Nie tylko historyczne? Jakie więc? Dzisiaj podwójna recenzja. O książce Marcina Adamowicza opowiadają Aldona Radomska i Paulina Statek.

„Gudrun” Marcina Adamowicza powinna być lekturą obowiązkową dla studentów, którzy swoją wielką przygodę z miastem Kraków rozpoczęli właśnie od studiów. Czyli tych wszystkich, których siłą rzeczy ominęły szkolne wycieczki w najważniejsze historycznie miejsca tego miasta. Pozostali mogą przeczytać również, dla odświeżenia spojrzenia na szare mury, dla poszerzenia perspektywy.

Książka jest osobista i zaangażowana, bardzo mocno osadzona w realiach krakowskich. To sentymentalna podróż, podszyta melancholią, ale wciąż głęboko realistyczna. Jest skrojona minimalistycznie, prosto, tak jak obrazki, które ją ilustrują. Gdyby była lekturą obowiązkową dla nowo przyjezdnych mogłaby z powodzeniem wprowadzać w klimat Krakowa. Wątpliwe, żeby jednak tak się stało, głównie z powodu mylącego tytułu.

„Gudrun” to nie beletrystyka, nie jest to też książka historyczna, to coś pomiędzy. Może dlatego autor do tytułu dopisał „i inne historie (nie tylko historyczne)”?
Książka jest próbą rozliczenia się z naszą historią, a właściwie odnalezienia się w niej, ze wszystkimi sprzecznościami. Wielu może się z nią identyfikować, autor ma łatwość wyciągania wniosków, jest spostrzegawczym obserwatorem. Wielu po przeczytaniu Kraków objawi się na nowo, jako miasto jeszcze starsze niż sądzili.

Aldona Radomska

Słabą stroną każdego opowiadania jest brak rozbudowanych wątków (bo i jak je rozbudować, na kilku stronach), szybkie rozwinięcie i ucięcie tematu. Brakuje w nich czegoś, co nas porwie, bo zanim zdąży to zrobić, historia się kończy. Są jednak osoby (i to, z tego co mi wiadomo, sporo takich osób), które opowiadania bardzo lubią, może nawet wolą od powieści. Ja do nich absolutnie nie należę, postanowiłam jednak zmierzyć się z „Gudrun”.

Te opowieści  to krótkie historyjki zwykłych obywateli, oparte na wydarzeniach II wojny światowej. Każda z osobna, przedstawiana z innej perspektywy, opowiada o ludziach, którzy żyjąc w XXI wieku są na różne sposoby ‘obarczeni’ historią, o sposobie odbierania tego przez młodych, którzy znają sprawę głównie z opowieści, wspomnień dziadków, których w książce nie jest mało.

Nastawiona dość negatywnie, zaczęłam czytać opowiadania bazujące na dość młodej historii, starając się odkryć w nich coś, co porusza; co sprawi, że będę o nich pamiętać. I tak – pierwsze opowiadanie zupełnie nie przypada mi do gustu, drugie zwraca na siebie uwagę zaledwie jednym zdaniem i to pod koniec, ale kolejne – z nimi coraz lepiej. Z opowiadania na opowiadanie sposób pisania coraz bardziej mnie wciągał.

Wielkim plusem tych historii jest fakt, że są one najzwyczajniej aktualne. Bo choć autor tylko wspomina o Robercie Kubicy, o Janie Pawle II, czy Euro 2012, to sprawia, że wszystko jest jak najbardziej rzeczywiste. Równie dobrze, to właśnie nam dziadkowie mogliby opowiadać to wszystko. Choć wydarzenia historyczne pojawiajace się w ksiażce były mi znane, nie zaskakiwały, to przytaczanie ich nie było męczące czy nudne. Pan Adamowicz pisze wszystkie swoje opowiadania bardzo poprawnie, płynnie, sensownie.

Jeśli chodzi o część negatywną – autorowi można zarzucić tylko jedno (ale za to spore przewinienie) – w opowiadaniach brakuje emocji. Wszystko czyta się trochę jak reportaż. Być może było to zamierzone – wszak tematy które podejmuje są bolesne, wywołujące wiele emocji samym ich przytoczeniem, obawiam się jednak, że na dłuższą metę, historie mogą nie być zapamiętane przez czytelnika, właśnie z powodu braku opisu odczuć boheterów.

Czytając tę książkę nie można nie zwrócić uwagi i nie skomentować ilustracji, które zostały w książce zamieszczone. Moim zdaniem – książka zyskałaby tylko na pozbyciu się tych rysunków. Nie wnoszą one nic do opowieści, nie przykuwają wzorku, a mnie jednie odpychają, gdyż są proste, nijakie, jak z zeszytu ucznia podstawówki. Zupełnie nie przypadły mi do gustu.

Książka „Gudrun i inne historie (nie tylko historyczne)” składająca się z opowiadań, nie przekonała mnie jednoznacznie do tej formy wypowiedzi. Jestem jednak pozytywnie zaskoczona, im dalej czytałam, tym przyjemniej i łatwiej było przyjmować te hitorie. Polecam ją głównie osobom, które opowiadania lubią, szczególnie te z tłem historycznym. Choć da się przez nie przebrnąć całkiem przyjemnie, wątpię odrobinę w sukces książki w szerszym gronie odbiorców.

Paulina Statek