Przychodzisz w odwiedziny do nowych sąsiadów. Albo na randkę do niedawno poznanego chłopaka/dziewczyny. No dobra. Albo na obiad do przyszłych teściów. Nieważne. Przychodzisz do domu, w którym SĄ KSIĄŻKI. Siadasz grzecznie przy stole. Ktoś pyta, czego się napijesz. Herbatę proszę. Gospodarz idzie do kuchni, a Ty ukradkiem lustrujesz regał z książkami, lubieżnie zatrzymując wzrok na co ciekawszych tytułach. Albo spoglądasz na nie z niesmakiem. Po pięciu minutach wiesz, czy się z sąsiadami zaprzyjaźnisz, czy będziesz wpadał/a tylko po to, by pożyczyć sól. Czy chłopak/dziewczyna ma potencjał na miłość życia, czy może nagle przypomni Ci się, że zostawiłaś/eś ziemniaki na gazie. Czy Pani Krysia mogłaby zostać Twoją mamusią, czy stwierdzisz, że raczej wolisz żyć z kotami.
Oceniam ludzi po tym, co czytają. Bezczelnie zaglądam im na półki mając wrażenie, że zaglądam im do głowy. Sprawdzam, jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Pokaż mi co czytasz, a powiem Ci, kim jesteś.
„Myślałem, że masz więcej książek”
To stwierdzenie pada bardzo często z ust osób, które po raz pierwszy odwiedzają mnie w moim mieszkaniu. „Robię w książkach”, więc oczywistym wydaje się, że będę miała ich wokół siebie tysiące. Tymczasem w przeciągu ostatniego roku mocno zredukowałam swoją biblioteczkę, pozbywając się większości książek: tych, które już przeczytałam i do których na pewno nie wrócę, tych, które nabyłam kompulsywnie i nigdy po nie nie sięgnęłam oraz tych, które okazały się nietrafionymi prezentami, a ich jedyną funkcją było zbieranie kurzu. Porządki w biblioteczce były częścią większej rewolucji: w ten sam sposób pozbyłam się niepotrzebnych ubrań i rzeczy, które ograniczały moją życiową przestrzeń. Dobrze mi z tym, choć początkowo czułam się, jakbym zdradziła przyjaciela. Okazało się jednak, że jest wiele sposobów na to, by książki znalazły nowego właściciela i nadal cieszyły kogoś swoją obecnością na półce.
Tych książek nigdy nie oddam
Zostawiłam tylko te książki, które mają dla mnie rzeczywistą wartość, z jakichś względów są mi bliskie i z dużą dozą pewności mogę stwierdzić, że jeszcze do nich wrócę. „Lot nad kukułczym gniazdem” jest jedną z pierwszych książek, którymi tak naprawdę się zachwyciłam i którą przeczytałam kilka razy. Wygrzebałam ją w domowej biblioteczce kilkanaście lat temu i zabrałam ze sobą, kiedy przeprowadziłam się do Krakowa. Vonnegut jest moim mistrzem słowa, ulubionym pisarzem zagranicznym, którego cenię za całość dorobku artystycznego, choć jedne pozycje lubię bardziej, inne mniej. Powyżej widzicie moje Top 5. Nie wiem, co między Vonnegutami robi Mendoza (którego uwielbiam za sarkazm i zabawę słowem) – możliwe, że ktoś go tam po prostu przestawił buszując w mojej biblioteczce. Sama jestem pedantką i zwykle układam książki wg. konkretnych wytycznych, takich jak autor, tematyka czy wielkość książki. „Muminki” kocham całym sercem i nigdy z nich nie wyrosnę. Myślę, że postać Włóczykija, outsidera, który żyje blisko natury, znacząco wpłynęła na to, jaka ja sama jestem dzisiaj. „Antologia polskiego reportażu” trafiła do mnie dzięki uprzejmości Księgarni Pod Globusem i jest perełką w mojej biblioteczce. Nigdy nie przeżyłam większego romansu z fantastyką, nie mam potrzeby zagłębiania się w wyimaginowane światy, kiedy ten, który mam zaraz obok jest tak bardzo ciekawy. Z tego powodu reportaż zawsze będzie zajmował szczególne miejsce na mojej półce.
Kurs Przewodnika Beskidzkiego
Natura nie lubi próżni, dlatego miejsce, które zwolniło mi się po poprzednich książkach, szybko zajęły inne, związane z Kursem Przewodnika Beskidzkiego, który od 8 miesięcy pochłania całą moją uwagę. Tym oto sposobem na mojej półce wylądowała seria przewodników Rewasza, książki o architekturze, etnografii (moje ulubione) oraz związane z historią, tak Polski, jak i regionu. W tym momencie to chyba moje ulubione książki, mam jednak z nimi jeden, podstawowy problem – nie mam kiedy tego wszystko czytać, choć powinnam 😉 Porządku pilnuje matrioszka znaleziona na targu staroci w Bułgarii. Dobble z kolei rozkręca każdą, najnudniejszą nawet imprezę. Warto mieć pod ręką.
Wszystko inne
Na trzeciej półce wylądowały wszystkie inne książki: atlas świata, albumy o górach, książki dla dzieci, które czekają, aż mój chrześniak nieco podrośnie, książki, które pożyczyłam, a jeszcze nie oddałam, książki, które dostałam do recenzji, książki, które dostałam w prezencie oraz wszystkie te, które nie zmieściły się na dwóch poprzednich półkach. Wyjątkową sympatią darzę książki związane z podróżami, które inspirują mnie do poznawania nowych miejsc i odkrywania kolejnych ścieżek, którymi można by podążyć. Takie też książki najczęściej wybieram sobie do recenzji na Bookeriadzie. Zwykle po przeczytaniu posyłam je w świat (sprzedaję, wymieniam się, daję w prezencie). Na tej półce swoje miejsce znalazł również mój drugi mistrz słowa, Stasiuk, ulubiony polski pisarz, który ukształtował mnie, jeżeli chodzi o kierunki moich wędrówek: zdecydowanie bliżej mi do wschodu, niż zachodu, do wsi, niż do miasta, do niskobudżetowych podróży, niż do last minute. Panie Andrzeju, dziękuję.
Pragmatyzm
Nie da się ukryć, że na przestrzeni ostatnich kilku lat moje podejście do książek mocno się zmieniło, przestało być romantyczne. Traktuję je jako bardzo ważne, ale jednak wciąż przedmioty, które podlegają takich samym zasadom, jak wszystko inne, czym się otaczam. Dążenie do minimalizmu, którego w pewnym momencie bardzo zapragnęłam, wynika zapewne z faktu, że Kraków traktuję jako okres przejściowy w swoim życiu. Mam poczucie, że jeszcze muszę znaleźć swoje miejsce, w którym osiądę. Wtedy będę mogła do woli otaczać się książkami. Tymczasem, jak mawiał Włóczykij:
Wszystko staje się trudne, kiedy się chce posiadać różne rzeczy, nosić je ze sobą i mieć je na własność. A ja tylko patrzę na nie, a odchodząc, staram się zachować je w pamięci. I w ten sposób unikam noszenia walizek, bo to wcale nie należy do przyjemności.
Justyna Sekuła