Muszę się przyznać do pewnej ignorancji. Nie miałam pojęcia, że książka „Diabeł ubiera się u Prady” (kliknij, by przeczytać recenzję) doczekała się drugiej części. Odkryłam to przez przypadek, ale po zachwycie, jaki wzbudziła we mnie pierwsza część, nie zastanawiam się długo, tylko szybko włożyłam słuchawki do uszu i zabrałam się za… sprzątanie szafy. I choć moje ciuchy nie mają nic wspólnego z projektantami mody, za to wiele z promocjami w sieciówkach, to jakoś te abstrakcyjne historie o dobieraniu drogich bransolet dobrze mi się skomponowały z porządkami w szafie.

Nie wiem, czy zaważyły oczekiwania po pierwszej części, która była lekką, ale i inteligentną odskocznią do posłuchania „w międzyczasie”, czy to, że tym razem miałam trochę lepsze warunki do skupienie się nad audiobookiem, ale ta druga część jest, niestety, lekko rozczarowująca. 

Główna bohaterka Andrea nadal błyska inteligentnym żartem – trafnie, ostro i znienacka, jak przy wiosennej burzy. Tylko jakoś po tej burzy nie przychodzi utęsknione orzeźwienie. Wszystko zdaje się być wtórne, nieświeże. Na dodatek budowa postaci jest niedopracowana.

Autorka skupiła się bardzo (i naprawdę to doceniam) na tym, żeby pokazać inną Andreę, niż tą, którą znamy z pierwszej części. Tym razem główna bohaterka jest o dziesięć lat starsza, niż wtedy, kiedy pracowała u Mirandy Priestly. Co za tym idzie jest dojrzalsza, w zupełnie innej sytuacji życiowej, rozważna i poważniejsza. Wiele kobiet może się z nią identyfikować (a to też się ceni w lekturze „dla wszystkich”), bo Andrea ma zwykle babskie rozterki, pomysły i problemy. Niby zakochana, ale czy na pewno jej mężczyzna jest tym jedynym? Niby powinna poważnie porozmawiać z teściową, ale się boi i woli przeczekać. Która kobieta tego nie zna?

Z drugiej jednak strony Andrea jest do bólu irytująca. Nie potrafi podjąć decyzji, brak jej wyrazu. Paradoksalnie, w porównaniu do tej dziewczyny, która nosiła kawę Mirandzie, jest mdła, pospolita i nieciekawa. Nowa Andrea zachowuje się jakby była oderwana od rzeczywistości. Niby już podjęła poważna decyzje dotycząca swojego biznesu, który prowadzi, ale nie potrafi jej zwerbalizować. Ciągle się czegoś boi, choć do końca nie wiadomo, czego. Cały czas odkłada coś na później. A jedynym racjonalnym powodem, dla którego miałaby tak postępować, jest usilne przeciąganie książki. Tak, jakby autorce już brakło pomysłu i na postacie drugoplanowe i na wątki poboczne.

Lubię, kiedy kolejne części nawiązują do poprzednich, bo właśnie dlatego czytamy serie. Chcemy dowiedzieć się, co dalej się dzieje z bohaterami, z którymi już się zdążyliśmy zżyć. Zjada nas też ciekawość. Chcemy wiedzieć, jaki wpływ miały na nich podjęte wcześniej decyzje. Ale ponawianie wątków, wracanie do tego, co było niemal w każdym rozdziale, to już jest odgrzewany kotlet.  

Morał płynący z tej książki można by ująć tak: Jeśli mamy upiornego szefa (choć jesteśmy przezdolnymi młodymi ludźmi, z ogromnymi ambicjami) i z niejasnych powodów nie zwolnimy się  sami, tylko będziemy czekać aż nas wyrzucą, to utrata tego znienawidzonego stanowiska pracy będzie dla nas traumą przez najbliższe 10 lat.

Najmocniejszą stroną audioboka jest głos. Absolutnie genialny, który ratuje całość – głos Anny Dereszowskiej. Jestem pewna, że gdybym czytała książkę, a nie słuchała Dereszowskiej, odłożyłabym ją na półkę po pierwszym rozdziale i nigdy bym do niej nie wróciła. Dzięki lektorce słuchałam i chciałam słuchać. Dereszowska jest genialna w tym wydaniu. Wciela się w rolę, ale nieprzesadnie moduluje głos. Ostatnio mam spore szczęście do dobrych lektorów, ale to właśnie Ania Dereszowska utwierdziła mnie w przekonaniu, że polskie aktorki powinny przede wszystkim czytać książki i nagrywać audiobooki. Nie żeby na scenie im nie szło. Przeciwnie, ale tak niewielu potrafi dobrze nagrać audiobooka, że taki talent trzeba wykorzystywać. Szkoda, że w tym przypadku sposób podania przerósł treść.

Anna Kokoszka

Grafika: Wydawnictwo Albatros