Naszym zdaniem
Podróż w najczarniejsze czasy historii Europy, kiedy wielu zapomniało, czym jest dobro, honor, braterstwo i zwykła ludzka życzliwość. Na szczęście nie wszyscy, i to o tych wyjątkach opowiada „Słowik”.
Ludzki umysł ma pewną bardzo interesującą właściwość: potrafi zepchnąć złe wspomnienia do najdalszych zakamarków pamięci. Ale wystarczy jednak impuls, by wróciły niczym lawina, zabierając ze sobą z trudem budowany przez lata spokój. Jedna z głównych bohaterek najnowszej książki Kristin Hannah pada ofiarą dokładnie tego mechanizmu.
W jej przypadku przeszłość upomniała się o uwagę za pośrednictwem niewielkiego i niewinnego skrawka papieru – zaproszenia na uroczyste obchody rocznicy zakończenia II wojny światowej. To uruchamia lawinę. Bo czy naprawdę łudziła się, że można wymazać bolesne wspomnienia? Budują i kształtują nas one tak samo, a może i bardziej, jak najszczęśliwsze chwile w naszym życiu. W końcu i nasza bohaterka zdaje sobie z tego sprawę. Dzięki temu dane nam będzie poznać fascynującą, ale i dramatyczną historię jej rodziny. Czytelnik musi zaopatrzyć się jednak w mocne nerwy, bo będzie to podróż w najczarniejsze czasy historii Europy, kiedy wielu zapomniało, czym jest dobro, honor, braterstwo i zwykła ludzka życzliwość. Na szczęście nie wszyscy, i to o tych wyjątkach jest ta książka.
Akcja książki dzieje się na terenie Francji. Isabelle i Vianne, których oczami czytelnik ogląda zdarzenia, są siostrami. I to bynajmniej nie z tych, które szepczą sobie na ucho sekrety i zasypiają trzymając się za ręce. Ich relacja zbudowana jest raczej na niezrozumieniu i wzajemnych pretensjach. To nie tylko kwestia różnicy charakterów, chociaż i ona ma niebagatelne znaczenie. Vianne, chociaż o kilkanaście lat starsza, jest zahukana, nie lubi rzucać się w oczy, nie wyobraża sobie życia bez wsparcia na silnym, męskim ramieniu. Z kolei Isabelle to dziewczyna żywioł: pełna młodzieńczej energii, hartu ducha, życie traktuje niczym rzucone prosto w oczy wyzwanie. Do tego historia ich rodziny nie należy do tych z folderów reklamowych, wręcz przeciwnie: kiedy Vianne była nastolatką, a Isabelle kilkuletnią dziewczynką musiały zmierzyć się ze śmiercią matki, a zaraz po tym z depresją ojca, który nie potrafił udźwignąć nowej rzeczywistości. To sprawiło, że trafiły pod opiekę zupełnie obcej kobiety. Te doświadczenia nie zjednoczyły sióstr, wręcz przeciwnie – jeszcze je od siebie oddaliły. Po kilku latach ich drogi się rozchodzą. Młodsza tuła się od szkoły do szkoły, z których jest notorycznie wyrzucana (po każdym takim epizodzie pojawia się w domu ojca licząc, że będzie mogła z nim zamieszkać – za każdym razem przeżywa gorycz rozczarowania). Vianne tymczasem wiedzie sielankowe życie na wsi – z mężem i córką u boku. Do czasu…
Przychodzi bowiem rok 1940. Przetaczająca się przez Europę wojna, dociera w końcu do Francji. Burzy życie milionów niczemu niewinnych ludzi, zmiata ich spokój i marzenia niczym domki z kart. Mąż Vianne zostaje powołany do wojska i kobieta zostaje sama z córką. Isabelle, zgodnie z dyspozycją ojca, zamieszkuje z siostrą – ten łudzi się, że na wsi i mając w sobie wzajemne wsparcie, córkom uda się jakoś przetrwać ciężkie czasy. Płonne jednak nadzieje ojca – siostrzane zjednoczenie wysiłków nie następuje. Bo tak, jak różne mają charaktery, takie też jest ich podejście do zastałej, wojennej rzeczywistości. Vianne stara się przetrwać, wtapiając w tłum, nie ściągając na siebie uwagi. Co innego Isabelle. Dla niej wojna to przygoda, moment, by wykazać się odwagą i wziąć sprawy w swoje ręce – szczególnie, kiedy większość Francuzów podąża za głosem kolaboranckich, oficjalnych władz i wybiera bezczynność. Isabelle niepomna na ostrzeżenia siostry, rozpoczyna działalność w ruchu oporu, co oczywiście wiąże się z opuszczeniem domu Vianne. Dziewczyna zapisuje na swoim koncie kolejne udane akcje, igrając na nosie i ambicji wroga. Ale czy można mieć aż tyle szczęścia przez całą wojnę, czy uda się jej wywinąć ze szponów niemieckich żołnierzy, którzy mają oczy i uszy wszędzie?
