Pamiętacie serię „Poczytaj mi, mamo”? W ostatnim czasie moja przeglądarka przestała podpowiadać tytuł w tej wersji, a zaczęła „Poczytaj mi Mako”. Wasze też zaczną.
Mako zajmuje się hobbystycznym nagrywaniem audiobooków, którymi bezpłatnie dzieli się ze światem (w zamian za audiobooka można wesprzeć finansowo Weronikę – kliknij TUTAJ). Genialnie pomysły zwykle biorą się z przypadku – tutaj wszystko zaczęło się od chęci nagrania koncertu Rogera Watersa. Zakup rejestratora dźwięku należało uzupełnić o próbę. Mako, były radiowiec, od razu sięgnął po książkę. Pierwszym pełnym nagraniem była „Diuna” Franka Herberta. Jeśli zsumowujemy wszystkie dotychczasowe nagrania, otrzymamy zawrotną liczbę 1500 godzin! Wśród nagrań znajdziecie głównie fantastykę, a gdybyście chcieli zaproponować jakiś tytuł, to TUTAJ możecie uzewnętrznić swoje potrzeby.
Mako to bardzo tajemniczy człowiek (właściwie człowiek-głos, bo nie wiemy, jak wygląda), ale zgodził się nieco o sobie opowiedzieć:
Jak wyglądają przygotowania do nowego nagrania?
Od kiedy mam stały kąt do nagrywania i nie muszę już rozstawiać i sprzątać mikrofonu, miksera etc. za każdym razem, właściwie do samych nagrań nie muszę się jakoś szczególnie szykować. Odrębną kwestią jest zapoznanie się z tekstem. Zwykle nie czytam a’vista, żeby nie utknąć na problemach związanych z wymową nazwisk, nazw itp. W przypadku literatury anglojęzycznej, do której polskiego przekładu czytania się przymierzam, staram się dotrzeć do angielskiego audiobooka, żeby „nasiąknąć” sposobem interpretacji. Jednak, nie będąc aktorem i nie posiadając wielu umiejętności, ta „interpretacja” pozostaje bardziej w mojej głowie, niż w ostatecznym nagraniu. Ale, tak czy owak, staram się poznać czytaną na głos książkę w takim stopniu, aby mnie nie zaskakiwała.
Czy jest jakiś tytuł, którego nie przeczyta Pan za żadne skarby świata?
Ooo! 🙂 Ja jestem strasznie pazerny i skarby świata brzmią kusząco. 🙂 Określiłbym to inaczej – lubię czytać to, co lubię czytać. Jeśli albo treść, albo forma książki mi nie odpowiadają, to nie zabiorę się za jej czytanie na głos. Istnieją także książki, które w formie audio tracą sens. Jeśli tekst wyposażony jest w wiele odnośników i komentarzy, bez których nie można go w pełni zrozumieć, to przeczytanie tego tekstu na głos bez owych dopisków nie ma sensu, a czytanie dopisków przerywa narrację tekstu właściwego. Mając papier przed oczyma można przeczytać dopisek, wrócić do początku zdania i nie stracić wątku. Z tego powodu nie biorę się za czytanie na głos kliku pozycji, które są dla mnie osobiście ważne, i które uważam za wartościowe, np. „Zhuangzi. Prawdziwej księgi południowego kwiatu”.
Czy zdarzyła się kiedyś jakaś zabawna lub straszna historia związana z nagrywaniem?
Przez długi okres czasu nagrywałem po prostu przy stole w pokoju, pod nieobecność innych domowników, ale za to w obecności najpierw jednej, a potem dwóch suk rasy kundel. Psy zawsze uważały moje czytanie za wyjątkowo kojące i usypiające. W różnych nagraniach słychać rytmiczne chrapanie 🙂 Mam nadzieję, że nie na wszystkich ludzi tak działam.
Czy są jakieś “ciemne strony” nagrywania? Chwile zwątpienia, brak sił do samego siebie lub sprzętu? Jak Pan sobie z nimi radzi i co pomaga?
Nie ma „ciemnych stron”. Czytanie na głos to hobby – dziwne, ale funkcjonujące na tej samej zasadzie, co klejenie modeli czy majsterkowanie. Jeśli nie mam czasu albo ochoty, to nie nagrywam. Czytanie, próba interpretacji, wczucia się w tekst, są dla mnie relaksem, oderwaniem od codziennej pracy. Odrobinę mniej relaksujący jest montaż nagrań, ale i tego etapu nie nazwałbym „ciemną stroną”.
Proszę zdradzić swoje plany na przyszłość 🙂
Chciałbym jeszcze polecieć w kosmos, zdobyć Pulitzera, zrobić zdjęcie nagrodzone w World Press Photo… Z mniej ambitnych planów raczej się nie spowiadam. Z planami i życzeniami na przyszłość trzeba być bardzo ostrożnym, bo one się spełniają.
Czy był jakiś tekst, nad którym szczególnie musiał się Pan napracować?
Trzy teksty na trzy różne sposoby. Porywając się na nagranie „Atlasa zbuntowanego” Ayn Rand, nie miałem pojęcia, że książka ta przekroczy 65 godzin czystego nagrania (co oznacza o 30% więcej czasu surowego nagrania i półtora raza więcej czasu montażu). Z kolei bardzo zmagałem się z warstwą językową u Lema – archaizmy, nietypowe składnie. Były we „Fiasku” akapity, które czytałem wielokrotnie, nim uznałem, że słuchacz chyba zrozumie tekst. Natomiast czytając „Skrwawione ziemie” Snydera miałem co chwila kluchę w gardle. Silne emocje, których nie spodziewałem się w książce par excellence naukowo historycznej.
Na polskim rynku pojawia się coraz więcej audiobooków – czy wśród lektorów jest ktoś, kogo szczególnie Pan ceni?
Bez wahania przychodzą mi do głowy dwa nazwiska. Niedoścignionym mistrzem słowa był Zbigniew Zapasiewicz. Jego umiejętności interpretacji były, w mojej ocenie, niebotyczne. Niestety, nie nagra już nic więcej, musimy się zadowolić tym, co jest. Drugim Mistrzem (i duże „M” jest zamierzone) jest Krzysztof Gosztyła. Jego czytanie jest niesamowicie wiarygodne. No i te w pełni ujawniające się umiejętności aktorskie, pozwalające nadać każdej postaci osobny, rozpoznawalny rys.
Oczywiście, to jest tylko moje „Top 2”, jest wielu aktorów i lektorów, którzy nadają czytanym tekstom dodatkowy blask, a także wiele głosów charakterystycznych, idealnie wpasowujących w określone typy lektur.
Proszę wyobrazić sobie, że ma Pan moc wpłynięcia na 5 dowolnych rzeczy na świecie. Co by to było?
Poza super mocą uzupełniania stanu konta myślą, nic nie przychodzi mi do głowy 🙂 (pisałem wcześniej, że jestem pazerny). A poważnie: chciałbym mieć moc unikania pokus zmieniania czegokolwiek poza sobą samym.
Internauci z chęcią komentują Pańskie wpisy – czy był jakiś komentarz, który szczególnie Pan zapamiętał?
Dość dawno temu, jeszcze przed założeniem bloga, ktoś skomplementował mnie i napisał, że teraz zamiast „poczytaj mi mamo”, będzie „poczytaj mi mako”. Z tej wypowiedzi zrobiłem swoją markę. Ale może nie powinienem tego pisać, bo jeszcze się zgłosi po tantiemy 🙂
Dziękujemy za rozmowę!
Poczytaj mi Mako: blog i Facebook.
Alicja Sikora