Naszym zdaniem
Rachel uwielbia oglądać świat z okien pędzącego pociągu, podglądać tych wszystkich szczęśliwych ludzi w ich idealnie poukładanym życiu. Szybko przekonała się, że wystarczy podejść odrobinę bliżej, by zobaczyć mroczne tajemnice, które kryją się w cieniach każdego domu.
Ta książka sama jest jak pociąg, i to nie taki zwykły, podmiejski. To ekspres, w który wsiadasz i znikasz dla świata na kilka godzin. Zamykają się drzwi i szybko odjeżdżasz na setki kilometrów od rzeczywistości, którą znasz, i w której czujesz się bezpiecznie. Przygotuj się na to, że kiedy wysiądziesz nic nie będzie już takie samo, że raz na zawsze stracisz spokój ducha, bo zdasz sobie sprawę, że wszystko, co znasz i w co wierzysz, może okazać się jednym wielkim kłamstwem.
Wszystko zaczyna się niewinnie. Oczami Rachel, tytułowej bohaterki, patrzymy na świat londyńskich przedmieść, które ogląda w drodze do pracy i z powrotem. Przygląda się domom ciągnącym się przy linii kolejowej i ich mieszkańcom. Z daleka radosnym, uśmiechniętym, bezczelnie wprost szczęśliwym. Ma nawet swoją ulubioną parę. Wymyśla im historię: sielską i poprawiającą nastrój – bo przecież tak MUSZĄ wyglądać losy par z przedmieść. A my świetnie bawimy się razem z nią, tą grą w budowanie wieży z nierealnych zdarzeń. Jednak do czasu, bo szybko okazuje się, że ta ucieczka w świat wyobraźni to rodzaj autoterapii, sposób na zapomnienie o tym, jak wygląda jej własne życie.
Tak jak codzienne dojazdy do pracy, tak też prowadzona jest narracja: mamy wgląd w myśli bohaterki dwa razy dziennie, z perspektywy okna pociągu. I z każdą kolejną podróżą autorka dokłada nam puzzelki do tej wielkiej układanki, którą stanowi życie Rachel. Życie, w które nagle wdziera się świat fikcji. A może wręcz odwrotnie: świat fikcji zaczyna się rozdzierać i powoli wpuszczać przebłyski rzeczywistości? Nic w tej książce nie jest pewne, ani przez moment nie można stracić czujności, wszystko wygląda jak podziurawiona alkoholowymi ciągami pamięć bohaterki.
To wtedy, kiedy pojawiają się pierwsze oznaki nieuchronnego nieszczęścia, poznajemy Megan, a jeszcze później Annę – dwie kolejne bohaterki, które razem z Rachel tworzą trójgłos, towarzyszący nam przez całą książkę. One powoli dają nam wgląd w swoje myśli i kolejne zdarzenia, które zaprowadzą nas do ostatecznego rozwiązania zagadki, którą próbuje rozwikłać Rachel.
Autorka wodzi czytelnika za nos. Sprawia, że wielokrotnie zmienia się zdanie na temat wersji wydarzeń, której jest się absolutnie pewnym, a po chwili… już nie jest się pewnym niczego. Dziewczynę z pociągu czyta się z zapartym tchem (i nie jest to jedynie figura retoryczna!), z mocno walącym sercem. W oczekiwaniu na odkrycie, co tak naprawdę wydarzyło się pewnego feralnego dnia w Witney, dnia, który połączył trzy bohaterki.
Świetnie poprowadzona fabuła jest zdecydowanie najmocniejszą stroną książki. Autorka karmi nas małymi kęsami, sprawiając, że głód wcale nie maleje. Wręcz przeciwnie, rośnie z każdą chwilą. Na pochwałę zasługuje też tłumaczenie Jana Kraśki. Nie ma tam niezgrabnych zdań, które wytrącają z rytmu. Płynie się przez historię miękko, doceniając melodię używanego języka. Bardzo miła odmiana w porównaniu z wieloma współczesnymi książkami, które wypełniają księgarniane półki.
To nie pierwsza książka Pauli Hawkins. Popełniła już jedną – ekonomiczny poradnik dla kobiet. Dziewczyna z pociągu to zatem debiut autorki w kategorii fiction. I to debiut spektakularny! Prawa do książki sprzedano już do 47 krajów, na jej podstawie powstanie też film. Hawkins okazała się być kobietą renesansu, bo oprócz trzech fakultetów (z ekonomii, filozofii i nauk politycznych) ma też dryg literacki i talent do opowiadania historii. I wszystko wskazuje na to, że już niedługo na rynku wydawniczym pojawi się kolejny jego przebłysk.
Katarzyna Figiel