W tamtym tygodniu udałyśmy się do Księgarni Pod Globusem, w której odbywały się warsztaty dla dzieci prowadzone przez Andrzeja Pilipiuka. Gdy młodzież zaczęła pisać swoje własne opowiadania, miałyśmy trochę czasu, by porwać twórcę postaci Jakuba Wędrowycza na krótką rozmowę.

Ala: Chciałybyśmy zapytać o Pana ulubione książki, ale tak bardziej od strony prywatnej.

Andrzej Pilipiuk: Bardzo lubię książki, obecnie zapomnianego pisarza, Aleksandra Grina. Był to Polak piszący po rosyjsku. Bardzo ciekawa postać i sympatyczna proza, kompletnie nie pasująca do radzieckiej wizji literatury. Z książek popularnonaukowych bardzo cenię “Czekając na Herhora…” prof. Andrzeja Niwińskiego. To praca o badaniach archeologicznych w Tebach Zachodnich, w Dolinie Królów – niestety mało znana, ale bardzo wartościowa. Poza tym czasem podczytuję, co piszą koledzy po piórze, żeby mieć jakąś kontrolę nad rozwojem fantastyki, nie powielać cudzych pomysłów i zostawić pewne tematy innym. W tym momencie mam na półce nowe książki Andrzeja Ziemiańskiego i Jakuba Ćwieka.

Justyna: A jakie są trendy we współczesnej, polskiej fantastyce? Są jakieś topowe tematy czy nie da się określić głównego nurtu?

AP: Wydaje mi się, że jest to na tyle szerokie i różnorodne, że trudno wytyczać jakieś trendy. Podoba mi się, że bardzo dużo tekstów jest osadzonych w naszej rzeczywistości, a nie tak jak dwadzieścia lat temu, kiedy fantastyka uznawała jedynie anglosaskie realia lub głęboki kosmos. Ludzie oczywiście o angielskich imionach i nazwiskach. Ten niekorzystny trend dało się odwrócić, spolonizować. Wielkie zasługi Konrada Lewandowskiego i Andrzeja Ziemiańskiego. To oni pisali o polskich bohaterach, naszych z krwi i kości. W tym momencie ta fala dominuje w literaturze.

A: Słyszałyśmy, że jedna grupa pisze o kosmitach i ma być anglosaski bohater. (śmiech)

J: Tak? Nie słyszałam.

AP: Takie przypadki też się zdarzają, ale cóż.

J: A czy jest jakaś tematyka, której nigdy w życiu nie poruszy Pan w swoich książkach?

AP: Powiem tak: ja piszę głównie o tym, co mnie interesuje, więc bardzo wiele tematów nie poruszam.

A: Jakiś przykład?

AP: Nie lubię feminizmu i gender. Jestem ksenofobem, chociaż cudzoziemcy zwykle wypadają u mnie sympatycznie. Głównie skupiam się na tematyce historycznej, np. piszę opowiadania związane z przedmiotami z różnych okresów. Staram się pisać literaturę, którą każdemu przyjemnie poczytać.

A: Jest jakieś miejsce, w którym szczególnie przychodzą Panu do głowy pomysły na opowiadania, książki? Czy nie ma takich miejsc?

AP: Parę razy wpadłem na dobre pomysły w kościele, ale tak naprawdę nie mam ulubionych miejsc. Po prostu patrzę na to, co niesie życie i czasem coś błyśnie w głowie, a czasem nie.

J: A którego ze swoich bohaterów literackich najbardziej Pan lubi? Lub z którym najbardziej się Pan utożsamia?

AP: W tym momencie trudno powiedzieć, bo w zasadzie wszyscy bohaterowie, włącznie z tymi negatywnymi, mają w sobie coś ze mnie. Wydaje mi się, że Marek Oberech z cyklu “Oko Jelenia” jest takim moim alter ego, bo jego poglądy na życie są zbliżone do moich. On jest nieco bardziej cyniczny, ale w zasadzie się utożsamiamy. Z kolei Robert Storm robi podobne rzeczy: ja też intensywnie grzebię w przeszłości, badam historię mojej rodzinnej osady, spotykam się z ludźmi i próbuję wyciągnąć od nich informacje, oglądam stare zdjęcia, patrzę, co się pozmieniało. On jest do mnie podobny, ale odnosi znacznie większe sukcesy niż ja, ale cóż… (śmiech)

J: A ja mam takie pytanie – czy czyta Pan własne książki? Zastanawiałam się, jak przebiega taki proces: autor pisze książkę, a potem zajmuje się nią wydawnictwo. Czy jest Pan ciekawy, jak to potem wygląda w całości?

