narkomania, nałóg, ćpanie. „My, dzieci z dworca ZOO” to literatura faktu, zapis rozmowy nagranej wcześniej na taśmie magnetofonowej. Piętnastoletnia wówczas Christiane opowiedziała niemieckim dziennikarzom o sięganiu przez młodych po haszysz i heroinę. Ona sama zaczęła brać w wieku dwunastu lat!
– Zostało mi kilka stron do końca – mówi pani Natalia – ale już mogę powiedzieć, że niezwykle szokowało mnie nastawienie tych ludzi do narkotyków. Myśleli, że zerwanie z nałogiem będzie proste. Mówili, że mogą przestać ćpać, kiedy tylko będą chcieli, wytykając przy tym palcami osoby będące już prawie na samym dnie. Szokowała granica etyki, która się ciągle przesuwała w negatywną stronę – od lekkich narkotyków, poprzez twarde, później prostytucja. Christiane traciła swoją godność, im bardziej wrastała w nałóg, tym na więcej pozwalała swoim ‘klientom’.
– Dworzec ZOO w Berlinie Zachodnim jest opisany jako miejsce, gdzie handluje się narkotykami, ale i też ciałami młodych ludzi.
– Problem narkomanii pokazany jest ze strony osób uzależnionych. Może budzić się w nas pewnego rodzaju współczucie, bo ich środowisko pchało do nałogu. Oni nie widzieli perspektyw dla siebie, gdyż wszystko wokół nie miało dla nich większego sensu. Często myślimy w taki sposób: to ja jestem panem swego życia i sam decyduję o tym, co się wokół mnie dzieje. Nie zawsze tak jest i czytana przeze mnie książka to udowadnia, akurat podejmując jeden z cięższych tematów współczesnego świata. Dodam tylko, że opisywane zdarzenia nie są wytworem wyobraźni autorów!
Aleksandra Kaczmarek