Matematyka. Wzory, liczby, ułamki, wykresy i zabawa z cyrklem, która na początku wydaje się porywająca, a potem wszystko się psuje. Ala ma kota, a kot ma Alę. Oblicz pole trapezu. Wszystkie podręczniki i ćwiczenia do tego przedmiotu sieją przerażenie w umysłach uczniów. Rozmowy o matematyce zamykają się w tematach: „sprawdź rozwiązanie zadania z tyłu książki”, „chętni (hehehe) mogą zrobić zadania z gwiazdką”, „nie baw się ekierką” oraz „umiesz coś na sprawdzian z majcy?”. Nic poza tym.

Ten przedmiot był moją szkolną zmorą od czwartej klasy szkoły podstawowej. Nie oznacza to, że mój mały świat ignoruje wszystko, co wiąże się z tą dziedziną. Gdy zobaczyłam książkę „Królowa bez Nobla. Rozmowy o matematyce”, poczułam ukłucie w moim zranionym przez „matmę” sercu oraz poruszenie w mózgu – bo jakie „rozmowy”, w dodatku przez 296 stron? Domyślacie się, który organ zwyciężył tę wewnętrzną walkę.

Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to naprawdę perfekcyjnie przygotowane wydanie książki. Czegoś takiego już dawno nie widziałam: twarda oprawa, dobry papier, wygodna czcionka, bardzo dużo grafik, fotografii oraz wykresów, które ułatwiają zrozumienie treści (wszystko w świetnej jakości). Muszę to napisać – wydaje mi się, że cena tego tytułu powinna być wyższa (!), bo wydawca musiał poświęcić dużo czasu na zrobienie czegoś tak doskonałego.

Skoro książka dobrze wygląda, to może treść jest trefna? Nic z tych rzeczy. „Królowa bez Nobla” jest podzielona na czternaście rozmów. Nie wiemy, kto je prowadzi – wiadomo, że jedna z nich chętnie dzieli się swoją wiedzą w przystępny sposób, a druga ma jakieś pojęcie o matematyce, ale na pewno nie traktuje zadań matematycznych jako najlepszą rozrywkę na świecie.

Kolejne rozdziały zajmują się zagadnieniami, które napisano w bardzo sprytny sposób. Interesujesz się sportem? Ok, mamy coś dla Ciebie! Wielbiciele malarstwa, historii, jedzenia, astronomii, pijanych królików, a nawet marzyciele, plotkarze i przyszli milionerzy też znajdą swój kącik. Całość jest nafaszerowana humorem, często <uzasadnioną> złośliwością i ironią. Nie, nie chodzi o psychiczne znęcanie się nad osobami, które w miarę możliwości starają się maksymalnie ignorować matematykę. Panowie trafiają w sedno, tzn. krytykują obecne sposoby nauczania, zasady zdawania egzaminów i codzienne absurdy serwowane pracownikom naukowym. Oto świetny przykład: “Zetknąłem się z opinią, że dziś Bóg nie miałby szans zostać profesorem. Jest autorem tylko jednej publikacji, która nie zawierała przy tym żadnej literatury. Ponadto publikacja ta nie została opublikowana w żadnym znaczącym czasopiśmie”. W dalszej części możecie poczytać o wybitnych matematykach, którzy nie spełnialiby dzisiejszych wymagań stawianym naukowcom.

Dwa lata temu pisałam recenzję innej matematycznej książki – moja przyjaciółka (i niezależny krytyk w jednej osobie) stwierdziła, że nie znam się na matematyce, więc każdy tekst popularnonaukowy będzie mnie zachwycał i zdumiewał. Coś w tym jest, ale przecież nie recenzuje książki dla pracowników NASA, skryptu dla studentów ani pracy habilitacyjnej z wydziału matematyki. “Królowa bez Nobla” pewnie bardziej trafi do osób podobnych do mnie, ALE ścisłowcy także powinni chociaż ją przeglądnąć. Zapewne omawiane zagadnienia nie będą dla nich czymś nowym, co nie oznacza, że sposób przekazywania informacji nie będzie dla nich interesujący. Przy okazji poznają książkę, którą będą mogli polecić swoim znajomym humanistom.

Na koniec mogę dodać tylko tyle: bardzo żałuję, że autorzy tej książki nie uczyli mnie matematyki. Prawdopodobnie odbierałabym teraz medal Fieldsa (nagroda dla matematyków przyznawana na Międzynarodowym Kongresie Matematyków) za jakieś epokowe odkrycie albo przynajmniej nie odczuwałabym aż takiego wstrętu do wzorów, statystyk i innych przerażających rzeczy.

Alicja Knapik