Naszym zdaniem
Kolejny „barbarzyńca” pojawił się w „ogrodzie” – Eugeniusz Kabatc ze swoją „Pogodą burzy nad Palermo”.
Kolejny „barbarzyńca” pojawił się „w ogrodzie” – Eugeniusz Kabatc ze swoją Pogodą burzy nad Palermo. Wkroczył do ogrodu ze starzejącym się pisarzem i poetą, Jarosławem Iwaszkiewiczem, będącym już ostatni raz w kraju Canaletta.
Podróż do Włoch to czas wspomnień, intelektualnej dyskusji i dylematów, możliwość zaistnienia wśród wiekowego dorobku kultury. To także szansa na słońce i wieczność. Nasze „polskie pojmowanie” kultury zostaje w relacji Kabatca przeciwstawione pojmowaniu nas przez tych Obcych, żyjących gdzieś niemalże po drugiej stronie świata, nad brzegami Morza Śródziemnego. Nasze transparenty zbawców narodów, Prometeuszy, dźwigających ogień dla całej ludzkości, blakną w silnym słońcu dalekich, ciepłych krajów. Pogoda burzy…, chociaż odtwarza wyprawę na daleki ląd sprzed pół wieku, to przypomina też, że jest inny świat niż ten nasz bogoojczyźniany, że są inne drzewa, inne kwiaty, nawet kamienie na usianych innymi kwiatami polach.
Surowy krajobraz wulkanicznej wyspy wzbudza w Iwaszkiewiczu myśli, które nie mogłyby zrodzić się w Stawisku – Kabatc przywołuje je z pamięci, razem z nazwami słynnych malarzy i zatopionych w słońcu uliczek. Kiedy przemierza się ich białe i błękitne korytarze, stopy wystukują w kamiennych chodnikach słowo „dystans” – dystans do siebie, do rzeczywiści, a nawet do poezji i literatury. Iwaszkiewicz, jak i Kabatc, obaj z kompleksem człowieka „zza żelaznej kurtyny”, jeden i drugi myślący raczej „parkiem dziwów starożytnych, grobowców bez treści” Wierzyńskiego, dumą narodową bycia „Lachem” i Wschodem, zaglądając w zakamarki śródziemnomorskiego miasta, negocjują granice między południem Europy, kolebką naszej europejskiej cywilizacji, a poczuciem przynależności do rosyjsko-ukraińskiej historii i źródeł z jakich wywodziła się dusza autora Brzeziny.
Palermo to miejsce szczególne dla Iwaszkiewicza – tam rozpoczynał swoją literacką podróż i tam też, po latach, oceniał jak daleko zdołał dojść. Urok i klimat wyspy zmusiły jego i Kabatca, jako autora Pogody burzy…, aby rozpisać dialog fikcji z rzeczywistością. Dylematy Iwaszkiewicza stają się w tym poetyckim, słodko-gorzkim pamiętniku sposobem na rozliczenie się z tamtym, minionym czasem. Ale wspaniała relacja, która nie jest ani reportażem ani fikcją, ani prozą, ani poezją, pokazuje nie tylko rozterki duchowe Mistrza ze Stawiska. To także kunszt wyrażania tego, co niewyrażalne, tak charakterystyczny dla pióra Eugeniusza Kabatca. Jego Gorzka Plaża i Za dużo słońca do tej pory zajmowały honorowe miejsce w mojej biblioteczce polskiej prozy, pełnej śladów recepcji egzystencjalizmu. Dla Pogody burzy… na razie nie potrzebuję żadnej etykietki – zapowiada się na to, że w nachodzącą zimę będę nosić to „słońce” w swoim plecaku.
Joanna Roś