Ostatnio w Internecie krąży anegdotka o prezydencie Obamie i jego żonie. Jadą do „normalnej” restauracji, a pani Obama spotyka dawnego adoratora. Jej mąż mówi: „Widzisz? Gdybyś wzięła z nim ślub byłabyś teraz współwłaścicielką tej restauracji”, ona odpowiada „Nie, to on byłby teraz prezydentem USA”.

Kobiety, jako towarzyszki życia, polityków, artystów, twórców, często są niedoceniane. Ich obecność jest niezauważalna, a wpływ na dzieła deprecjonowany. Grają, bardzo istotne, drugie skrzypce, sprawiając, że wszystko brzmi idealnie. Stanowią perfekcyjnie bezbarwne tło dla mężczyzn. Uwypuklają ich geniusz. Pokazują wielość. Uwielbiam wydobywać te kobiety z mroku, pokazać ich rolę w procesie twórczym, wykazać, że my, kobiety, miałyśmy wpływ na historię i sztukę. Mamy znaczenie.

Dla Vladimira Nabokova największe znaczenie miała jego żona – Vera. Jest to pisarz znany głównie dzięki skandalizującej „Lolicie”. Akurat on nigdy nie wypierał się, że żona ogromnie wspiera go w pisaniu i że „bez niej, nie napisałbym ani jednej książki”. Bo Wiera przejęła na siebie wszystkie kłopotliwe obowiązki życia codziennego i autorskiego. Była maszynistką, pierwszą czytelniczką, tłumaczką, panią domu, agentem swojego męża, menagerem, rozmawiała z wydawnictwami, była matką dziecka, sprzątaczką, kucharką, prowadziła zajęcia, gdy Vlad nie miał ochoty na spotkania ze studentkami. Doskonale wykształcona robiła wszystko, by ułatwić mu życie i by mógł być tym kim był. Przekonana o wielkości męża, chciała uczynić wszystko, by ułatwić mu osiągnięcie sukcesu.

Nabokov miał mnóstwo kochanek. Poznawał je zwykle na wieczorkach autorskich. Podobnie poznał Wierę, choć chodzą pogłoski, że było to na imprezie charytatywnej. Właśnie takim możemy zobaczyć życie pisarza z żoną – pełnym pogłosek. Nie lubili dzielić się z nikim prywatnością. Zwłaszcza Vera. Przeżyli razem 52 lata, żona przeżyła go o 14 lat. Był jej mistrzem i nauczycielem. Panem i kochankiem. Vera żyła ogarnięta jednym jedynym celem – by świat dostrzegł, że ma męża geniusza. Całym swoim jestestwem chciała zapewnić mu spokój i luksus pisania książek.

Żona idealna, prawda? W małżeństwie występowały jednak zgrzyty. Nabokov często romansował z zapatrzonymi w niego studentkami. A Wiera wybaczała swojemu mistrzowi, bo jak nie wybaczyć geniuszowi. Fakt faktem w roku 1937 o mało nie doszło do rozstania. Sam Nabokov wahał się, która z pań wybrać. Pozostał przy żonie, która z pokorą przyjęła wiadomość o tym, że ma kochankę i obwiniała o to samą siebie.

Idealny cień, nieistniejący, załatwiający wszystkie sprawy „niższej wagi”. Kobieta od codzienność. Ktoś, kto prawie nie istniał. A jednak to właśnie Vera uratowała przed spaleniem rękopis „Lolity”. Woziła go po tanich motelach, bo to one miały być miejscem akcji. Obserwowała z nim zachowanie dziewczynek na placach zabaw. Choć wiedziała, że opisywanie takiego tematu jest jak żonglowanie nitrogliceryną. Prędzej czy później wybuchnie prosto w twarz. To ona doprowadziła do wydania jej w pornograficznym wydawnictwie w Paryżu. I to ona była wierną żoną i przyzwoitką, gdy świat oskarżał Vladimira o pedofilię.

To było małżeństwo tak dobrane – jakich mało. On chciał być czczony, ona go czciła. Z radością przyjęła rolę idealnej żony pisarza i wygląda na to, że realizowała się w niej. To było jej życiowe powołanie i nie oczekiwała za nie dziękczynienia. Pogodziła się, że jej wkład nie będzie należycie respektowany. Łączyła ich niebywała więź – potwierdzali to wszyscy. Gdy przebywali w jednym pomieszczeniu musieli być w ciągłym kontakcie – wzrokowym bądź dotykowym. Żeby nie było wątpliwości – to była doskonale wykształcona kobieta. Nie jakaś pospolita domowa kura, tylko mądra, oczytana dama z doskonałym gustem i z wyrobionymi poglądami na świat.

Gdy czytałam biografię Very autorstwa Stacy Schiff czułam obopólny szacunek. Kobieta nie była niewolnicą Vladimira. To był jej suwerenny wybór. Takiego życia pragnęła. Stworzyła z mężczyzny tak wielki mit, że on sam w niego uwierzył. Bardzo ciekawy jest fakt, że oboje byli synestetykami. W wyżej wymienionej książce pisarka przytaczała opowieści, jak to kłócili się na temat barw swoich liter.

Mieli jedno dziecko. Vladimir bardzo je kochał i zachwycał się każdym aspektem ojcostwa, choć oczywiście większość obowiązków składał na barki Very. Gdy wyjechali do Ameryki, to chłopiec doskonale odnalazł się w nowym środowisku i języku. Prędko orzekł, że od Gogola woli Spidermena. Nigdy się nie ożenił, gdyż z żadną kobietą nie potrafił stworzyć tak głębokiej relacji jak małżeństwo jego rodziców.

To silna kobieta. Często wzbudzała we mnie sprzeczne emocje. W ogóle była osobą dość odpychającą. Nie lubiła być w centrum wydarzeń. Wolała drugi plan, ale miała prawdziwie bystry i ostry umysł. W torebce nosiła browninga – bo lubiła. Skryta, zamknięta w sobie, o ostrym języku i klarownych poglądach. Nie bała się wyrażać nawet najbardziej niepopularnych poglądów. Małżeństwo idealne?

Karolina Baran