Czy obserwując współczesny boom na literaturę kryminalną, mają Państwo poczucie, że przygotowując kolejną powieść, uczestniczą w wyścigu na najbardziej wymyślną zbrodnię? Z czego w Państwa opinii bierze się siła kryminałów?

MFK: Nie. Nie chcemy się z nikim ścigać, a już na pewno nie o najbardziej wymyślną zbrodnię. Wydaje się pozornie, że w zalewie kryminalnych historii powieść może się wyróżnić „dziwnością” samej zbrodni. Bo przecież wszystko już było i trzeba naprawdę kombinować. Ale to w naszym przekonaniu droga donikąd, grozi wręcz oderwaniem od rzeczywistości. Bo sama zbrodnia to tylko punkt wyjścia. W rzeczywistości zbrodnia jest przeważnie banalna, bezsensowna, smutna i w tej swojej banalności i bezsensowności – przerażająca. Barokowe morderstwa rodem z kryminałów, geniusze zła i niebywale inteligentni seryjni mordercy w prawdziwym świecie raczej nie występują. Nam zależy na realizmie. Przecież kryminał składa się z wielu poziomów, na których może być wyjątkowy. Z pozoru banalna zbrodnia może być punktem wyjścia do opowiedzenia niebanalnej historii o ludziach, których dotyka trauma gwałtownej śmierci, o świecie wytrąconym ze swoich torów.
MK: I właśnie stąd bierze się siła kryminału. Kryminał jest uprawniony do stawiania ważnych pytań – o zło, śmierć, winę i odpowiedzialność. Pozwala eksplorować ciemne zakamarki ludzkiej natury, zaglądać światu pod spódnicę. Nam nie chodzi o to, żeby podniecać czytelników coraz to wymyślniejszymi zbrodniami, ale żeby opowiedzieć historię, która daje do myślenia i trzyma się realiów tu i teraz. Mówi coś więcej niż tylko to, kto zabił.

Zarówno w powieści Śleboda, jak i w najnowszym Pionku osadzają Państwo akcję w regionach, z których nie wywodzą się Państwo, obcych, a dodatkowo etnograficznie niezwykle zajmujących. Czym się Państwo kierowali w swoich wyborach?

MFK: Wyjątkowa kulturowa specyfika tych miejsc w obu przypadkach ma znaczenie dla fabuły. Historie opisane w PionkuŚlebodzie nie mogłyby się wydarzyć poza Śląskiem czy poza Podhalem. Miejsce odgrywa własną, niezastępowalną rolę w fabule. Zgłębienie kulturowego kontekstu i zrozumienie mieszkających tam ludzi to w obu przypadkach też element śledztwa, doprowadza bohaterów do rozwiązania.
MK: Podhale to region bardzo wyrazisty – wszyscy wiemy, jak wygląda strój góralski, znamy jedną czy drugą przyśpiewkę i znamy smak oscypka, chociaż już o „zaboconym” w pamięci zbiorowej Goralenvolku mało kto słyszał. Dla wielu Podhale to taka „superpolska”, gdzie ludowa tradycja, zbiorowe wyobrażenia o niej, duma z posiadania korzeni i przebojowa przedsiębiorczość tworzą jedyny w swoim rodzaju kolorowy miks, którego nie da się z niczym pomylić. Doświadczenie kulturowe a la carte, momentami wręcz antropologiczny lunapark.
MFK: Śląsk z kolei, nawiedzony przez widmo wampira i różne historyczne traumy, w tym traumę transformacji, z pozoru szary, zniszczony, mroczny – budzi zupełnie inne emocje. Ale tym razem mniej interesowała nas wielka historia, a bardziej rodzinne mikrohistorie, tropienie ludzkich relacji, które w tym regionie mają swoją specyfikę. To także region, o którym pozornie każdy coś wie – ale potem się okazuje, że co krok skrywają się tam sekrety. W obu tych miejscach jest napięcie, odmienność, potencjał, drzemie w nich jakaś opowieść.

W Państwa najnowszej powieści Pionek Śląsk jawi się jako „dom zły”, statystycznie nadreprezentowany, jeśli chodzi o liczbę seryjnych morderców i przypadków zaburzeń psychiatrycznych. Czy dotarły już do Państwa może pierwsze opinie czytelników ze Śląska skonfrontowanych z Państwa opowieścią? Jakie to były głosy?

MFK: Zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno jest pisać o społeczności, której nie jest się częścią bez popadania w stereotyp, bez krzywdzących uproszczeń, banału. Zawsze staramy się dokładnie przygotować do pisania. Ale jesteśmy outsiderami. Nie możemy i nie chcemy mówić Góralom czy Ślązakom, jacy są naprawdę. Patrzymy więc z dystansu, oczami naszych bohaterów, którzy też przecież są z zewnątrz.
MK: Zawsze z niepokojem, ale i ciekawością czekamy na głosy z regionu, który opisaliśmy. Szczególnie, że eksplorujemy tam tematy kontrowersyjne, budzące emocje, nieoczywiste – jak kolaboracja Górali z Niemcami w czasie II wojny światowej, czy intrygujący fakt, że w historiach polskich seryjnych morderców żaden inny region nie ma tak mocnej reprezentacji, jak Śląsk. Ale głosy, które dochodzą nas ze Śląska – i z Podhala też – są bardzo pozytywne.

