Kilka dni temu, pewien Popularny Portal Informacyjny (o którym wszyscy myślą, że jest polski – skucha, bo żabojadzki!) zamieścił szokującą wiadomość o oszukiwaniu dzieci w Znanej Restauracji. Zamiast zwyczajowej zabawki, dostają…książkę. Podobno towarzyszy temu zniesmaczenie, rozgoryczenie i foszek paproszek.

Za moich czasów taka zabawka przyniesiona do szkoły, oznaczała tylko jedno. Tak, byłam w Znanej Restauracji na Floriańskiej. Tak, miałam zestaw w tekturowym domku. Był szacun. Teraz, gdy dzieciaki mają sprzęty, których nazw nawet nie potrafię wymówić, pewnie nie ma to takiego znaczenia. Co nie zmienia faktu, że musi być zachowana reguła buła-frytki-zabawka.

W związku z tym, postanowiłam osobiście zbadać sytuację. Poszłam do najbliższej Znanej Restauracji, zamówiłam zestaw dla dzieci i zasiadłam w dobrym punkcie obserwacyjnym (czyli blisko kas). Oto i ona! Książeczka (po chwilowym zamieszkaniu w tekturowym domku) znalazła się w moich rękach. I co widzę? 24 strony pełne kolorowych zdjęć, naklejek ze zwierzakami, zagadek i krótkich informacji o Arktyce i Antarktydzie. Zarówno format książki, jak i treść są dostosowane do małego czytelnika. Do tego papier dobrej jakości, duża czcionka, pogrubione nagłówki i ramki z ciekawostkami. Prawdę mówiąc, spodziewałam się czegoś byle jakiego, a tu taka niespodzianka! Nie ma opcji żeby ktoś pomylił książeczkę z serwetką, bo jest naprawdę świetnie przygotowana. Seria zawiera 6 tytułów do wyboru (Wielkie koty, Oceany, Gwiazdy i Planety, Ziemia, Lasy deszczowe, Arktyka i Antarktyda).

Mój zachwyt to jedno, ale przecież odbiorcami są dzieci. Z mojego punktu obserwacyjnego dostrzegłam, że wszystkie obecne dzieciaki przewertowały książeczki. Mało tego! Prawdziwym hitem okazały się naklejki, a wszyscy wychodzili z „oszukaną zabawką” w rękach. I co, chyba nie jest tak źle jak twierdzili na Popularnym Portalu?

Dla pewności, zapytałam kasjera w Znanej Restauracji o reakcje dzieci i ogólne wrażenie. Po krótkim szoku, spowodowanym tym, że nie przyszłam po następną bułę, otrzymałam odpowiedź. Książeczki rozchodzą się z prędkością światła, a dzieciaki z dziką radością wertują strony. Dodatkowo, następna edycja zabawek ma być również w takim stylu.

Początkowo podchodziłam do tego sceptycznie, a także spodobał mi się komentarz jednej z czytelniczek Bookeriady, która uznała, że w tych czasach, lepszym pomysłem są czytniki e-booków, bo tylko to zainteresuje małych konsumentów buł.  Po obadaniu sprawy, jestem zdania, że książki to strzał w dziesiątkę (i nie wnikam tu w problem zapychania nieletnich pustymi kaloriami, bo i tak zawsze będą tam tłumy, niezależnie od ilości kampanii, starań i narzekań). Niedowiarków zapraszam do najbliższej Znanej Restauracji – zobaczcie sami. Książeczki spełniają swoją rolę i wzbudzają zainteresowanie dzieciaków…na co patrzą biedne i porzucone jabłka, dołączane do zestawu dla dzieci.

Alicja Knapik