Ale warto zastanowić się także nad inną kwestią: czy można pozostać w takich czasach biernym? Stawać codziennie rano przed lustrem i patrzeć sobie w oczy, kiedy świadomie się je przymyka na dziejące się ludzkie dramaty? Nawet za cenę ratowania najbliższych. Bo przecież takiego wyboru dokonała Vianne. Czy wojenne okrucieństwa, które i ją zaczynają dotykać coraz mocniej, zmienią jej sposób myślenia? I czy decyzje, które każdego dnia muszą podejmować siostry, pozwolą im w końcu zrozumieć, jak ważne są dla siebie nawzajem? Czy pomimo wojennej zawieruchy odnajdą drogę do siebie? Odpowiedź na te wszystkie pytania znajdziemy na stronach najnowszej powieści poczytnej amerykańskiej autorki, Kristin Hannah.
Niezaprzeczalnie Słowik szturmem zdobył pierwsze miejsca list bestsellerów na całym świecie. Skąd ten sukces, można by zapytać? Z jednej strony to przecież kolejna książka o wojnie, na czym więc polega jego wyjątkowość? Mam na to kilka teorii. Po pierwsze Kristin Hannah posługuje się językiem powieści sagowych, pisze barwnie i bardzo plastycznie. Wystarczy chwila, by zatopić się w świecie, który przed nami roztacza. Misternie buduje otaczającą bohaterów rzeczywistość: można niemal dotknąć suszącej się pościeli na sznurze w ogrodzie, pnących róż na otaczającym dom murku, poczuć w ustach świeżo upieczony chleb. Tak sugestywnie, jak opisuje sielankowy obraz życia w przedwojennej Francji, z takim samym dbaniem o detal przedstawia też okrutną codzienność czasu wojny, z całą jej biedą, wszechobecną szarością i brakiem nadziei.
Poza tym w Słowiku brak tego brutalnego naturalizmu, do którego przyzwyczaiły nas inne teksty kultury dotyczące II wojny światowej: im więcej szczegółów i opisów bestialskiego okrucieństwa, tym lepiej – zdają się myśleć inni autorzy. Kristin Hannah wybrała inną drogę. Jej książka to bardziej powieść przygodowa i obyczajowa, niż historyczna. Opowiada o odwadze, harcie ducha, który ma siłę zwyciężać zło. Co więcej, główną rolę w tej rozgrywce powierzyła kobietom (a przecież nie od dziś wiadomym jest, że to kobiety-czytelniczki napędzają rynek książkowy), dowodząc, że to na nich opierał się w dużej mierze francuski ruch oporu (książka nawiązuje do prawdziwej historii). A to wszystko okraszone wątkiem romantycznym – bo po co, jak nie dla miłości, warto ratować świat. Oczywiście w tym wszystkim autorka nie zapomniała o faktach historycznych: Niemcy nadal są okrutni, francuski rząd kolaborował z okupantem, a ludzie ginęli w okropnych męczarniach, niesprawiedliwie, bezsensownie. Dzięki tej mieszance Słowik jest powieścią dla wszystkich. Stał się historią, którą babcie mogłyby opowiedzieć wnukom o swoich wojennych doświadczeniach: pełną przygód, by je zainteresować, w której są czarne charaktery i zdarzenia brutalne, żeby skutecznie przestraszyć, ale jest i duża dawka bohaterstwa, żeby dać nadzieję, przekonać, że zło nie ma prawa wygrać. I tu też dopatruję się sukcesu książki, bo Słowik to baśń, a kto z nas nie ma do nich słabości. Trzeba jednak pamiętać, że z każdej powinniśmy czerpać naukę na przyszłość – a z tej szczególnie. Zwłaszcza że żyjemy w „ciekawych czasach”…
Katarzyna Figiel