Naszym zdaniem

Wzruszająca, tragikomiczna i ważna książka o godzeniu się ze stratą.

7
Styl i język
8
Treść i fabuła
8
Okładka

„Moje córki krowy” to, wbrew komediowo brzmiącemu tytułowi i okładce sugerującej nie najwyższych lotów rozrywkę, powieść pod każdym względem imponująca. Po pierwsze, jest to historia o niezwykle istotnej i wciąż spychanej na margines problematyce społecznej. Po drugie, jak na debiut literacki, mamy do czynienia z bardzo dobrą kompozycją powieści, nienagannym rozłożeniem akcentów oraz skupieniem się wyłącznie na treściach znaczących fabularnie. Po trzecie, jest to historia całkowicie pozbawiona egzaltacji, taniego sentymentalizmu, fałszywej czułostkowości i niemal wszechobecnego kiczu. Dzięki temu udowadnia ona, że o najbardziej egzystencjalnych kwestiach można opowiadać bez patosu, moralnego zacięcia i uniesionego wskazującego palca. A zarysowana fabuła jedynie zyskuje na wiarygodności i sile wyrazu.

Kinga Dębska, absolwentka reżyserii filmowej praskiej FAMU i japonistyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz autorka cenionych filmów fabularnych i dokumentalnych, stworzyła „Moje córki krowy” po nagłej i przedwczesnej śmierci swoich rodziców, usiłując w ten sposób „przepracować” tę stratę. Książka jest opowieścią o dwóch siostrach, które zostają nieoczekiwanie skonfrontowane z diametralnym pogorszeniem stanu zdrowia własnych rodziców. Dobiegające czterdziestki kobiety, delikatnie rzecz ujmując, mają ze sobą słabą relację. Zagrożenie życia obojga rodziców zmusza je jednak do wspólnego działania.

Bohaterki wykreowane przez Kingę Dębską na pierwszy rzut oka nie mogą się bardziej różnić. Marta to atrakcyjna aktorka występująca między innymi w popularnym serialu. Kobieta nie może narzekać na sytuację zawodową, do tego cieszy się sławą i sympatią widzów. Samotnie wychowuje dorastającą córkę. To bohaterka o mocnym charakterze, świadoma własnej wartości i ceny, którą przyszło jej zapłacić za zawodową pozycję. Jej przeciwieństwem jest młodsza z sióstr mieszkająca z rodzicami, Kasia. Nauczycielka, matka nastoletniego syna, żona bezrobotnego męża wiecznie poszukującego pracy. Siostry zdaje się dzielić przepaść zbudowana na zranieniach sprzed lat, ukrywanych urazach, poczuciu niższości młodszej z nich. Są w tym wszystkim jeszcze rodzice: umierająca matka oraz apodyktyczny ojciec, który niemal z dnia na dzień zaczyna wymagać całodobowej opieki.

Debiutancka powieść Kingi Dębskiej oparta jest na bardzo przemyślanym i rzetelnie zrealizowanym zabiegu konstrukcyjnym. Autorka, konfrontując czytelnika z dwiema perspektywami narracyjnymi, odtworzyła w rzeczywistości dwa odmienne życiorysy, dwa odległe od siebie bieguny, które w obliczu doznawanej traumy niejako mimochodem pozwalają sobie na zbliżenie. W konsekwencji z monologów wewnętrznych sióstr wyłania się bezpretensjonalny i uczciwy obraz współczesnych relacji rodzinnych, nakreślonych z perspektywy prowincjonalnej przyzwoitości, w której wszelkie demony należy trzymać pod kluczem, a brudy prać w czterech ścianach.

Jest jeszcze jeden, być może najważniejszy aspekt, powieści Dębskiej. To bezkompromisowe i przenikliwe zmierzenie się z zagadnieniem polskiej służby zdrowia oraz z możliwościami nowoczesnej medycyny. Jedno i drugie, jak się okazuje, nie zdaje egzaminu w obliczu śmierci. Jednak Dębska w swojej powieści nie poprzestaje na tej banalnej konstatacji. Koncentruje się na tym, jak żyć do samego końca, samodzielnie, godnie, radośnie; jak radzić sobie ze stratą, jak łączyć czułość z bólem oraz wzruszenie ze śmiechem.

„Moje córki krowy” to książka wyczekana i ze wszech miar potrzebna na polskim rynku wydawniczym. Historia Kingi Dębskiej sprawia, że czytelnik może wreszcie śmiać się bez zażenowania z rzeczy, z których – jak mawia konwenans – nie wypada. Powieść imponuje doskonale zbalansowaną równowagą między wulgarnością a subtelnością nastrojów. Nie ma przesady w żadną ze stron ani nadmiernej szarży. Jest na pozór prosta i niespektakularna relacja. Za to z wielką siłą rażenia.

Ewelina Tondys