„Jestem w połowie Polakiem, w połowie Niemcem, ale w całości Żydem” – tak odpowiedział Günterowi Grassowi na spotkaniu Grupy 47 w 1958 roku, zapytany o to, za kogo właściwie się uważa.

18 września 2013 roku we Frankfurcie nad Menem zmarł wybitny niemiecki krytyk literacki polsko-żydowskiego pochodzenia Marcel Reich-Ranicki. Urodził się 2 czerwca 1920 roku we Włocławku w rodzinie żydowskiej. Jego matka była Niemką, ale w domu mówiło się po polsku. Już jako dziewięciolatek wyjechał do krewnych matki do Niemiec i rozpoczął naukę w gimnazjum w Berlinie. Tam osobiście doświadczył oddziaływania narodowego socjalizmu. W roku 1938 został wydalony z III Rzeszy do Polski w ramach Polenaktion jako Żyd bez niemieckiego obywatelstwa.

W warszawskim getcie kierował biurem tłumaczeń Judenratu. Także za murami getta Reich-Ranicki poznał i poślubił swoją żonę Teofilę, z którą przeżył 69 lat aż do jej śmierci w kwietniu 2011 roku. Pobyt i działalność Ranickiego w getcie należy, obok współpracy z polską służbą bezpieczeństwa, do jednego z najbardziej kontrowersyjnych okresów w jego życiorysie. Opisał go w książce Mein Leben, jednak wydaje się, że unikał szczegółów i zrelacjonował to doświadczenie wyjątkowo ogólnikowo. Udało mu się wydostać na aryjską stronę, po czym ukrywał się u polskiej rodziny na warszawskiej Pradze, gdzie 7 września 1944 roku wkroczyła Armia Czerwona.

Pod koniec 1944 roku pracował jako cenzor w Lublinie, w 1945 kierował WUBP w Katowicach, a następnie pracował dla polskich służb specjalnych, m.in. w Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie. Następnie był wicekonsulem w polskiej placówce dyplomatycznej w Londynie.

W wielu wywiadach otwarcie mówił o tym, iż nie znajduje powodu, dla którego jak Żyd deportowany w 1938 roku z Niemiec, zmuszony do życia w getcie i poza nim, świadek Holocaustu miałby się publicznie tłumaczyć w Niemczech z tego, czym zajmował się we wczesnych latach powojennych.

W 1949 roku musiał wracać do Polski ze względu na oskarżenia o wydanie wizy szwagrowi wydalonemu z Niemieckiej Partii Komunistycznej. Został usunięty z partii i przetrzymywany dwa tygodnie w więzieniu. Od 1953 roku funkcjonował jako niezrzeszony pisarz, jednak na początku 1953 roku otrzymał zakaz publikacji (utrzymany do końca 1954 roku). Pracował wraz z żoną w Polskim Radiu.

W 1958 roku wyemigrował do RFN. Tam szybko zyskał rozgłos jako krytyk literacki. Szybko upowszechnił się też jego przydomek „papież literatury”. Od wielu lat związany był z gazetą Frankfurter Allgemeine Zeitung. To właśnie w redakcji FAZ-u odnalazł swoją publicystyczną ojczyznę. Wszystko, co miało jakikolwiek związek z literaturą, przechodziło przez jego biurko. Od 1988 do 2001 roku prowadził popularny program telewizyjny Das literarische Quartet (Kwartet literacki). Już w pierwszym programie zwrócił się do widzów z oświadczeniem: „Proszę państwa, to nie jest żaden talk-show. To, co mamy państwu do zaoferowania, to nic innego, jak tylko słowa, słowa, słowa”. Nie zgodził się na żadne przerwy w programie, na filmowe zapowiedzi książek ani prezentowanie sylwetek pisarzy. Tłumaczono mu, że to posunięcie zabójcze dla programu i oglądalności. On jednak stał twardo na swoim stanowisku. Znany był z kontrowersyjnych, odważnych i błyskotliwych ripost i wypowiedzi. Był profesorem tytularnym lub wizytującym kilku uniwersytetów w Europie.

Ranicki bez wątpienia był osobowością, która wywoływała skrajne emocje. Chętnie demonstrował swoje nastroje, uwielbiał intelektualne spory, ferował wyroki i nierzadko zachowywał się jak operowa diwa. Kpił z innych, lecz obrażał się, gdy kpiono z niego. Naturę i temperament Ranickiego Niemcy ujrzeli w pełnym blasku jesienią 2008 roku, gdy na uroczystości wręczenia Nagród Niemieckiej Telewizji po ogłoszeniu go laureatem wyszedł na scenę i powiedział: „Nie przyjmuję tej nagrody. Cały wieczór oglądamy tu jakieś głupoty, nie chcę mieć z tym nic wspólnego”.

Marcel Reich-Ranicki był w Niemczech kimś znacznie więcej niż krytykiem literackim, autorem bestsellera i gwiazdą telewizji. Był człowiekiem, którego w Niemczech się słuchało, nawet jeżeli większości pisarzy nie podobało się to, co o sobie i swojej twórczości usłyszeli lub przeczytali. Był świadkiem Holocaustu, który zdecydował się powrócić do Niemiec i zajmować się niemiecką literaturą, mimo iż ten sam kraj wydalił go kilka lat wcześniej. Był, jak pisał Volker Hage w artykule Der Kritiker der Deutschen dla Der Spiegel „personifikacją pojednania, lustrem niemieckiej winy i głosem sumienia”.

Reich-Ranicki mawiał, że aby być dobrym krytykiem literackim, potrzeba perwersyjnej namiętności: namiętności dla literatury”. Wydaje się, że ta namiętność towarzyszyła mu przez całe życie bez względu na okoliczności.

Ewelina Tondys

Fotografia: cicero.de