Pracę detektywa literackiego zainicjowała książka o tematyce wojennej. Nie jest to czysty przypadek. Jej akcja przyprawi niejednego czytelnika o wypieki na twarzy. Będzie zalążkiem do stawiania dociekliwych pytań. Przede wszystkim: jak oni poradzili sobie w Afganistanie?
– Muszę przyznać, że tak szczegółowych opisów działań, jak w przypadku „Plutonu Wyrzutków” dawno nie czytałem. Nie dziwię się, że słynęli z zabójczej skuteczności, kiedy w obliczu zagrożenia ich dowódca nie musiał nic mówić, by zaczęli działać! Oni wiedzieli, co mają robić. To się nazywa bezgraniczne zaufanie. Prawdziwi twardziele w męskiej przyjaźni na śmierć i życie – to słowa Mateusza, miłośnika militariów, którego poruszyło prawdziwe oblicze wojny przedstawione w książce Seana Parnella „Pluton Wyrzutków” (Wydawnictwo Literackie). Widzę, że o wojsku, żołnierzach i czołgach może opowiadać godzinami. O tej właśnie lekturze dowiedział się z Internetu i niecierpliwie czekał na pojawienie się w księgarni.
– Nie masz wrażenia, że Parnell był zbyt młody, gdy obejmował dowództwo nad oddziałem 10. dywizji górskiej walczącej w Afganistanie?
– Był przede wszystkim odpowiedzialny. A to w wojsku bardzo ważna cecha. Nie mówiąc już o odpowiedzialności na wojnie. Dwadzieścia cztery lata i tyle doświadczeń… – Mateusz zawiesza głos. Jest właśnie w wieku opisywanym przez Parnella w książce. – Sean podkreśla, że zawsze musiał wykazywać się pewnością siebie. Przede wszystkim wobec kolegów, za których odpowiadał. A często pewność była ostatnią rzeczą, którą czuł. Nie wiem, czy byłbym w stanie udźwignąć psychiczny ciężar odpowiedzialności nie tylko za kumpli, ale również za ich żony, dzieci, rodziców.
„Pluton Wyrzutków” to książka poruszająca, bo prawdziwa. I mimo całej powagi wojny, Parnell przytacza w niej wiele humorystycznych zdarzeń. W taki też lekki sposób mógłby dziś o niej powiedzieć Bolec, bohater kultowego polskiego filmu „Chłopaki nie płaczą”. Parafrazując jego słowa, książka „nie mówi o tym, że widziałem ptaka cień, albo, że wszystko się może zdarzyć. Wielkie odkrycie! Jasne, że wszystko się może zdarzyć!”. – Żołnierze, a przez to koledzy, kumple, przyjaciele wzajemnie się wspierali – mówi Mateusz – W końcu trzeba czasem zażartować, pośmiać się. To również trzymało ich przy życiu.
– Chyba dość interesująca jest też historia z nadaniem nazwy plutonowi?
– Emblemat dla plutonu zaprojektował starszy kapral Michael Emerick. Naszkicował zębatą czaszkę, która miała być literą „O” w słowie „Outlaws”, czyli „Wyrzutki”. Tak bardzo się spodobała, że namalowano ją na wszystkich hummerach. Jak pisze Parnell, czaszka miała wzbudzać strach, sugerować nieprzyjacielowi, że nie będzie z nimi łatwo. Taką też sławę wkrótce zyskali. Stanęło na tym, że nazwali się Plutonem Wyrzutków i niedługo po tym byli już w poważaniu całej brygady.
– Terror, ginący ludzie, wojna, spustoszenie… Najgorsze obrazy, niezależne od nas, jakich człowiek dobrowolnie nie chce być świadkiem. Czy właśnie to trzymało Cię w napięciu podczas czytania?
– Mógłbym tutaj odpowiedzieć słowami Chrisa Kyle’a, zastrzelonego niedawno snajpera, który po przeczytaniu „Plutonu Wyrzutków” mówił: „Ta przepełniona pasją opowieść pokazuje, że ludzie na co dzień dramatycznie różniący się od siebie w walce stają się jednością. Parnell i walczący u jego boku żołnierze to bohaterowie – prawdziwi twardziele”. Myślę, że to właśnie ludzie, ich charaktery i relacje z innymi wzbudzają największe zainteresowanie. Jak podkreślał Parnell – liczy się odwzajemniona lojalność.
Aleksandra Kaczmarek