Tym, co szczególnie ujęło mnie w Pionku, było bardzo pomyślne przemycenie pod warstwą kryminalnej intrygi problematyki społecznej, a także zagadnień natury moralnej, i to tych o największym ciężarze gatunkowym: kary śmierci, pochodzenia zła w człowieku, odwiecznych pytań teodycei. Na ile było to zamierzone?

MFK: Pracę nad każdą książką zaczynamy od zadania sobie pytania, o czym ta książka ma być? I nie chodzi o to, kto zginie, w jaki sposób, gdzie i jak śledczy dojdą do rozwiązania. Chodzi o sens opowieści. Pionek miał być książką o złu – o tym, jak ciężko czasem odróżnić zło od nieszczęścia, kata od ofiary, winę od odpowiedzialności. O tym, jak zło rodzi zło, zbrodnia zbrodnię, jak ciężko się z tego zaklętego kręgu wydostać i jaką cenę płaci się za wyjście z mroku.
MK: Społeczny kontekst też od początku był niezwykle ważny, bo zbrodnia nie dzieje się w próżni. Dotyka, zaburza, niszczy relacje – od najbliższej rodziny ofiar, sprawców i podejrzanych, do całej zbiorowości. Zostawia po sobie blizny, odmienia. I wreszcie, chcieliśmy też zaczepić czytelników kryminałów niewypowiedzianym pytaniem: drogi czytelniku, a po co Ty czytasz kryminały? Co takiego cię w nich pociąga, co się fascynuje?

Czy Anna Serafin i Sebastian Strzygoń posiadają jakieś Państwa cechy? Dlaczego zależało Państwu na tym, by śledczy zarówno w Ślebodzie, jak i w Pionku byli amatorami?

MFK: Budując postacie Anki i Bastiana, korzystaliśmy oczywiście z naszych doświadczeń – zawodowych i osobistych. Anka jest przecież antropologiem kultury, a Bastian dziennikarzem – zupełnie jak my. Ale oboje są naszą kreacją, a nie naszymi alter-ego.
MK: Nasi bohaterowie są nie dość, że amatorami, to jeszcze outsiderami. Ale oboje mają pewne „supermoce”, które umożliwiają im rozwiązywanie specyficznych zagadek kryminalnych. Bastian – doświadczenie dziennikarza śledczego, które pozwala mu tropić, drążyć, zadawać właściwe pytania, „ujawniać” i „docierać do”. Anka za to dysponuje wiedzą i warsztatem antropologa kultury – jest wrażliwa na specyfikę kulturową miejsca, widzi to, co ukryte, zgłębia niewidoczne na pierwszy rzut oka powiązania, rozumie ludzi w ich społecznym i kulturowym kontekście. Oboje mają też swoje słabości, które sprawiają, że również błądzą.
MFK: W większości kryminałów bohaterowie rozwiązujący kryminalną zagadkę związani są zawodowo z organami ścigania, ewentualnie są prywatnymi detektywami. Umieszczenie w tej roli amatorów pozwoliło nam przełamać schemat, zbudować niestereotypowe postacie śledczych i nieco inaczej poprowadzić akcję. Perspektywa amatora-outsidera to też, jak mówiliśmy, nasza perspektywa. Ale co więcej, także perspektywa czytelnika, który być może zidentyfikuje się z naszymi śledczymi i zada sobie pytania, które zadają sobie oni.

Co okazało się dla Państwa największym odkryciem, odkąd zaczęli Państwo razem pisać kryminały?

MK: Największym odkryciem jest chyba fakt, że się da (śmiech). Że pisanie książek – po pracy, w weekendy, a nawet na komórce w stojącym w korku autobusie, bo tak też się zdarzało – jest możliwe. I że daje niesamowitą energię, satysfakcję i poczucie wolności.
MFK: Poza tym każda nasza książka jest o czym innym – pierwsza była o Krakowie tuż przed wojną, druga o Krakowie tuż po wojnie, trzecia o Podhalu, a czwarta o Śląsku. Każda wymagała osobnego zgłębienia czasów czy miejsca. I każde z tych czasów i miejsc było dla nas odkryciem, czasem odkryciem na nowo. Pisanie to też przygoda

Sebastian Strzygoń stwierdza w powieści Pionek: „Pisanie ludziom pomaga”. W czym pomaga ono Państwu?

MK: Pisanie nie pozwala nam stać w miejscu, stawia przed nami wyzwania, zmusza do wysiłku. Nie daje nam się nudzić. Choć przyznajemy, że czasem dalibyśmy wiele, żeby w sobotnie popołudnie albo wtorkowy wieczór ponudzić się po prostu we dwójkę, a nie pakować naszych bohaterów w jakieś tarapaty albo gonić na drugi koniec Polski na badania terenowe.
MFK: Ale pisanie pozwala nam też lepiej poznawać siebie nawzajem, doskonalić trudną małżeńską sztukę kompromisu, spędzać razem czas i tworzyć razem coś wspólnego.

I ostatnie pytanie: Czy pracują już Państwo nad kolejnym tomem losów dziennikarza i antropolożki? Czy mogą już Państwo zdradzić, w który region tym razem zabiorą Państwo czytelników?

MK: Oczywiście, już powoli zaczynamy pracować nad kolejną książką.
MFK: Ale nic więcej nie zdradzimy.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Ewelina Tondys


Zdjęcie Autorów: Grażyna Makara, zdjęcia Śląska: Małgorzata i Michał Kuźmińscy