Czy w powieści „On” są w jakiś sposób obecne Pani osobiste doświadczenia? Czy bycie matką dwóch synów pomogło Pani w wykreowaniu Śpika? I, jeśli wolno spytać, co na to Pani synowie?

Oczywiście, że pomogło; nie można napisać książki o relacji matki z dzieckiem, gdy się nie ma dziecka. Nie wierzę w to. Moje dzieci są zupełnie inne, niż Śpik, ale troszczę się o nie, boję się o nie tak samo, jak każda matka – o tyle więc to doświadczenie jest konieczne. Moi synowie są za mali na czytanie książek dla dorosłych, bardzo ich cieszy, że wywiad ze mną jest w gazecie czy w radiu – i to wszystko. Myślę, że większego wpływu na ich życie to nie ma. I bardzo bym chciała, żeby tak było jak najdłużej.

Pani debiutancka powieść została nominowana do Paszportu Polityki i Nagrody Literackiej NIKE. Czy z tak prestiżowymi wyróżnieniami w dorobku pisze się trudniej kolejną powieść?

Nominacje do tak ważnych nagród literackich są dla mnie zaszczytne, rzecz jasna, ale chyba nie utrudniają niczego. A ułatwiają rozmowę z wydawcą o finansach, z całą pewnością. Książka ma swoje łatwe i trudne chwile. Niezależne od spraw z zewnątrz. Ona jest w ogóle dość niezależna.

Interesuje mnie, jak pracuje pisarka? Ma Pani wypracowany konkretny styl pracy? Czy w takiej twórczej pracy można mówić o rutynie? Czy bliskie są Pani okresy twórczej niemocy?

W ogóle nie znam pojęcia rutyny. Być może nawet bym chciała czasami, ale nic z tego, codziennie coś nowego. Zazdroszczę tym, którzy mają określone godziny pisania wkomponowane w grafik, którzy się tego trzymają i którym życie pozwala się tego trzymać. Zazdroszczę. I chyba nie chciałabym być na ich miejscu. A nawet gdybym chciała – nie umiem. Robię wiele różnych rzeczy, nie chcę się koncentrować tylko na pisaniu. Nie wiem, co to jest twórcza niemoc, bo wtedy nie próbowałam pisać.

Czy kiedy zasiada Pani do pisania, wie już od początku, dokąd tekst Panią zaprowadzi, czy rodzi się to w trakcie?

Nie wiem i wiedzieć nie chcę. Bardzo mi odpowiada myśl, że ja jako osoba jestem poniżej tekstu, że to on ma dla siebie drogę i wiedzie mnie nią bez względu na to, co ja zaplanowałam. Obie moje książki miały – w pierwotnym założeniu – być o czymś zupełnie innym. Po drodze się okazało, że myśl z drugiego planu zaczyna się wybijać na plan pierwszy. A później jeszcze, gdy się czyta recenzje, przyjemnością patrzeć jest na ich różnorodność – bo to znaczy, że książka żyje sama. Nie potrzebuje mnie. Dlatego przyznaję – trudno mi o niej mówić. To tak, jakby się opowiadało o innym człowieku, będąc pewnym, że w takiej sprawie miałby właśnie takie a nie inne zdanie.

Czy jest jakaś cena, którą płaci Pani za swoją twórczość?

Ja – nie. Ale mój mąż – na pewno.

Czym jest dla Pani pisanie? I czy jest to jakiś rodzaj ciężaru, czy coś, co przychodzi zupełnie naturalnie?

Pisanie to jest frajda. Przyjemność. Ciężarem jest dla mnie raczej przetrwać proces, który rozpoczyna się z chwilą oddania książki do wydawnictwa. Żeby go przetrwać, trzeba szybko zacząć pisać coś nowego.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Ewelina Tondys

Fot. Adam Golec