Naszym zdaniem

Realistyczna i przerażająca wizja naszej przyszłości, w której człowiek jest nieśmiertelnym półbogiem, a świat zamienia się w wielką, przeludnioną metropolię.

9
Styl i język
9
Treść i fabuła
10
Okładka
10
Zapach

Dmitry Glukhovsky, autor bestsellerowych powieści Metro 2033Metro 2034, w swojej najnowszej książce Futu.re ukazuje czytelnikowi kolejną wizję przyszłości. Tym razem nie jest to wizja postapokaliptyczna. Glukhovsky przedstawia nam świat, który na pozór jest utopią. Człowiek pokonał w nim śmierć. Wynalazł szczepionkę, która uczyniła go nieśmiertelnym, zwalczył choroby cywilizacyjne, takie jak rak, a także odkrył pigułkę szczęścia. Jednym słowem – sielanka. Ale czy na pewno?

Nieśmiertelność doprowadziła do przeludnienia Ziemi. Nasza planeta pęka w szwach. Dosłownie. Obecnie (dane z 2013 roku) Ziemię zamieszkuje nieco ponad 7,1 miliarda ludzi, a w przyszłości Glukhovskiego jest to 120 miliardów w samej Europie. Kosmiczna liczba. Brakuje przestrzeni do życia. Ludzie egzystują w potężnych wieżowcach sięgających chmur, w których znajdują się mieszkania, a raczej niewielkie kubiki mieszkalne o powierzchni czterech metrów kwadratowych! Aby zapobiec dalszemu gwałtownemu przyrostowi naturalnemu wprowadzono kontrolę urodzeń. Nowonarodzone dzieci muszą zostać zarejestrowane, a ten, kto nie zastosuje się do tego przepisu, zostaje pozbawiony nieśmiertelności.

Główny bohater – Jan Nachtigall 2T – należy do organizacji Nieśmiertelnych, którzy zajmują się zwalczaniem przypadków niezarejestrowanych dzieci, a także pozbawianiem ludzi nieśmiertelności. To z perspektywy Jana możemy obserwować świat przyszłości, który opisany jest niezwykle realistycznie i szczegółowo, a jednocześnie z ogromnym rozmachem. Wyrazy uznania dla Glukhovskiego, któremu udało się wykreować bohatera, który nie jest ani dobry, ani do końca zły. Jest po prostu… ludzki.

Książka porywa już od pierwszych kartek. Świat, który przedstawia nam autor, zachwyca, pomimo tego, że jest niezwykle ponury i przerażający. Na dodatek, niestety jak w przypadku wielu książek o przyszłości, nie da się przewidzieć jak potoczy się dalsza fabuła. Autor zaskakuje czytelnika na każdym kroku, czy to wyborami dokonywanymi przez bohatera, czy to nawet opisami.

Jednak w Futu.re czegoś brakło. Takiej niewielkiej wisienki na torcie lub iskierki, którą miało Metro. Futu.re obfituje w szczegółowe opisy świata i bohaterów, ale zbyt mało jest akcji, która porwałaby czytelnika i sprawiła, że z zapartym tchem śledziłby każdą kolejną stronę. Albo może ujmę to inaczej. W Futu.re mamy do czynienia z zupełnie innym typem akcji niż w przypadku Metra. Nie mamy tu biegających stalkerów z karabinami ani przerażających potworów, które czyhają na niewinnych ludzi tuż za rogiem (i które niestety ubóstwiam). Glukhovsky daje nam za to broń jaką jest śmierć i przerażającą ludzką naturę.

Książka skłania do myślenia. Główny bohater zadaje samemu sobie wiele różnych pytań, na które autor nie zawsze udziela odpowiedzi, pozostawiając tę kwestię do rozstrzygnięcia przez czytelnika. Co jest dość mądrym posunięciem, bo przecież każdy z nas jest inny, każdy z nas może mieć swoje własne zdanie i każdy z nas może udzielić innej odpowiedzi. Dzięki temu zabiegowi nasze szare komórki budzą się do życia. Czytając Futu.re kilkakrotnie złapałam się na tym, że zaczynam postrzegać pewne aspekty naszego życia w zupełnie inny sposób.

O ile Metro było książką wielopokoleniową, o tyle Futu.re przeznaczone jest raczej dla dorosłego czytelnika. Czytelnika, który zrozumie przekaz powieści, a także nie podda się po przeczytaniu kilkunastu pierwszych kartek – książka jest trudna w odbiorze i niestety nie można jej „przelecieć” bez intensywnej pracy mózgu.

Futu.re jest książką napisaną przez dojrzałego pisarza.

Wyrazy uznania należą się wydawnictwu Insignis. 635 stronicowa książka wydana została na bardzo dobrym papierze, a do tego zawiera kilkadziesiąt kolorowych ilustracji, które wydrukowano na błyszczącym, twardym papierze. W dzisiejszych czasach, gdzie zalewają nas książki o pożółkłych, najtańszych kartkach (zwłaszcza niestety biedna fantastyka jest tak poniżana),  to bardzo miły ukłon w stronę czytelnika.

Joanna Baster