Pełna nazwa tego święta brzmi Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Pomysłodawcą święta był Vicente Clavel Andrés – walencki dziennikarz i wydawca, który to w latach dwudziestych ubiegłego wieku zorganizował pierwszy Festiwal Książki Hiszpańskiej. 

Pierwotnie festiwal organizowano w domniemaną rocznicę urodzin Miguel’a de Cervantes’a przypadającą na 7 października. Jednak od jego pierwszej edycji król Alfons XIII podpisał dekret, który ustanowił Festiwal Książki Hiszpańskiej świętem formalnym. Dekret zmienił także datę obchodów święta na 23 kwietnia – dzień śmierci Cervantesa. Od 1930 roku jest oficjalnym świętem Hiszpanii.

W roku 1964 Święto Książki przejęły inne kraje hiszpańskojęzyczne , natomiast w 1995 roku UNESCO ustanowiło ten dzień jako Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich.

23 kwietnia jest także symboliczna dla literatury światowej. Wtedy to bowiem zmarł już wspomniany Miguel de Cervantes, ale także Inca Garcilaso de la Vega (peruwiański historyk) oraz William Szekspir – przy czym datę śmierci Szekspira podaje się według kalendarza juliańskiego, natomiast dwóch pozostałych według gregoriańskiego.

Krajami, które obchodzą Światowy Dzień Książki w innym terminie są: Wielka Brytania i Irlandia. U nich to święto przypada na pierwszy czwartek marca i to dlatego, aby wypadało ono w trakcie semestru szkolnego.

W Katalonii, gdzie święto miało swój początek, jest obchodzonym bardzo hucznie świętem narodowym, jako dzień – św. Jerzego – patrona tego regionu w Hiszpanii. Zgodnie z powszechną tradycją tego dnia kobiety obdarowywano czerwonymi różami, mającymi symbolizować krew pokonanego smoka. W późniejszym czasie kobiety zaczęły odwdzięczać się mężczyznom ofiarowując im książki.

Jednak jak to jest z tym czytelnictwem w Polsce? Według raportu Biblioteki Narodowej z roku 2010 aż 56% Polaków nie przeczytało ŻADNEJ książki. Te pozostałe 44% owszem miało jednorazowy kontakt z książką, którą to zdefiniowano dość szeroko, wliczając do niej także e-booki, słowniki czy encyklopedie.

Patrząc na słupki procentowe można by się jednak zastanowić nad uwspółcześnieniem obecnej definicji książki. Wspomniane już e-booki czy audiobooki, mimo że dostępne w innej formie niż drukowana, także są literaturą. Ponadto trzeba pamiętać o tych, którzy czytają opowiadania zamieszczane na blogach i portalach literackich. Uświadomienie takim pokątnym czytaczom , że to także jest książka prawdopodobnie podniosłoby wskaźnik czytelnictwa, jeśli nie o kilkanaście to chociaż o te kilka punktów dla ogólnospołecznego zadowolenia, że jednak aż tak źle to z naszym czytaniem nie jest.

Dariusz Makowski