O pisaniu we dwoje, twórczej chemii, zaglądaniu światu pod spódnicę oraz o najnowszej powieści kryminalnej Pionek, rozgrywającej się tym razem na Śląsku, rozmawiam z jej Autorami.

Małgorzata Fugiel-Kuźmińska (ur. 1982) – z wykształcenia i zamiłowania antropolog kultury, zawodowo zajmuje się zarządzaniem projektami. Autorka artykułów o kulturze popularnej.

Michał Kuźmiński (ur. 1981) – dziennikarz i redaktor „Tygodnika Powszechnego”, autor tekstów i przekładów piosenek, bloger.

Wspólnie napisali dwie sensacyjno-kryminalne powieści retro: Sekret Kroke (2009) i Klątwa Konstantyna (2011). Obecnie tworzą cykl etnokryminałów, zapoczątkowany przez powieść Śleboda (2015) – skupioną wokół morderstwa starego górala z Murzasichla. Z kolei w Pionku (2016) mierzą się z mitem śląskiego wampira. Za Sekret Kroke zostali nominowani do Nagrody Wielkiego Kalibru.

Fanpage Małgorzaty i Michała Kuźmińskich na Facebooku: facebook.com/MMKuzminscy
Strona Autorów: http://kuzminscy.com/

W kwietniu na polskim rynku ukazała się książka Siła duetów, której autor Joshua Wolf Shenk przeanalizował losy znanej i mniej znanej współpracy dwojga artystów. Autorowi chodziło o znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak to się dzieje, że dwoje ludzi jest w stanie wypracować to, co często wydaje się niedostępne dla jednej osoby. Na czym ta twórcza chemia polega w Państwa przypadku?

MFK: Czasem śmiejemy się, że gdybyśmy nie pisali razem, nie pisalibyśmy w ogóle.
MK: Dwoje autorów to dwa razy więcej pomysłów, a wspólne generowanie pomysłów wyzwala olbrzymią energię, efekt kuli śniegowej – nakręcamy się nawzajem i pomysłów powstaje wtedy jeszcze więcej. Oczywiście, nie wszystkie te pomysły są dobre – i wtedy też przydaje się współautor z jego/jej krytycyzmem. Ostatecznie przetrwają pomysły najlepsze, do których jesteśmy oboje przekonani.
MFK: Każde z nas ma swoje mocne strony, wnosi trochę inną perspektywę, inaczej ustawia akcenty. To wzbogaca książkę. Jednocześnie pracujemy nad swoimi fragmentami tekstu nawzajem, gruntownie je po sobie redagujemy, żeby całość tekstu była spójna. Czasami jesteśmy dla siebie bezlitośni, a czasami zaskakujemy się i inspirujemy.
MK: Jesteśmy dla siebie nie tylko współautorami, ale też pierwszymi redaktorami, krytykami i czytelnikami.
MFK: I pewnie z tego wszystkiego wynika, że końcowy efekt jest czymś więcej niż tylko sumą dwóch części składowych.

Pisanie zwyczajowo kojarzy się z samotnością i odosobnieniem. Jak powstają powieści w duecie? Jak dzielą się Państwo zadaniami i w jakim stopniu inspirują się Państwo innymi pisarskimi duetami?

MFK: Pisanie to przede wszystkim wnikliwa obserwacja rzeczywistości, a potem ciężka, chociaż bardzo satysfakcjonująca i dająca dużo dobrej energii praca. Potrzeba do niej skupienia, ale w naszej opinii – niekoniecznie samotności. Bo to przecież ludzie i ich historie są dla autora największą inspiracją. Obraz pisarza, na którego w samotności, za biurkiem, spływa jakieś tajemne natchnienie, jest bardzo romantyczny, ale kompletnie mija się z rzeczywistością. Przynajmniej w naszym przypadku.
MK: Wspólne pisanie zaczyna się od wspólnego zbierania informacji, zgłębiania tematu, któremu mamy zamiar poświęcić książkę. To okazja do spędzania razem czasu, przygody, podróży, wycieczek i poznawania ludzi. Następnie – wspólne generowanie pomysłów.

O tym już było.

MK: Tak, i to jest faza najbardziej burzliwa. Burze mózgów czasem kończą się burzą w szklance wody.
MFK: Albo kieliszku wina.
MK: Żeby sprawnie pisać we dwoje, trzeba naprawdę starannie ułożyć plan. Wręcz go wyrysować. Oczywiście z pełną gotowością do jego burzenia.
MFK: A potem już samo pisanie. Nie dzielimy się zadaniami, wątkami, scenami, czy postaciami. Po prostu realizujemy swój plan, a to, co które z nas pisze, wychodzi bardzo naturalnie. Oczywiście na bieżąco trwa praca nad tekstem, skracanie, uzupełnianie się nawzajem, cyzelowanie, redakcja. Niektórzy z naszych przyjaciół twierdzą, że są w stanie rozpoznać, które z nas pisało który fragment. I zwykle się mylą.
MK: Każdy duet autorski, jak każdy autor, ma swoje sposoby na organizację pracy. Nie inspirowaliśmy się niczyimi doświadczeniami, wypracowaliśmy sobie własny model, który jak dotąd świetnie się nam sprawdza.

Co w przypadku różnicy zdań? Na ile ułatwia, a na ile utrudnia tę współpracę fakt, że są Państwo małżeństwem?

