Autorów „Wszystko zależy od przyimka” nikomu nie trzeba przedstawiać – to prawdziwi Mistrzowie i niedoścignione autorytety, przy których chyba każdemu wydaje się, że jego znajomość języka polskiego jest śmiesznie mała. A gdyby tak dało się podsłuchać rozmowę profesorów i troszeczkę skubnąć wiedzy? Na samym początku autorzy sami doszli do wniosku, że jest to książka „wypowiedziana”, zatem od razu wyobraziłam sobie, jak cichaczem pojawiam się w pobliżu stołu, przy którym odbywają się debaty. Co wyniknęło z mojego nadstawiania ucha (czy raczej łypania okiem)?

„Wszystko zależy od przyimka” ma formę spisanego dialogu pomiędzy profesorami, a nad całością czuwa Jerzy Sosnowski. Panowie dyskutują, spierają się ze sobą, przywołują anegdotki. Na szczęście nie ma tu przydługiej gadaniny o sprawach oczywistych i omówionych w tysiącach książek. Kolejna ciekawostka – rozmówcy nie zawsze są w stanie podać sztywną regułę jakiegoś zagadnienia, bo język wciąż się zmienia, a poruszane tematy doskonale to pokazują.

Każdy rozdział jest pełny informacji, a forma dialogu powoduje bardzo szybką zmianę omawianego zagadnienia. Według mnie to ogromna zaleta tego tytułu, bo dzięki temu dostajemy dużą dawkę wiadomości. Książka będzie też przystępna dla każdego, bo cała wiedza jest przekazywana w lekkiej formie, a trudniejsze słowa (związane z językoznawstwem) są wyjaśniane w kwadratowych nawiasach. Panowie najbardziej skupiają się na języku, z którym każdy z nas ma styczność na co dzień. Stąd rozdziały, w których znajdziemy rozmowy m.in. o internecie i netykiecie, typowych błędach Polaków (np. nieodmienianie nazwisk, mylenie „bynajmniej” z „przynajmniej”), wulgaryzmach, poprawności politycznej, reklamie, „inwazji” języka angielskiego, epidemii dysgrafii czy agresji językowej. Panowie zastanawiali się nawet nad słusznością powszechnego oburzenia ludzi, gdy Doda publicznie wypowiedziała się o „facetach naprutych ziołami”. To też siła autorów tej książki, bo co nam po profesorach, którzy baliby się żywego języka.

Bardzo ciekawe były też fragmenty o różnicach między pokoleniami. Studenci naszych autorów nie widzą niczego nieodpowiedniego w napisaniu „witam” na początku e-maila, podobnie z powiedzeniem na do widzenia „dobra, dzięki” do profesora (uwaga – prof. Miodek ma wtedy „mordercze skłonności”). Oczywiście nie jest tak, że w książce mamy do czynienia z krytyką języka młodych ludzi. Autorzy sami przyznają, że skoro oni nie używają skrótów typu BTW, to nie znaczy, że należy siłą usuwać to z języka młodzieży. To bardziej próba zrozumienia zmian i – ostatecznie – pochwała różnorodności i kreatywności.

No a co ze słowami typu „biolożka”, „filolożka” czy „ministra”? Czy w ogóle da się walczyć z męskocentryzmem gramatyki? Czemu pewne słowa czy wyrażenia zanikają, a inne nie? Czy język polski przetrwa? Profesorowie zastanawiają się nad wieloma aspektami języka i z tym wiąże się mój jedyny zarzut do książki – brak indeksu, który pozwoliłby szybko wyszukać interesujące nas zagadnienie. Po lekturze naprawdę trudno spamiętać, co gdzie było.

Na sam koniec „podsłuchana” myśl z książki, która bardzo podniosła mnie na duchu. Prof. Miodek przez 50 lat żył sobie w nieświadomości, że „ani raz” to błąd. To oznacza, że zgłębianie języka polskiego w zasadzie nie ma końca i zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego, niezależnie od tego, czy jest się profesorem, czy „podsłuchiwaczem” Mistrzów.

Alicja Knapik