Lato 2011 roku. Wszyscy znajomi obierają kierunek na Hiszpanię, Włochy, Chorwację. A my – my tam gdzie nikt, czyli Rumunia. Warto zwiedzić kraj, do którego mało kto zagląda. Peryferie cywilizowanej Europy, bieda, brud, to utrwalony przez lata obraz tego miejsca. Czy słusznie? Pewnie w dużej mierze tak, ale jest jeszcze nieskażona przyroda, średniowieczne miasteczka, zdobione niesamowitymi freskami klasztory. Historia wygląda zza rogu każdej kamienicy we wszystkich miastach. Boimy się wałęsających się psów, dają popalić dziury w drogach, dziwnie się czujemy na widok przeganianych batem cygańskich dzieci. Wszystko to rekompensuje przejazd Trasą Transfagaraską – drogą do nieba.
Tydzień spędzony w tym kraju nie pozwala na zobaczenie wszystkiego i wyrobienie sobie jednoznacznej o nim opinii, dlatego z ogromnym zaciekawieniem sięgnęłam po książkę Małgorzaty Rejmer „Bukareszt. Kurz i krew”. Osobiście nie dotarłam do stolicy. Liczyłam na uzupełnienie obrazu własnych przeżyć poprzez książkę tej młodej, zakochanej w Bukareszcie Autorki. Nie jest to reportaż li tylko z samej siedziby Wielkiego Nicolae, to wspaniale napisany esej historyczny sięgający czasów tworzenia się narodu, jego rozkwitu, szaleńczego komunizmu aż do tragicznego finału w 2011 roku – zagłodzenia się na śmierć w krakowskim więzieniu rumuńskiego obywatela. Chyba pierwszy raz w życiu czytałam tekst, który nie tylko przemawiał burzą kolorów, poruszał wyobraźnię w jej najgłębszych zakamarkach, rozsiewał zapachy. Czuć stęchliznę miasta, woń tanich perfum „panienek”, zapach krwi i potu katowanych w więzieniach. Czasy obłąkańczych rządów komunistów opisane przez Rejmer, przenoszą nas w te miejsca w mgnieniu oka. Jesteśmy świadkami brutalnej kolektywizacji wsi, rozprawianiu się z mającymi inne zdanie, budowania potęgi Wielkiego Wodza. Czytając, nieustannie myślami wracałam do naszych, polskich, równie tragicznych dziejów. Jakże podobne losy przeżywał nasz kraj! Może nie mieliśmy takiego tyrana i despoty, ale rodziny żołnierzy wyklętych czy budowniczowie Nowej Huty nie jedno mogliby opowiedzieć. Te pełne bólu losy bohaterów książki przeplatane są sporą dozą humoru. Znaleźć tu można doskonałe dowcipy o Ceausescu. W części poświęconej zabobonom, uśmiejemy się po pachy. Tak więc nie jest to tekst mogący przyprawić o depresję. Nic z tych rzeczy. Użyta forma języka, pięknie, „po polsku” budowane zdania, mnóstwo ciekawych porównań, lekka ironia – to wszystko tworzy niesamowity klimat tej książki. Taka młoda, a tak dobrze pisze! Czytajcie. Ja już ustawiam się w kolejce po nowe przeżycia od Małgorzaty Rejmer.
Iza Budek
Wykorzystana grafika jest fragmentem okładki książki „Bukareszt. Kurz i krew” (Wydawnictwo Czarne).