AP: Zazwyczaj coś tam sobie potem podczytuję, ale to po paru miesiącach, latach. Głównie po to, by przypomnieć sobie pewne rzeczy, ale to nie jest tak, że pisarz czyta tylko swoje książki.

J: Ja się zastanawiałam, czy autorzy w ogóle czytają swoje książki. Czy nie jest tak, że po kilku latach wraca Pan do jakiegoś tytułu, coś Pana zaskakuje i pojawia się myśl “o Boże, ja to wymyśliłem?!”?

AP: Ja wydałem 47 książek, więc siłą rzeczy pewne elementy zatarły się już w pamięci.

A: Chyba wczoraj przyszło nam to do głowy, ale zaczęłyśmy się zastanawiać, czy to pytanie czasem nie będzie głupie :). Wiadomo, że pisarz wie, co napisał w swojej książce, ale później uświadomiłyśmy sobie, że do głosu dochodzi wydawca, korektor, …

AP: Nie no, zmiany redakcyjne nie są aż takie, żeby potem nie rozpoznać… (śmiech)

A: Ale zapis na komputerze, a potem już wydana książka to jednak co innego.

AP: Jest to co innego, faktycznie.

Pilipiuk

A: Ostatnio była głośna afera w środowisku pisarzy, mam tutaj na myśli opinię pewnej pisarki, która uważała, że dostała tak małą kwotę za osiem miesięcy pracy nad swoją książką, że kompletnie nie opłaca się być pisarzem.

AP: Zdaje się, że ona dostała 3800 zł za tę swoją książkę, prawda? Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym tyle dostał za moją pierwszą wydaną książkę. Nie zrozumiała, że nakłady, honoraria itd. to są lata pracy. Naprawdę sensowne pieniądze dostałem jakieś osiem lat od debiutu, a w tym momencie, po piętnastu latach, jestem całkiem zadowolony. Byłbym jeszcze bardziej, gdyby zniesiono VAT na książki, ale to już pretensje do naszego premiera. Oczywiście zdarza się błyskotliwy debiut, który przynosi powodzenie i gigantyczne pieniądze, natomiast ta praca wymaga długiego i mozolnego dreptania małymi krokami do przodu.

J: Czy czyta Pan opinie na temat swoich książek w Internecie? Czy to jest tak, że wydaje się dany tytuł, sprawdza co na jego temat piszą czytelnicy, a potem bierze się to pod uwagę podczas pracy nad kolejną książką?

AP: Czytam opinie, natomiast w zasadzie nie biorę ich pod uwagę. Staram się ufać własnemu osądowi, a przede wszystkim pisać rzeczy, które sam chciałbym przeczytać. Jak się komuś nie podoba, no to trudno, znajdą się tacy, którym się to spodoba. Ewentualnie nie znajdą się tacy, to będzie się podobało tylko mnie. Nie podchodzę do tego tak, że tutaj dorzucę więcej scen rozbieranych, to będę miał pięć tysięcy czytelników więcej. Wychodzę z założenia, że czytają mnie ludzie podobni, którzy podobnie myślą. Patrząc po nakładach, jest trochę takich ludzi w Polsce. Być może jest ich więcej, ale jeszcze o mnie nie usłyszeli. Przede wszystkim staram się być autentyczny, nie ukrywać poglądów, jak trzeba komuś na kartach książki dokopać, to nakopię. Służę czytelnikom, ale się nie wysługuję, o!

A: Dobre zakończenie! Dziękujemy za rozmowę 🙂

Rozmawiały: Alicja Knapik i Justyna Sekuła