Keith Hunter Jesperson. Kierowca ciężarówki. Bardzo zły kierowca ciężarówki. Udowodniono mu osiem morderstw. Ofiary gwałcił, torturował, dusił. Polował na kobiety, głównie prostytutki. Między czasie grał ojca na ćwierć etatu, partnera, byłego męża. Męczył się ze swoimi skłonnościami. Brzmi dobrze, prawda?

Dla fanów opowieści o seryjnych mordercach na pewno brzmi dobrze. Kto siedzi w tych tematach wie, kim był i jak skończył. Kto nie siedzi również miałby szansę się dowiedzieć, w końcu córka Jespersona napisała książkę. I tutaj winna jestem czytelnikom pierwsze tłumaczenie: książka „Przerwane milczenie” nie jest powieścią kryminalną, ale wspomnieniami Melissy G. Moore. W księgarni zajmowała jednak zaszczytne miejsce pomiędzy utworami najsłynniejszych światowych autorów kryminałów, więc bez chwili wahania książkę dołączyłam do swojego księgozbioru.

Tytuł ten na dzień dobry odradzam tym, którzy od literatury oczekują mocnych wrażeń. Ja oczekiwałam i się przeliczyłam, chociaż czytało się bardzo lekko. Wydawnictwa wspomnieniowe tak mają, zwłaszcza gdy są podparte współudziałem w procesie ich powstawania profesjonalnego pisarza, który opowieść potrafi nakreślić tak, by trafiła do potencjalnych odbiorców. Napisałam, że czytelnik „miałby” szansę dowiedzieć się czegoś więcej na temat Jespersona i używam tej formy świadomie. Nie ulega wątpliwości „Przerwane milczenie” jest o Melissie, nie o jej ojcu i jego zbrodniach. Chwytliwy podtytuł mnie przechytrzył.

Trzeba być jednak otwartym na świat, dlatego dałam książce szansę. Oczekiwałam akcji, dostałam dziecięce i nastoletnie emocje. Ale rozminięcie rzeczywistości z oczekiwaniami nie powinno przekreślać tego, co daje nam los.

Jak już powiedziałam, książkę czyta się bardzo lekko, jak dla mnie chyba aż zbyt lekko, bo przez około 300 stron tekstu nie poczułam dreszczyku emocji. Wzruszenia też nie, chociaż chyba właśnie to uczucie chciały w czytelnikach wywołać autorki. Myślę, że udało im się to w wielu przypadkach, ale w szczególności w Stanach Zjednoczonych,bo to w końcu tam znajdowało się centrum wydarzeń i właśnie w tym kraju Melissa G. Moore zrobiła wszystko, co powinien jego obywatel w sytuacji kryzysu życiowego. Napisała książkę, udała się do słynnego doktora Phil’a i Oprah’y Winfrey. Staram się nie umniejszać cierpienia Melissy, nie kupuję jednak medialnego przeżywania bólu. Wzruszenie mnie ominęło, ale tak jak mówię, to też kwestia czytelnika, bo w książce nie brak jest sytuacji, które winny je wywołać.

Melissa G. Moore opisuje swoje życie od pierwszych chwil, które pamięta aż po ostatnie prace nad książką, kiedy już jest szczęśliwą żoną, matką, a wszelkie kontakty z ojcem ma już za sobą. W całej tej historii pełno jest niepewności, bałaganu, nie brakuje biedy i patologii. Przez wiele lat jej życia na porządku dziennym była przemoc w rodzinie, którą w stosunku do wszystkich jej członków stosował jej ojczym. Ze strony ojca Melissa nigdy jej nie doświadczyła, wiedziała jednak, że niektóre jego zachowania zdradzają, że coś jest w nim nie tak. Czytamy, że kiedy rodzice zdecydowali o rozwodzie, a ojciec zaczął w jej życiu pojawiać się okazjonalnie, ona zaczęła czuć się w jego obecności nieswojo. Poprzez takie fragmenty widzę w tej książce znaczną nadinterpretację ludzkich uczuć i zachowań. Nastolatka, której nagle urywa się bezustanny kontakt z ojcem zaczyna się czuć w jego obecności nienaturalnie, bo i spotykanie się od czasu do czasu jest dla niej czymś nienaturalnym. Poza tym nie zapominajmy o tym, że „Przerwane milczenie” powstało jako pewnego rodzaju forma terapii dla Melissy. Rozliczając się z przeszłością dokonywała nadinterpretacji wspomnień do takiego poziomu, który wyznaczała jej świadomość prawdziwego oblicza ojca.

Słowem podsumowania powiem, że jak dla mnie książka okazała się warta przeczytania przede wszystkim dlatego, że wiem już, czego unikać. Nie mam poczucia zmarnowanego czasu, ale odnoszę wrażenie, że mogłam go spożytkować lepiej. Książki nie polecam miłośnikom mocnych wrażeń, ale tym, którzy lubią literaturę faktu z dziedziny życia codziennego, bez fajerwerków, za to z dużą dawką dramatów nie wybiegających poza znane nam już, chociażby z mediów, formy powszednich patologii wielu rodzin i problemów dorastających dziewcząt.

Sylwia Tomasik