1. JACEK PODSIADŁO – BYĆ MOŻE NALEŻAŁO MÓWIĆ

Kiedy nikt nie nasłuchuje – o czym mówić? Przede wszystkim o tym, co w innych okolicznościach uznano by za truizm. Że

kot nie pojmuje
rozterek świata wymyślonych przez ludzi
Że
Kazano mu kłamać
rozumnym spojrzeniem, rozkosznym mruczeniem.

Mówić o tym, co obleka ziemię, ale o czym, nawet leżąc na niej latem i późnym popołudniem, z dziewczyną o imieniu na A, J czy M – nie mielibyśmy odwagi wspomnieć, co powtarzalibyśmy sobie w myślach, zastanawiając się: czy nie głupio brzmi, aż rozmowa i ziemia zmieniłyby kierunek.

Trawo, rozkładająca na ziemi darmowy, zielony towar, 
włosa z głowy bym nie dał za to, czym ledwie są słowa.

Wiersze Jacka Podsiadły, zebrane w tomie Być może należało mówić, to s ą ledwie słowa, za kilka z nich warto oddać i włos, i myśli, i czas.

2. MICHAŁ SOKOŁOWSKI- ASYMPTOTY

Niekiedy autor wkłada do tej słonecznej książeczki nazwę świętej księgi, mitycznej krainy, imię kobiety, bądź artysty. W traktowaniu zagadnień filozoficznych i postaci, które opisuje, albo, do których się zwraca, wykazuje się specyficzną sprawiedliwością. Idea chęci życia mimo wszystko może być takim samym splotem złudzeń, jak czyjeś obserwujące nas spojrzenia. Pisklę zrzucone z parapetu omija się na ulicy, tak jak kolejna kometa omija ziemię. Te wiersze mówią o sobie:

Leżymy na ziemi prześwietla nas słońce
I to jest wszystko obcujemy z całością
I jeszcze:
Jeśli jest jakiś początek nie był naszym udziałem
Jeśli jest jakiś koniec my go nie doczekamy

Jest w nich coś tak prostego, że aż niejasnego, zastanawiającego. Są pełne mleczy, które nigdy nie umrą i kamieni, które zawsze się kruszą. Wszystko w tych wierszach dzieje się pomiędzy ciałami, w niewielkiej przestrzeni, a momenty i miejsca w nich przedstawiane są spowite i gęste. Można w nich chwilowo odpocząć, będąc wolnym od niedowierzania, aby zaraz, trafiając do sali kinowej, jak w wierszu „Lato rozpękło się w połowie…”nieopatrznie wzbudzić w sobie niedosyt pytań.

Przyjemnie zagląda się do miejsca, gdzie
Jedno w drugim odbite i zatopione.

3. SZYMON SŁOMCZYŃSKI, NADJEŻDŻA

Czytając wiersz Szymona Słomczyńskiego pt. Jak przygoda, to tylko z jego tomu „Nadjeżdża” w pociągu na linii Milanówek – Warszawa Powiśle pomyślałam, że to podobne uczucie, jak czytać Oplutego Marcina Świetlickiego w „czternastce” (tramwaju linii Bronowice – Nowa Huta) w Krakowie.

Miłość nam zawisła
na włosku. Włochy są za Wisłą, żadna
z nich Italia.

I ja nie sugeruję w ten sposób żadnego podobieństwa między poetami, ale tym, którzy oswajają się z nowym dla siebie miastem poprzez poezję, chcę powiedzieć trzy słowa: Szymon Słomczyński. Nadjeżdża.

Joanna Roś