MFK: To jest właśnie zaleta pisania w duecie – nasz tekst już na etapie powstawania poddawany jest konfrontacji i krytyce. Pojawiają się różnice zdań, a to nie zawsze jest łatwe. Musieliśmy nauczyć się słuchania krytycznych uwag, odrzucania pomysłów, które na jakimś etapie wydawały nam się dobre, pokonywania przywiązania do własnych słów. Ale też musieliśmy nauczyć się te krytyczne uwagi formułować asertywnie i merytorycznie.
MK: Małżeństwo to jedna wielka sztuka kompromisu, więc raczej nam to pomaga. Wiemy, że nie możemy się na siebie obrazić, trzasnąć drzwiami i powiedzieć „ja z tobą więcej nie piszę”, bo przecież rano usiądziemy razem do śniadania i zrobimy listę zakupów. Jesteśmy ze sobą, więc się ze sobą dogadujemy.

W jakich okolicznościach zrodził się Państwa pomysł na wspólne tworzenie kryminałów? Było to coś w rodzaju impulsu, spontanicznego odruchu czy dominował raczej na chłodno przemyślany, a następnie zrealizowany plan?

MFK: Sam pomysł napisania pierwszej książki – kryminału osadzonego w dawnym Krakowie – powstał spontanicznie, przy winie, w ogródku na krakowskim Kazimierzu. Kompletnie nie wiedzieliśmy, jak się za to zabrać, ale naturalnym wydało nam się posiadanie planu (zwłaszcza, że zajmuję się zawodowo zarządzaniem projektami, gdzie plan to absolutna podstawa). I tak to się zaczęło.
MK: Od tego pierwszego, spontanicznego impulsu do czterech książek na półce, droga była wypełniona harówką, rezygnowaniem z wielu rzeczy, determinacją, czasem na przekór okolicznościom, w wykrojonym z pracy zawodowej i życia rodzinnego i towarzyskiego czasie. Ale pisanie daje też niezwykłe poczucie wolności. Obserwowanie, jak tworzona przez nas historia, postacie, miejsca ożywają i czasami domagają się zmiany w planie, daje niesamowitą satysfakcję.
MFK: Bo bez planu ani rusz, ale trzeba być otwartym na jego modyfikowanie, czasem wręcz wywracanie, gdy historia zaczyna się tego domagać. Plan jest po to, żeby go mieć – ale też, żeby go zmieniać.
MK: Na przykład bohaterowie, gdy już trochę dojrzeją, zaczynają żyć własnym życiem, czasem zaskakują nawet autora – i bywa, że trzecioplanowa postać zaczyna domagać się swojej etiudy.

Czy od początku wiedzieli Państwo, że chcą pisać kryminały, a nie inny gatunek literacki? Z czego wynikał ten wybór?

MFK: W tym spontanicznym impulsie, kiedy powstał pomysł na naszą pierwszą książkę, Sekret Kroke, zamarzyła nam się historia przefiltrowana przez popkulturowe klisze i wyobrażenia – o tajemnicy z przeszłości, miłości, zdradzie, wojnie, tajnych stowarzyszeniach. Marlowowski płaszczyk retro najbardziej pasował do naszego pomysłu. Chodziło głównie o zabawę. Ale kiedy postanowiliśmy się przenieść z Krakowa retro do współczesności, wiedzieliśmy, że tym razem chcemy napisać historię całkiem serio.
MK: Kryminał jest gatunkiem pozornie łatwym – od razu wiadomo, że będzie trup i że wokół poszukiwania mordercy będzie toczyła się akcja. Daje ramy konwencjonalne i gatunkowe, podpowiada nawet całe rozwiązania fabularne czy typowe postacie, np. szorstkiego, zgorzkniałego gliniarza nadużywającego alkoholu czy ślicznotkę w opałach. Można za tym schematem podążać krok w krok, albo próbować go przełamywać. W ramach obu tych podejść powstają interesujące książki, ale oba niosą też właściwe sobie niebezpieczeństwa. Opcja bezpieczna grozi banałem i wtórnością. A z drugiej strony, eksperymenty grożą niewypałem. My postanowiliśmy poszukać drogi pośredniej.
MFK: Nam kryminał wydał się gatunkiem pojemnym, dającym niezwykłe możliwości podglądania świata w momencie, kiedy dochodzi w nim do zaburzenia porządku, jakim jest zbrodnia. Do eksplorowania ludzkich zachowań w sytuacjach zetknięcia ze złem, śmiercią, grozą, do obserwowania, jak w takich sytuacjach reagują jednostki, zbiorowości, jak te mikroświaty radzą sobie z traumą zbrodni.

Czy w Państwa ocenie kryminał na polskim rynku już się wyemancypował, czy w dalszym ciągu postrzegany jest jako ten gorszy gatunek literatury?

MK: Widać, że kryminał w Polsce zyskuje na popularności. Nie jesteśmy w stanie śledzić wszystkiego, co dzieje się na tym poletku, ale cieszy nas, że powstaje coraz więcej polskich powieści kryminalnych i coraz więcej ludzi chce je czytać. Dobrze, że kryminał nie ma już kompleksów.
MFK: Jak już wspomnieliśmy, kryminał to gatunek pojemy. Jest w nim miejsce i dla czystej rozrywki („literatury wagonowej”), jak i dla stricte literackich przedsięwzięć, które mają ambicje być czymś więcej, niż tylko opowieścią o tym, „kto zabił”. Dlatego nie jest to literatura „gorsza” z natury. Wszystko zależy od zamysłu autora i od tego, jak z tym zamysłem sobie poradzi. Istnieją wybitne kryminały i fatalne powieści literackie.