Jak to z tym czytaniem jest? Według raportu Biblioteki Narodowej nie najlepiej. Ponoć aż 60,8% Polaków nie czyta (dane za rok 2012). A jak jest w rzeczywistości? Moim skromnym zdaniem lepiej niż mogłoby się wydawać. Bo jak można wierzyć jakimś tam cyferkom? W końcu, kiedy ludzi chce się nastraszyć, podaje im się jakąś wartość (najlepiej jak najwyższą, ale bez przesady) i dopisuje się stosowne wnioski. Nawet Benjamin Disraeli, brytyjski polityk z XIX wieku powiedział: są trzy rodzaje kłamstw:kłamstwa, okropne kłamstwa i statystyki.

Mnie bardziej zastanawia, dlaczego chce się wywrzeć presję na tych, którzy nie czytają. Sam oczywiście jestem wielkim zwolennik czytania, i nie wkomponowuję się w obraz pana Statystycznego. Ale jednak coś za tym stoi. Tylko pytanie: co? Nie czytając nie poszerzamy horyzontów, nasza wyobraźnia umiera; smoki, wróżki, czarodzieje, czarne charaktery i inni odchodzą na emeryturę. Wracając jednak do presji. Co rusz słyszę o nowych akcjach czytelniczych, mających skłonić przeciętnego Kowalskiego do sięgnięcia po książkę. Bo tak! Nie chcę przytaczać nazw z Facebooka, by nie zostać potem zlinczowanym, ale uważam, że zmierza to w nie tym kierunku co trzeba. Np. akcja: przeczytaj tyle książek, ile masz wzrostu – czyli stos książek twojego wzrostu. I co dalej? A no właśnie nic. Poszerzysz horyzonty, Twoja wyobraźnia na nowo ożyje, pajęczyny znikną itd. Jak dla mnie wszystko idzie na ilość, a nie na jakość. Bo co z tego, że przeczytam sto książek rocznie, skoro zaraz potem o nich zapomnę.

Trzeba było by pomyśleć nad czymś co faktycznie skłoni Kowalskiego do czytania. Bo jak dla mnie słowa: czytaj bo to jest trendy, bo tylu autorów wydaje świetne książki, jak ty możesz tego nie znać? są jak rzucanie grochem o ścianę. Niech owy Statystyczny nawet ruszy tę JEDNĄ książkę rocznie, ale wyciągnie z niej jakieś sensowne wnioski. Coś go zaciekawiło? Ma jakiś problem? Chce znaleźć podobne historie? Proszę bardzo. Pójdzie do księgarni czy biblioteki, zapisze się na forum internetowe by wymienić poglądy z innymi. Odkryje, że coś w tym tkwi i czytanie nie stanowi sztuki samej w sobie. Nie chcę przez to powiedzieć, by doszukiwał się, co autor miał na myśli – trzeba wytępić tę szkolną regułę – i niech sam znajdzie wartość, która do niego przemawia.

Wpychanie na siłę – bo inaczej tego nazwać nie można – książek przynosi tylko odwrotny skutek. Chociaż akcja Czytaj! Zobacz więcej wypełniona po brzegi ludźmi znanymi z pierwszych stron gazet wydaje się dość interesująca. Jej założenie w głównej mierze opiera się o zasadę na złość mamie odmrożę sobie uszy. Pytanie czy faktycznie owa kampania rzeczywiście coś wniosła, bo patrząc na raport BN to niekoniecznie. Z drugiej strony jednak ktoś spostrzegawczy może pomyśleć: no dobra, występują w takiej akcji, ale czy faktycznie czytają? Może warto by zrobić akcję, która pokaże, że celebryci faktycznie czytają, a nie tylko wyłącznie o tym mówią.

Jednak co dalej z tym czytaniem? W zasadzie to temat rzeka, na który każdy może się rozwodzić godzinami. Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy (a są w ogóle tacy?!) mogliby obrzucać się nawzajem błotem i nic z tego by nie wynikło, aby tylko zdusić przeciwnika – bo ja wiem lepiej. Osobiście uważam, że najlepiej być po środku. Zerknąć na jedną i drugą stronę przez prymat tego jak wygląda status książki w obu obozach. Wyciągnąć odpowiednie wnioski i nie wdawać się w dyskusję bo szkoda się irytować.

 Dariusz Makowski