Naszym zdaniem

„Dom Kata” – malowana precyzyjną kreską kraina absurdu.

10
Styl i język
10
Treść i fabuła
10
Okładka
10
Zapach

Domu kata nie można nie przeczytać – tak brzmi najkrótsza recenzja książki Andrei Tompy, drugiej z propozycji otwierających nową, niezwykle interesującą i potrzebną serię „Węgierskie Klimaty” opublikowaną przez Wydawnictwo Książkowe Klimaty. Nie można nie przeczytać, ale i nie sposób zapoznawać się z nią bez pewnej wiedzy o dawnej, socjalistycznej Rumunii, problemach mniejszości węgierskiej zamieszkującej rejony Siedmiogrodu, o Słońcu, czy Sokole Karpat – dyktatorze Ceaușescu. Andrea Tompa, urodzona w 1971 roku w Rumunii, doktor literatury rosyjskiej, krytyk teatralny, a także tłumacz literatury pięknej, nie ułatwia zanadto czytelnikowi zrozumienia tła historycznego, na którym toczą się losy węgierskiej Żydówki, dorastającej w surowym klimacie Transylwanii w czasach dyktatury polityka komunistycznego, obalonego i straconego w wyniku rewolucji w 1989 roku.

Dom kata to, jak prosto i trafnie zauważa tłumaczka powieści – Anna Butrym, teatr w teatrze. Życie, według dyktatora, to jeden wielki teatr, gdzie tylko najbardziej wyróżnieni mogą dostąpić rangi aktorów. Reszta to skąpana w cieniu, nieustannie klaszcząca publiczność, jakby przymuszona dekretem… Paradoksem jest fakt, że dla autorki Domu kata teatr jest pasją życiową, a jeszcze nie tak dawno był po prostu życiem, był „zwykłym, każdym dniem”. Marzenia o ciepłej wodzie w kranie, łazience w mieszkaniu, książce, która się zdobywało, a nie kupowało ani pożyczało w bibliotece, marzenia o majtkach kupionych w wielopaku, dzielonych później sprawiedliwie z siostrą – to wszystko było już, czasami objawiającym się drobiazgami, teatrem Zachodu, innym, na pewno lepszym. I Tompa potrafi o tym „lepszym” pisać w taki sposób, aby marzeniami i tęsknotą nie przyćmić nierealności i swoistości kraju jej bohaterki, który jest jak malowana jednym kolorem kredki kraina absurdu… Podczas lektury Domu kata, szukając po latach okruchów normalności w tamtym okresie, zastanawiamy się nie tyle nad perfidią systemu, ale nad tymi, którzy żyli w nim jak w śnie wariata. Wspomnienia o ojcu, o matce, o szkole, to wcale nie kolorowe papierki od cukierków, to raczej obrazy kreślone ręką brzydoty i niesmaku. A jednak Dom kata, przy całej swojej surowości, ma w sobie „coś z ducha Cortázara” i poezji – proza autorki, niepozwalająca na oddech, biegnąca rwącym, ostrym jak nóż, chłodnym strumieniem, porywa ze sobą oszałamiającą dbałością i szacunkiem dla słowa, tak jak ichneumony zbierające liście na cmentarzu w Buenos Aires…

Juci urodziła się na skutek globulki C, którą dostaliśmy z Pesztu, to był wtedy najpewniejszy środek antykoncepcyjny, no i stąd wzięła się Juci, nie można było już usuwać dziecka, w ’66 weszło w życie rozporządzenie prezydenckie, i młodsza siostra wyobrażała to sobie tak, że na kartoniku przywiązanym gazą do nadgarstka starszej siostry nie widniało jej imię, ale globulka C, a poniżej nie data urodzenia lub waga, tylko Decretul 770 pe 1966 (rozporządzenie 1966/770), jakby nazwali tak noworodka – C?, zastanawiała się dziewczyna, co to znaczy?, i dlaczego właśnie C?, dlaczego nie jakaś inna litera?, C jak… –, Juci będzie nosić kartonik przez całe życie, w poplątanej wyobraźni dziewczyny biedną Juci przeganiają przez całe miasto, siedzi na wozie, z wiankiem z piór na głowie, z tabliczką globulka C na szyi, jakby na zawsze została naznaczona, teraz kat z Kolożwaru wyprowadza ją z miasta (…).

Historia, o której opowiada Tompa, rozpoczyna się prawie w dniu moich urodzin, ale nie tylko to „czytelnicze zaklęcie” pozostanie ze mną na zawsze. Dom kata pełen jest wątków, które w trakcie lektury „wczarowywały” mnie w świat w nim przedstawiony. Otwierana Kafką lekcja o Godocie, Hermann Hesse, wypatrzony w klasie pod ławką i płyta AC/DC, niemalże starta w proch. To talizmany z innego świata dla bohaterki powieści, o których autorka pisze z jasnym, cichym buntem.

W 2010 roku Tompa za książkę Dom kata została odznaczona nagrodą dla debiutu literackiego przez Siedmiogrodzką Fundację dla Literatury Węgierskiej. Trzy lata później ukazała się jej druga powieść Na waleta – Dwoje lekarzy w Siedmiogrodzie. Gdyby nie nadzieja, że Książkowe Klimaty zapoznają nas i z tym utworem, zachęcałabym pewnie czytelników Bookeriady do nauki języka węgierskiego. Dla takiej literatury warto.

Joanna Roś

Książkę mogliśmy zrecenzować dzięki uprzejmości Węgierskiego Instytutu Kultury. 🙂